Niepokorna. Madelina Sheehan. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Madelina Sheehan
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-7976-495-2
Скачать книгу
pojęcia, gdzie się podziało moje ubranie. I nic mnie to nie obchodziło.

      Chciałam go mieć w sobie – tak głęboko, by nigdy nie mógł się wydostać.

      – Daj mi to, czego tak potrzebuję, dziecinko. Daj mi twoją słodką cipkę, o której marzę.

      O mój Boże.

      Wydawało mi się, że nie sposób pragnąć go bardziej, niż już pragnęłam. Ale właśnie udowodnił mi, że się myliłam.

      – Proszę, proszę, weź ją sobie – wybełkotałam, rozpaczliwie garnąc się do niego.

      Patrzyliśmy sobie w oczy, oddychając ciężko, podczas gdy spływały po nas strugi deszczu. Deuce zaczął się wpychać do mego wnętrza.

      – O, tak – wydyszał. – Jesteś taka diabelnie wilgotna. Cholernie tego chcesz, prawda?

      – Tak – zaskomliłam.

      – O, tak, czuję to – wychrypiał i napierał mocniej. – Okropnie ciasno. Jesteś piekielnie ciasna, dziecinko.

      Nie bez powodu. A on w ciągu pięciu sekund zorientuje się, co to za powód.

      – Nie broń się, Eva, otwórz się dla mnie. – Zniecierpliwiony, chwycił mnie za pośladek i ścisnął, jednocześnie wdzierając się we mnie. Krzyknęłam. A on skamieniał. Po prostu znieruchomiał jak posąg.

      – Cholera! – wrzasnął. – Niech to szlag. Na Boga, Eva! Niech to wszystko diabli porwą!

      O mój Boże, on się wycofuje.

      – Nie! Proszę! Ja tego chciałam! – Wpiłam palce w jego plecy i mocniej objęłam nogami w pasie. – Chciałam, żebyś był moim pierwszym! Marzyłam, że tak się stanie! O tobie i o mnie! Od czasu, gdy mnie pocałowałeś! A nawet przedtem!

      Opadł obok mnie.

      – Cholera – wyszeptał.

      Nadal był we mnie. Byłam niego pełna. Cudowne uczucie. A gdy spróbowałam się poruszać – bo musiałam, chciałam, nie mogłam się powstrzymać – jęknął. Lubiłam, gdy jęczał, niemal tak bardzo, jak lubiłam czuć go w sobie. A chciałam więcej, chciałam, żeby on się ruszał.

      Więc mu to powiedziałam. Powiedziałam o wszystkim, co czuję, i o tym, co chcę poczuć. Słowa po prostu wylewały się ze mnie. Mówiłam o uczuciach i potrzebach, bo chciałam, żeby wiedział, ile to dla mnie znaczy, że to on jest tym pierwszym, bo tylko jemu chcę to dać. Bo tylko jego chciałam mieć w środku i tak już zostanie na zawsze.

      Nasze oczy się spotkały. Patrzyłam w piękne, arktycznie niebieskie oczy.

      – Proszę – błagałam. – Deuce, proszę.

      – Jestem żonaty, do cholery. Mam dwoje dzieci. To wszystko jest takie popieprzone. To nie powinienem być ja. Nie powinnaś być moja.

      Co takiego? Oto jest we mnie, bo chciałam, żeby we mnie był, bo jest jedynym mężczyzną, którego potrzebuję wewnątrz – a on ma czelność mówić mi, że to nie powinien być on? Pozwoliwszy najpierw, bym go o to błagała?

      Niedoczekanie.

      – Cholera! – warknęłam. – Gówno mnie obchodzi twoja żona. I ciebie także nic nie obchodzi, bo inaczej nie robiłbyś mi palcówek w klubie! I na pewno nie wyniósłbyś mnie tutaj, nie mając zamiaru mnie przerżnąć! Nie masz prawa mi mówić, że to nie powinieneś być ty! Nie do ciebie należy decyzja, lecz do mnie. I ja ją podjęłam! I nie mam zamiaru jej zmienić!

      Oczy Deuce’a zabłysły gniewem.

      – Nie mogę ci dać nic oprócz mego cholernego fiuta, a to o wiele za mało! – wysyczał. – Zasługujesz na więcej. Na znacznie więcej! Zasługujesz na coś lepszego niż ten zasrany cuchnący zaułek i z całą pewnością na kogoś lepszego niż ja!

      Tak to już z nami było. Za każdym razem, gdy skrzyżowały się nasze ścieżki, przyprawiałam go o ból. Deuce zawsze był smutny.

      – Jesteś lepszy, niż ci się wydaje – wyszeptałam. – Gdy byłam mała, nie zdawałam sobie sprawy – nie rozumiałam twego spojrzenia, nie rozumiałam, dlaczego jesteś smutny – ale teraz już wiem. Ktoś w ciebie wniknął i wszystko ci pomieszał, wywrócił do góry nogami, zamienił prawą stronę z lewą. Dlatego teraz wydaje ci się, że nie jesteś nic warty. A to nieprawda. Więc musisz mnie słuchać, gdy ci mówię, że jesteś lepszy, niż myślisz. Powiem więcej, dla mnie jesteś najlepszy.

      – Eva – jęknął, pociągając nosem.

      – Co?

      – Zamknij się. – Nakrył wargami moje usta i całowaliśmy się powoli, głęboko, rozkosznie leniwie.

      – Teraz cię przelecę – wymamrotał prosto w moje usta.

      O Boże. Jak dobrze.

      – Zgoda – wydyszałam.

      I zrobił to. Przy brudnym ceglanym murze, w pełnym śmieci zaułku, w którym gnieździły się szczury i zdziczałe koty, w kroplach ciepłego letniego deszczu.

      I było idealnie. Lepiej, niż się spodziewałam. Lepiej, niż można sobie wymarzyć. Najlepiej.

      Następne cztery lata spędziłam na uczelni. Studiowałam. Chodziłam z Kami na zakupy. Usiłowałam pozbyć się Frankiego. Cieszyłam się życiem. A noce spędzałam na ożywianiu wspomnień. Wciąż na nowo przeżywałam chwile spędzone z Deuce’em. Nasze wszystkie cztery spotkania.

      Następnego dnia po uroczystości wręczenia dyplomów spakowałam plecak, zabrałam z sobą Kami i napisałam liścik do mego ojca. Następnie wsiadłam do samolotu, który leciał do Miles City w stanie Montana.

      Leciałam do Deuce’a.

      Rozdział 5

      Jeśli potrzebowałam więcej dowodów na to, że Hell’s Horsemen są zamieszani w bardzo nielegalne interesy – oprócz powiązań z moim ojcem – wystarczył jeden rzut oka na siedzibę ich klubu.

      Położony w samym środku wzgórz stanu Montana, na końcu polnej drogi, otoczony ogrodzeniem pod elektrycznym napięciem i zwieńczony drutem kolczastym, stał ich pobielony wapnem magazyn; masywny, o powierzchni około dziesięciu tysięcy metrów kwadratowych. Na froncie budynku widniały ich insygnia. Na zewnątrz parkował rząd harleyów, a obok kilka ciężarówek oraz lśniących czerwonych samochodów sportowych.

      Podjechałam wynajętym samochodem do bramy i zajrzałam w kamerę. Przez intercom odezwał się skrzekliwy głos.

      – Pomóc ci w czymś, kochana?

      Odchrząknęłam. Byłam straszliwie zdenerwowana.

      – Chciałabym… mmm…

      – Uspokój się, Evo – szepnęła Kami. – Nie denerwuj się.

      Spojrzałam na nią ze złością.

      – Przyjechałaś tu na przyjęcie? – zaskrzeczał głos.

      – Hmmm – powiedziałam i zerknęłam na Kami.

      Wybałuszyła na mnie oczy.

      – Powiedz „tak”. Idiotko!

      – Mmm, tak.

      Brama stuknęła i powoli się rozsunęła, a Kami zaczęła podskakiwać z podniecenia.

      Parkowałam samochód, gdy na zewnątrz wypadli dwaj faceci.

      Kami uśmiechnęła się od ucha do ucha.

      – P-RZ-Y-S-T-O-J-N-I-A-K-I – wyartykułowała bezgłośnie. – Schrupałabym ich.

      Zaśmiałam się niepewnie.