Siostry Tom 1 Czary codzienności. Agnieszka Krawczyk. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Agnieszka Krawczyk
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-8075-095-1
Скачать книгу
moje materiały naukowe i książki do tłumaczenia. Takie przewoźne biuro, bez niego sobie nie poradzę.

      Agata zadecydowała, że wyjedzie tuż po obiedzie, by zdążyć wrócić na wieczór. Nie zamierzała rozstawać się ze Zmysłowem i domkiem z jasnoniebieskimi drzwiami na zbyt długo.

      10

      Nastało niedzielne popołudnie. Siostry właśnie zastanawiały się, co przygotować na obiad, gdy rozległo się pukanie i do środka weszła jakaś kobieta.

      Miała już zapewne sześćdziesiątkę z okładem, ale świetnie się trzymała. Była szczupła i wysportowana, mięśnie rysowały się wyraźnie pod skórą rąk i nóg, a długie włosy, pofarbowane na platynowy blond, jeszcze bardziej odejmowały jej lat. Miała na sobie zieloną letnią sukienkę, a na głowie opaskę do włosów wykonaną z jadowicie fioletowej chustki w czarny rzucik. W rękach trzymała dużą blachę wypełnioną czymś, co pachniało bardzo smakowicie.

      – Dzień dobry – powiedziała. – Jestem Julia Kovacs, wasza sąsiadka.

      – Agata Niemirska i Daniela Strzegoń – powiedziała Agata, przedstawiając siebie i przyrodnią siostrę.

      Julia skinęła głową, po czym wyciągnęła w ich kierunku przyniesione naczynie. – Zapiekanka warzywna na obiad, pewnie nie miałyście do tego głowy.

      Daniela skinęła głową. Wczoraj zadowoliły się twarożkiem z owocami i sałatką, ale na dzisiaj nie miały jeszcze pomysłu, więc prezent spadł im jak z nieba.

      – Może napije się pani kawy? – zaproponowała Agata. – I oczywiście zostanie z nami na obiad. Przygotujemy tylko sałatę. Tosia właśnie po nią poszła do ogrodu.

      – Wypiję lemoniadę. W lodówce powinny być cytryny, to zaraz zrobię. – Julia podeszła do lodówki, wyciągnęła z niej cytryny, a z szafki wydobyła wielki szklany dzbanek, malowany w kwiaty. Agata pomyślała, że takie dzbanki i pasujące do nich szklanki widywała w dzieciństwie, gdy z Teresą i Danielą spędzały wakacje na wsi, „na letnisku”. Zrobiło się jej ciepło na sercu na to wspomnienie.

      – Dobrze, że Tosi w tej chwili nie ma, bo chciałam z wami porozmawiać. To znaczy właściwie z Agatą, ale skoro jesteście obie, to tym lepiej. Nie macie mi za złe, że mówię wam po imieniu? Może nie mogłabym być waszą babcią, ale na starą ciotkę na pewno się nadaję.

      Dziewczyny skinęły głowami przyzwalająco i milczały dalej, przypatrując się, jak pani Julia kręci się po kuchni, z wprawą odnajdując wszystkie składniki – brązowy cukier i sok z granatów. Widać, była tu bardzo zadomowiona.

      – Nie przyszłam w piątek na pogrzeb, bo by mi chyba serce pękło, że chowają Adę! Pójdę na cmentarz, jak się z tym trochę oswoję, wtedy nie dałam rady. Cały dzień przeleżałam w łóżku. Wczoraj miałam zamiar zajrzeć do was, żeby porozmawiać, ale pomyślałam, że jesteście zmęczone, więc nie chciałam przeszkadzać. Upewniłam się tylko, czy wszystko w porządku. Dzisiaj jednak muszę to wiedzieć: co, Agato, zmierzasz zrobić w sprawie Antoniny?

      Na tak postawione pytanie nie można było odpowiedzieć inaczej niż szczerze i Agata wyłuszczyła Julii, co postanowiły z siostrą. Mianowicie, że ona spędzi tu na razie urlop z możliwością przedłużenia go, a Daniela może zostać całe lato, bo tłumaczy książkę.

      Na twarzy Julii Kovacs odmalowała się ulga.

      – Dzięki Bogu! Wiedziałam, że okażesz się rozsądną osobą, Agato, zresztą jak mogłam mieć wątpliwości, w końcu jesteś córką Ady! Nie myśl, że podejrzewałam, że chcesz oddać małą do domu dziecka, jak mówią te wścibskie plotkary. Byłam pewna, że nie! Obawiałam się, że możesz zechcieć ją zabrać ze sobą, a Tosia jest przywiązana do tego domu, szkoły, swoich koleżanek…

      – No właśnie – szkoła! Rok szkolny jeszcze się przecież nie skończył – wtrąciła się Daniela.

      Julia machnęła ręką.

      – Ale kończy się za tydzień! Wszystkiego, czego miały się dzieci nauczyć, już się nauczyły. Rozmawiałam zresztą z dyrektorką i wychowawczynią Tosi, Martyną Musiał, one rozumieją sytuację. Powiedziały mi tylko, żeby Tosia zjawiła się w piątek na rozdaniu świadectw. Oczywiście, jeżeli będzie chciała pójść do szkoły jutro, to nie ma żadnych przeciwwskazań!

      Agata kiwnęła głową i postanowiła wyłożyć karty na stół.

      – Chciałam mimo wszystko odszukać ojca Tosi. Chyba ma prawo wiedzieć, co się dzieje?

      Julia się skrzywiła.

      – Odradzam. Ja sama nic na ten temat nie wiem i nie chcę wiedzieć – zastrzegła się. – Ada nigdy nie wspominała o tym mężczyźnie! – dodała takim tonem, jakby to rozstrzygało o wszystkim.

      Agata miała nieodparte wrażenie, że o niej matka również nie mówiła i w podobny sposób skreśliła ją ze swojego życia. Widać, Ada, ta subtelna artystka, miała zwyczaj eliminowania z życiorysu niewygodnych osób. Zrobiło się jej bardzo przykro, ale nie chciała wywoływać niesnasek, więc nic nie odpowiedziała. I dobrze zrobiła, bo właśnie wróciła Tosia z sałatą.

      – Julia! – krzyknęła i przytuliła się do sąsiadki. – Jak dobrze, że przyszłaś!

      – I zostanę na obiad. Siostry Niemirskie mnie zaprosiły. – Z biegiem czasu Agata i Daniela miały się przekonać, że wszyscy w miasteczku będą je nazywali siostrami Niemirskimi. Choć w istocie wcale nie mijało się to z prawdą – Teresa uparła się przy nadaniu Danieli swego nazwiska, ponieważ uznawała, że Tadeusz wciąż nie jest wolny – rzadko tak o sobie myślały.

      Daniela wzięła z blatu sałatę, po czym zaczęła starannie ją myć i oddzielać liście. Tosia sięgnęła do szafki i wyjęła talerze. Agacie pozostało rozdzielenie zapiekanki.

      – Danielo, ty jesteś tłumaczką? – zainteresowała się Julia, gdy już zasiadły na tarasie i zabrały się za jedzenie. Zapiekanka był smakowita, ale przyprawiona iście po węgiersku, więc lemoniada okazała się prawdziwym darem losu.

      – Tak. Właściwie to jestem tłumaczką konferencyjną, ale teraz dostałam szansę na tłumaczenie beletrystyki.

      – O, to wspaniale! A z jakiego języka przekładasz?

      – To akurat z angielskiego, ale znam również niemiecki i francuski. Zawsze chciałam się uczyć węgierskiego.

      Na twarzy Julii odmalowało się zdziwienie.

      – Naprawdę? A skąd taki pomysł?

      Daniela wyjaśniła jej swoją teorię na temat potrzeby posiadania przez tłumacza jakiegoś „egzotycznego” języka w portfolio, na co pani Kovacs wybuchnęła śmiechem.

      – Masz już egzotyczny język w portfolio – polski! To ci powinno wystarczyć!

      Daniela zaczęła tłumaczyć, że węgierski to dla niej prawdziwe wyzwanie i była już o krok od skorzystania z węgierskiego stypendium, ale kurs tłumaczeniowy pokrzyżował jej plany.

      – A pani świetnie mówi po polsku – powiedziała Agata. – Tutaj się pani nauczyła?

      Julia pokręciła głową.

      – Mamy w Budapeszcie bardzo dobry wydział filologii polskiej i tam chodziłam na kursy. Znałam wielu Polaków, bo moi rodzice zaprzyjaźnili się z polskimi uchodźcami podczas wojny. Nad Balatonem był taki obóz, w którym osiedlili się Polacy uciekający przed niemiecką okupacją, działała tam nawet polska szkoła. Moja mama nauczyła się wówczas zupełnie dobrze polskiego. Potem dużo jeździłam po świecie, aż wreszcie osiadłam