– Żył jeszcze wtedy mój mąż. On był Polakiem, jak się na pewno domyślacie, jego rodzina mieszkała niedaleko. Myślałam, że będzie nam za ciasno, zwłaszcza jeżeli przyjedzie syn. Roiłam sobie, że kiedyś będą tu spędzali wakacje z wnukami. Wszystko okazało się potrzebne jak psu na budę! Mąż zmarł rok po wybudowaniu tamtego domu. Syn ożenił się co prawda, ma troje dzieci, ale mieszka w Kanadzie i nigdy mnie nie odwiedził. Długo nie chciałam sprzedać tego domku, bo nie trafiał się nikt odpowiedni, ale wreszcie pojawiła się Ada.
– Jest śliczny! – stwierdziła Agata.
– Tak, jest śliczny, ale jeśli macie się tu pomieścić, musicie przerobić składzik na dole.
– To tu jest jakiś składzik? – zainteresowała się Daniela.
Julia dała im znak, żeby poszły za nią.
Z salonu wychodziło się na wąski korytarzyk prowadzący na taras. W korytarzu tym znajdowało się wejście do łazienki oraz niewielkie drzwi, które, jak uznała Agata, wiodły pewnie do piwnicy. Nie miała racji. Były to drzwi do całkiem sporego pomieszczenia z dużym oknem. Mieściła się tu zbieranina wszelkich gratów – jakichś starych walizek, kartonów, pudełek i mebli.
– To są meble, które miałam odnowić dla Ady, ale robiłam to powoli – wyjaśniła Julia. – Wiecie, dziewczęta, do mebli też jest potrzebny nastrój, trzeba czekać na idealny pomysł i nie robić niczego bez namysłu.
– Zupełnie ładny pokój – stwierdziła Daniela. – Wystarczy go posprzątać, odmalować ściany, umyć okno i kupić jakieś meble, przede wszystkim łóżka, i zmieścimy się w nim obydwie!
– Ja mogę spać w pracowni – stwierdziła Agata. – Podoba mi się tam.
– Kiedy przyjdą letnie upały, nie wytrzymasz na górze – wzruszyła ramionami Julia. – Sufit jest prawie w całości ze szkła i jedna ściana także jest przeszklona. Nawet gdy się otworzy okna i zrobi przeciąg, będzie bardzo gorąco.
Agata wzruszyła ramionami. Była ciepłolubna i upały nigdy jej nie przeszkadzały. Ludzie męczyli się, cierpieli na bóle głowy, a ona czuła się zupełnie dobrze.
– Dobrze – powiedziała pojednawczo Daniela. – To ja zamieszkam w tym pokoju, ale wstawimy dodatkowe łóżko, gdybyś nie mogła wytrzymać na górze, dobrze?
– Mam coś odpowiedniego u siebie – stwierdziła pani Julia. – Na razie wysycha, więc chwilę musicie poczekać, ale niedługo będzie gotowe. Trochę zejdzie, zanim znajdę kupca na taki mebel, więc możecie korzystać. Może zresztą wcale tego łóżka nie sprzedam, jest dosyć awangardowe…
Siostry wymieniły zaciekawione spojrzenia, ale nic nie powiedziały.
– Trzeba i tak zabrać się za sprzątanie, a potem odmalować. – Daniela powiedziała na głos to, o czym obie myślały.
– Wszystko w domu jest białe, to pomalujmy na jakiś wesoły kolor – stwierdziła Agata.
– Róż majtkowy – dodała Daniela wesoło, a pani Julia aż machnęła ręką z przerażenia.
– O, co to, to nie! Raczej słoneczny beż by pasował!
– Tylko… Czy damy radę same? – zmartwiła się Daniela. Pani Julia wyjaśniła, że bez trudu znajdą kogoś do pomocy, choć na pewno zrobiłyby to we dwie bez większego problemu.
– Doskonale, zatem jutro zabieramy się za sprzątanie i kupujemy farby! – Agata wszystko rozplanowała.
– To mi się podoba – przytaknęła pani Kovacs. – Lubię ludzi praktycznych, szybko podejmujących decyzje. Nie martwcie się na razie o meble. Łóżko wam dam, a i jakieś dodatkowe wyposażenie się znajdzie. Ostatnio interes słabo mi idzie, więc mam całą stodołę pełną odnowionych gratów, na pewno coś sobie dobierzecie.
Dziewczęta podziękowały i zabrały się za sprzątanie ze stołu.
– A jak tu właściwie jest, w tym miasteczku? – zagadnęła Daniela, wsypując do ekspresu porcję zmielonej wcześniej kawy. Po kuchni rozszedł się cudowny zapach. Julia zmarszczyła brwi i zadumała się głęboko.
– Miasteczko jak miasteczko. Znajdziecie tu różnych ludzi: mądrych i głupich, dobrych i złych, jak wszędzie. O złych wam nie będę mówiła, rozpoznacie ich od razu, ale tych poczciwych mogę wymienić, bo czasem trudno ich na pierwszy rzut oka dostrzec.
– Weterynarz, pan Wilk – poddała Agata, stawiając na stole filiżanki. Chwilę zastanawiała się, a potem sięgnęła do szafki blisko okna. Nie myliła się – stało tam pudełko herbatników, wysypała więc ciastka na talerzyk.
Julia skinęła głową.
– Tak, Jurek to bardzo dobry człowiek. Może szorstki i niezbyt elegancki w obejściu, ale serce ma wielkie – i dla ludzi, i dla zwierząt. Nie wiecie tego, ale przez pierwszy okres mego tutaj pobytu ludzie często podrzucali mi zwierzęta. Chore psy i koty zostawiali pod płotem albo przerzucali przez ogrodzenie. Zupełnie nie wiem, dlaczego! Może przez to, że byłam tutaj nowa i do tego cudzoziemka? Jurek zaczął mi te zwierzaki leczyć i tak się zaprzyjaźniliśmy. Potem większości znaleźliśmy domy, u mnie zostały dwa koty: Opal i Szafir oraz pies Bratek.
– Dalej pani znoszą te zwierzęta? – zaciekawiła się Daniela.
– Nie. Jakoś się uspokoiło. Widać uznali, że jestem tu stara i zasiedziała. Omszała wręcz! – Julia się roześmiała.
– A inni poczciwi mieszkańcy miasteczka? – Agatę intrygował ten temat, ponieważ liczyła, że właśnie do tych osób zwróci się w pierwszej kolejności, poszukując ojca Tosi.
– Na rynku jest apteka prowadzona przez Adama Jaskólskiego, także go lubię i cenię. Bardzo pomagał, gdy Ada chorowała, stawał na głowie, by sprowadzić potrzebne leki. Jaskólski przyjaźni się z Jurkiem Wilkiem, wiecie, taki duet: farmaceuta i weterynarz, dwaj przedstawicie profesji medycznych w naszym miasteczku. Jurek ma z kolei u siebie na praktyce swego siostrzeńca, Juliusza, myślę, że już go poznałyście. To dopiero jest dziwadło, choć nosi takie samo imię, jak ja!
– Dziwadło? Nie odniosłam wcale takiego wrażenia! – zaprotestowała Daniela, a do rozmowy niespodziewanie włączyła się Tosia, która do tej pory grzecznie i w milczeniu siedziała przy stole, wyglądając tylko od czasu do czasu tęsknie przez okno.
– Julek boi się zwierząt! – stwierdziła, a Agata nie mogła wyjść ze zdumienia.
– Boi się zwierząt? I chce być weterynarzem?
Julia pokiwała głową.
– Właśnie. Też zauważam tu pewien problem. Jego matka jest niezwykle ambitna i wymyśliła sobie, że Juliusz przejmie praktykę po wujku. Kazała mu się więc kształcić w tym fachu. Juliusz jednakowoż nie ma zupełnie zdolności ani zapału do tej pracy. Podczas operacji mdleje, kiedy musi założyć kroplówkę, wygląda jak dojrzały nieboszczyk! Jurek już dawno machnął na niego ręką i teraz chłopak zajmuje się głównie sprowadzaniem leków i potrzebnych akcesoriów oraz papierkową robotą. Jest też dobry w czesaniu i kąpaniu piesków, a przy tym taki sentymentalny i uczuciowy jak jakiś średniowieczny bard! Matka zrobiła mu dużą krzywdę tym pomysłem wyboru zawodu!
Daniela i Agata pękały ze śmiechu, słuchając tej charakterystyki Juliusza jako kandydata na lekarza od zwierząt, który nie dosyć, że się ich boi,