– Mama interesowała się przyrodą – wyrwała ją z tego zapatrzenia Tosia. – Znała wszystkie rośliny, często je malowała. I motyle. Motyle też lubiła malować.
W istocie, część mebli ozdabiały wizerunki motyli. Agata wpatrywała się w jednego z nich – o wielkich perłowych skrzydłach, ozdobionych czarnymi plamkami i dwoma pomarańczowymi oczkami w ciemnych obwódkach.
– Przepiękny! – zachwyciła się, dotykając lekko kredensu, na którym był namalowany.
– To Apollo, ulubiony motyl mamy – powiedziała Tosia i pociągnęła nosem. Agata odwróciła się. Urzeczona niezwykłym wnętrzem domu, zdradzającym rękę i smak prawdziwej artystki, zapomniała na moment o dziecku i jego uczuciach. Zganiła się za to w myślach. Jak mogła być tak obojętna. Podeszła do Antoniny, żeby ją objąć i pogładzić po brązowych włosach. Dziewczynka przylgnęła do niej z całych sił.
– Mama była wspaniałą malarką – powiedziała, a Tosia podniosła na nią błyszczące od łez oczy.
– Prawda? Ale nie widziałaś jeszcze jej obrazów! Malowała przez cały dzień, jeśli tylko nie było klientów w sklepie…
– W jakim sklepie? – zainteresowała się Daniela, która odwiedziła już kuchnię, by zaparzyć dla wszystkich herbaty. Kuchnia także była utrzymana w jasnych barwach, ale tu dla odmiany królowały polne trawy wymalowane z wielkim talentem na drzwiczkach. Babka lancetowata i pierzasta perłówka rozweselały wnętrze, zaś ściany ozdabiały wizerunki górskich astrów.
– Miałyście sklep? – dopytywała się Daniela, gdy nie otrzymała odpowiedzi. Tosia nie odezwała się. Zamiast tego podeszła do okna i odsunęła ręcznie robioną nicianą firankę, która pachniała mydłem i krochmalem – świeżo i jednocześnie tak bardzo domowo – i pokazała im coś za oknem.
Wyjrzały do ogrodu. Po drugiej stronie lipy stała drewniana budka, coś w rodzaju kiosku.
– Mama sprzedawała tam gazety i pamiątki. No i odkąd zlikwidowali antykwariat na rynku, również książki – wyjaśniła Tosia. – Ja jej pomagałam po szkole.
Daniela i Agata skinęły głowami. To oczywiste, że Ada musiała się z czegoś utrzymywać. Kiosk zapewne nie był złym pomysłem w turystycznej miejscowości, gdzie podczas brzydkiej pogody goście są na pewno spragnieni świeżej prasy. Trzeba przyznać, że lokalizacja dla sklepu także była idealna – blisko, ale jednocześnie w pewnym oddaleniu od domu.
Za kioskiem rozpościerał się ogród ze starannie przystrzyżoną trawą. Dominowały w nim drzewa owocowe i grządki z warzywami.
Poza niewielkim ogródkiem z przodu domu Ada nie uprawiała żadnych kwiatów czy roślin ozdobnych. Wszystko, co tutaj rosło, można było spożytkować albo od razu, albo przeznaczyć na przetwory. Inni mieli w ogrodach róże, ale u Ady w górę pięła się wyłącznie fasolka. Jeżeli coś tutaj pachniało, to maliny i truskawki. Agata dostrzegła też uprawy pomidorów, ogórków i kapusty. Daleko na tyłach ogrodu zlokalizowano nawet zagon ziemniaków.
„Bardzo praktycznie” – pomyślała, zachwycając się w duchu możliwościami, jakie dawał taki warzywny ogród. Wszystko własne, zdrowe i świeżo zbierane. Powinna zadzwonić do Beaty po kilka przepisów na kotlety z marchwi i minestrone. Głęboko wciągnęła w płuca świeży zapach działki z warzywami. Nabrała ochoty, by wejść do kuchni i coś ugotować.
– Szkoda, że tak mało tutaj kwiatów – stwierdziła tymczasem Daniela, która także z uwagą przyglądała się ogrodowi. – Mimo wszystko ogródek bez kwiatów jest trochę smutny.
– Kwiaty są wszędzie na łąkach – sprzeciwiła się Tosia. – Wystarczy wyjść za dom i masz tyle kwiatów, ile zechcesz! I jakich cudnych!
Nie sposób było nie przyznać jej racji. Letnie łąki wyglądały piękniej niż każdy najwspanialszy ogród uczyniony dłonią człowieka. Tutaj kreatorem była bowiem natura, a nie miała ona sobie równych w tej sztuce.
– Dobrze – przerwała tę wymianę zdań Agata. – Musimy się jakoś rozlokować na noc. Tosiu, czy są tu jakieś pokoje dla gości?
Antonina zmarszczyła nos, zastanawiając się. Agata zauważyła już, że jej młodsza siostra ma taki zwyczaj – gdy zadawano jej pytanie, na chwilę zapadała w zadumę, by udzielić jak najlepszej odpowiedzi. Nie działała pochopnie i nie mówiła bez namysłu. Niesamowite, że tak zrównoważona potrafiła być mała dziewczynka!
„Siostra” – pomyślała. „To jest moja siostra”.
Myśl ta na nowo ją zdumiała. Odkąd poznała Antoninę, nie mogła wyjść ze zdziwienia. Matka urodziła ją, gdy Agata miała osiemnaście lat. Wtedy, gdy czekała na swoją kartkę, która jak zwykle nie przyszła, jej matka była w ciąży, żeby urodzić tę małą i poważną dziewczynkę. Kto jednak był jej ojcem? Ta myśl wróciła jak natrętna mucha. Nikt jej tego nie zdradził, milczano dyskretnie, ale przecież obowiązkiem Agaty jest odnalezienie ojca małej, który powinien się nią zaopiekować!
Tu ogarnęły ją wątpliwości. W domu nie było żadnego śladu po ojcu Tosi. Uważnie przyjrzała się ścianom, nie wisiały tu żadne wspólne zdjęcia. Były fotografie Antoniny z czasów niemowlęctwa i wczesnego dzieciństwa, ale ani jednej fotografii rodzinnej – mama, tata i dziecko. Najwyraźniej Ada wykreśliła tego mężczyznę ze swojego życia. Być może porzucił ją lub stało się jeszcze coś okropniejszego. Na myśl o tym, że ojciec Tosi także mógłby nie żyć, Agata aż się wzdrygnęła, bo to oznaczało, że to biedne dziecko zostałoby już całkiem samo.
„No, jestem przecież ja” – uświadomiła sobie w myślach. Nie nadawała się na zastępczą matkę ani opiekunkę dla dziewięcioletniej dziewczynki, która była co prawda z nią spokrewniona, ale której wcale nie znała. Agata nie zastanawiała się nawet, czy chciałaby mieć własne dzieci. Może przeszła jej taka myśl przez głowę, gdy była z Filipem, ale na myśli się skończyło.
Tymczasem Tosia przemyślała już sprawę i znalazła odpowiedź na pytanie.
– Na górze są dwa pokoje – mój i mamy.
– Ja się prześpię na kanapie w salonie – stwierdziła Daniela. – Sprawdziłam już, jest bardzo wygodna.
– Może ja też się tam prześpię? – zastanowiła się Agata, bo jedno wiedziała na pewno – nie chciała nocować w pokoju zmarłej matki. Nie czuła się nawet na siłach, aby tam wchodzić, a co dopiero spędzić tam noc!
Tosia pokręciła głową.
– Na górze jest jeszcze pracownia mamy. Chodź, pokażę ci.
Weszły na skrzypiące schody i ruszyły na górę. Rzeczywiście, na piętrze, a było to po prostu zaadaptowane poddasze, znajdowały się drzwi do trzech pomieszczeń. Do jednego z nich prowadziły trzy dodatkowe schody. To właśnie była pracownia Ady, Agata poczuła zapach terpentyny i farb. Niewiele wiedziała o materiałach malarskich, ale jednak od razu je rozpoznała. Tosia uchyliła drzwi i wprowadziła ją do środka.
Pracownia mieściła się w czymś w rodzaju starannie przemyślanej dobudówki. Strych przedłużono, a jego sufit i jedną ze ścian wykonano ze szkła. Agata miała wrażenie, że znajduje się na oszklonym tarasie, czymś w rodzaju ogrodu zimowego. Stały tutaj rozmaite sprzęty, przestarzałe, ale starannie odnowione, co Agata stwierdziła z dużą przyjemnością; wyglądały one jednak dość zaskakująco. Komoda była w jaskraworóżowym kolorze, a witryna miała głęboki malachitowy odcień. W kącie pokoju znajdowała się kanapa, tym razem szara, wyłożona materiałem w przepiękne perłowe