Niepokorna. Madelina Sheehan. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Madelina Sheehan
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-7976-495-2
Скачать книгу
było chore. Ale tak właśnie czuł.

      I nie tylko on. Frankie też na to cierpiał. I źle to znosił. Dzieciak był wnerwiony. Ilekroć na nią spojrzał, w jego oczach czaiło się szaleństwo. Był o nią zazdrosny. Eva to świetna dupcia, taka słodka, miła i mądra. Nie przejmuje się tym, co jest trendy, i przez to jest jeszcze bardziej pociągająca.

      – Kurwa – wymamrotał. – Muszę się stąd zmywać. Wskoczyć na motor i spieprzać z Manhattanu. Byle dalej od Evy Fox i jej wysysających duszę oczu.

      Ruszył schodami w dół. Nagle usłyszał dochodzące z niższego piętra głośne wrzaski. Przystanął i wyjrzał nad poręczą.

      – Co jest ze mną nie tak? – zapytał Frankie.

      – Nic – odparła Eva. – Nie chodzi o ciebie. Ja po prostu nie chcę się z nikim zadawać… nie w ten sposób.

      – Wyglądałaś na mocno zainteresowaną, rozmawiając na dachu z tym pierdolonym Jeźdźcem! Patrzyłem na ciebie. Kurwa, ty flirtowałaś z tym pieprzonym dupkiem! Pozwoliłaś, żeby dotykał twojej cholernej twarzy!

      – Tak, Frankie, flirtowałam z nim, nie pakując mu języka do gardła. Jest cholernie przystojny. I co z tego? Przecież jakaś szesnastolatka, której prawie nie zna, gówno go obchodzi!

      Uważa, że jest przystojny? Kobiety tak o nim nie myślały. Według nich był okropny. A ta piękna, młoda, cholernie słodka dziewczyna powiedziała, że jest przystojny. Poczuł, że jego fiut tężeje.

      Kurwa.

      Nie idź tam, dupku, skarcił siebie w myśli. Cholera, nie waż się tam iść.

      – Nie o to chodzi, dziecinko! Co ci, kurwa, mówiłem? – wrzasnął Frankie. – Co ci, kurwa, powiedziałem o innych pieprzonych facetach?

      Eva głośno westchnęła.

      – Mówiłeś, że mnie skrzywdzą. Że mnie wykorzystają i porzucą.

      – Otóż to, dziecinko – powiedział Frankie cicho, z groźbą w głosie. – I co jeszcze mówiłem?

      – Jezu, Frankie, co cię dzisiaj ugryzło?

      – Co jeszcze ci powiedziałem?!

      – Że mnie nigdy nie pokochają. Że tylko ty jeden będziesz mnie kochał.

      Ludzie, ten dzieciak ma nie po kolei.

      – Chcę cię na moim kutasie, Evo. Jestem chory od tego czekania.

      Deuce zacisnął zęby. Kurwa, gdyby Frankie nie był złotym chłopcem Preachera, zabiłby go.

      – Więc przestań czekać! – odparła Eva. – Bo to się nigdy nie stanie! Jesteś dla mnie jak brat, Frankie! Mój brat!

      – Wciąż mi to powtarzasz – ryknął. – Ale przecież noc w noc śpimy obok siebie i przyciskasz swoje cycki do mego przedramienia, a tyłek do mego fiuta. Jestem taki kurewsko twardy, że nie widzę na oczy. A ciebie to gówno obchodzi. Sprawiasz, że mam wzwód i pieprzę inne suki, chociaż dobrze wiesz, że chcę tylko ciebie. I wiedz, że nie pozwolę, by cię rżnął ktoś inny. Nigdy. Przenigdy, Evo. Będziesz miała mnie albo nic. Rozumiesz? Albo będziesz ze mną, albo z nikim.

      Dupek.

      – Frankie – powiedziała Eva beznamiętnie. – Przestań się zachowywać jak wariat. Wcale się do ciebie nie przyciskam. To ty owijasz się wokół mnie jak jakiś przeklęty koc. I to ty zawsze ocierasz się o mnie. I jeśli nie przestaniesz wygadywać tych bzdur, powiem tatusiowi, że noc w noc sypiasz w moim łóżku. I powiem mu, że się spuszczasz, leżąc przy mnie.

      Deuce usłyszał dudnienie ciężkich butów Frankiego o drewnianą podłogę, a potem odgłos zatrzaskiwanych drzwi. Odczekał chwilę i ruszył schodami w dół.

      Eva siedziała w rogu na podeście trzeciego piętra. Kolana miała podciągnięte pod brodę i paliła papierosa. Obróciła głowę w stronę Deuce’a i uśmiechnęła się. On także się uśmiechnął.

      – Hej – powiedziała cicho. – Myślałam, że już poszedłeś.

      Starał się wyjść. Nadal powinien to zrobić.

      – Słyszałem – powiedział szorstko – jak rozmawiałaś z tym zwariowanym pojebańcem.

      Zacisnęła wargi i odwróciła wzrok.

      – On po prostu jest nadopiekuńczy.

      – Uważasz, że nadopiekuńczość polega na tym, że ktoś nie chce dopuścić do ciebie żadnego mężczyzny, zmuszając cię, żebyś była jego?

      Wzruszyła ramionami.

      – Mój tata pewnego dnia przekaże mu swój młotek przewodniczącego klubu, a to, że będę z Frankiem, zapewnia mu spokój umysłu.

      Deuce zrozumiał. Preacher myśli o przyszłości swojej córeczki. To ma sens. Oddać córkę swemu zastępcy i mieć pewność, że klub będzie ją wspierał, gdy on sam już tego nie będzie mógł zrobić.

      Nie mieściło mu się jednak w głowie, jak Preacher może świadomie oddawać córkę takiemu popaprańcowi.

      – Nie wydaje mi się, że ty też tego chcesz.

      Patrzył, jak Eva zagryza dolną wargę. Cholera. Kurwa. Psiakrew. Naprawdę z trudem panował nad swoim fiutem.

      – Bo nie chcę – wyszeptała, zwieszając głowę i spoglądając na niego spod rzęs.

      Odejdź stąd, powiedział sobie. Zabieraj się stąd, do kurwy nędzy.

      Pochylił się nad Evą.

      – A czego chcesz, dziecinko?

      Odwróciła się od niego i ukryła twarz za włosami, ale i tak spostrzegł, że się oblała rumieńcem.

      Odczuł pierwotną samczą satysfakcję. Ona chce jego. Ona, ten cholerny anioł pośród piekła demonów, chce jego, jednego z najgorszych pieprzonych demonów, jakie znał.

      – Powiedz to – nakazał szorstko.

      Cholera. Co ja, kurwa, wyprawiam?

      Obróciła się z powrotem ku niemu i założyła sobie włosy za ucho. Boże, ta twarz. Idealnie piękna i pełna słodyczy.

      – Jesteś dziewicą, Evo? – Znał odpowiedź.

      – Tak – wyszeptała.

      Chryste.

      Nachylił się bardziej, wystarczająco blisko, by poczuć woń nikotyny i piwa w jej oddechu.

      – Całowałaś się już, kochanie?

      – Nie – wydyszała.

      Dobrze. Cholernie dobrze.

      Obrócił głowę i musnął policzkiem jej policzek, wdychając truskawkowy zapach jej włosów.

      – Chcesz, żebym cię pocałował? – wyszeptał do jej ucha.

      Polizał skórę tuż pod jej uchem, a ona zadrżała. Zassał jej skórę, przygryzł jej ucho leciutko i zatrzymał pomiędzy zębami.

      Oddychała głośno, czuł przy wargach dzikie bicie jej tętna. Zaczął ssać mocniej, a ona rozsunęła nogi. Skorzystał z tego i wepchnął się, stając pomiędzy nimi.

      Całował ją w szyję i pod brodą, w górę po policzku, zbliżając się ku jej ustom. Napotkał je. Dygotała.

      – Zapytam cię jeszcze raz – powiedział niskim i chropawym głosem. – Czy chcesz, żebym cię pocałował?

      – Tak – zakwiliła.

      Natychmiast się poderwał, podnosząc ją w ramionach. Objąwszy