Zapach ciemności. Tom 2 The dark duet. C.J. Roberts. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: C.J. Roberts
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Эротика, Секс
Год издания: 0
isbn: 978-83-7976-342-9
Скачать книгу
Jest naprawdę niesamowity.

      – Moim zdaniem teraz ludzie raczej wyznają filozofię dmuchania na zimne. – Pochyla się do przodu, pojednawczo. – Prawda jest taka, że uważam cię za zwykłą dziewczynę, która została wplątana w naprawdę śmierdzącą sprawę. Myślę, że po prostu zrobiłaś to, co musiałaś, żeby wrócić do domu, a to czyni cię niezwykle cwaną i niezwykle odważną. Teraz już nie musisz być odważna, panno Ruiz. Nie musisz nikogo bronić. Zaoszczędzisz sobie, i mnie, mnóstwo problemów, jeśli powiesz mi prawdę, żebym mógł zadbać o to, by twoje przeżycia nigdy nie stały się udziałem kogoś innego.

      Jak łatwo byłoby mu uwierzyć. Nigdy wcześniej tak mocno nie kusiło mnie, żeby wygadać się przed Reedem i pozwolić mu zająć się wszystkim. Nic dziwnego, że jest taki dobry w swojej robocie.

      – Chciałabym ci zaufać, Reed, ale wiesz, że nie mogę.

      Marszczy brwi, zdziwiony, ale jego usta wykrzywiają się cierpko.

      – A to dlaczego?

      Posyłam mu cień uśmiechu.

      – Myślisz, że różnisz się czymś od ludzi pokroju Caleba. Widzisz wszystko w czerni i bieli. Nie interesuje cię cała historia; nie interesują cię odcienie szarości. A niektóre opowieści nie są czarno-białe, agencie Reed.

      Kręci nieznacznie głową, wyraźnie rozbawiony, ale wciąż zachowuje profesjonalizm.

      – Z mojego doświadczenia wynika, że kiedy kobieta chce opowiedzieć „całą historię”, tak naprawdę chce, żeby ktoś podjął decyzję na podstawie uczuć, a nie racjonalnych przesłanek.

      Mrużę oczy i wpatruję się w blat stołu. Rysy na pierwszy rzut oka są niewidoczne, ale gdy przyglądam im się dłużej, nie mrugając, stają się wyraźniejsze.

      – Może – zaczynam głosem pustym i jakby dochodzącym z daleka – ale gdyby nie emocje królujące nad logiką, nie byłoby mnie tutaj.

      Uśmiech znika z twarzy Reeda. Czuję na sobie jego świdrujący wzrok.

      – Co to znaczy?

      – Caleb nie postąpił ze mną logicznie…

      Te słowa są jak objawienie. Nie spodziewałam się, że wypowiem je na głos, ale wyrażają prawdę. Caleb może mnie nie kochał, ale zależało mu na mnie. Wypełnił swoje przyrzeczenie i zadbał o moje bezpieczeństwo, nawet jeśli to oznaczało, że nie możemy być razem.

      To sprawia, że ból staje się nieznośny.

      Robię to już od dawna manipuluję ludźmi dla własnych korzyści. Właśnie dlatego wydaje ci się, że mnie kochasz. Ponieważ rozłożyłem cię na kawałki i zbudowałem od nowa tak, żebyś właśnie w to wierzyła. To nie był przypadek. Kiedy już zostawisz to wszystko za sobą… dostrzeżesz to.

      Proszę, proszę, Caleb, nie każ mi tego robić – nie każ mi wracać do bycia kimś, kim nie potrafię już być.

      Głos Reeda sprowadza mnie z powrotem do teraźniejszości.

      – Co takiego dla ciebie zrobił?

      Wycieram łzy z oczu.

      – Wszystko – mówię ze zbolałym uśmiechem. – Jednak nie miało to nic wspólnego z logiką, za to wszystko z emocjami: zemstą, honorem, zdradą, pożądaniem, a nawet miłością… wszystko to ma swój początek w uczuciach. – Milknę na chwilę. – Jestem pewna, że nie robisz tego, co robisz, bez choćby cienia emocji, agencie Reed.

      – Rozumiem twoje spojrzenie – powiedział cicho, pochylając się w moją stronę – ale ja też swoje przeżyłem i niejedno gówno widziałem.

      – Dlaczego miałoby to mieć dla mnie jakieś znaczenie? Czy przez to mam ci zaufać?

      Reed wzrusza ramionami.

      – A masz inne wyjście?

      – Skąd wiesz o Felipem?

      Uśmiecha się.

      – Podejrzewałem, że w ten sposób zwrócę twoją uwagę. Jestem dobry w tym, co robię, panno Ruiz, a przekopywałem wszystko, co tylko udało mi się znaleźć na temat Muhammada Rafiqa. A znalazłem naprawdę paskudne rzeczy. Kiedy zacząłem przeglądać jego znanych współpracowników i porównywać ich nazwiska z tymi z Meksyku, niewiele czasu zajęło mi dotarcie do Felipego. Zdążyłem zauważyć, że jest dość… ekscentryczny.

      Ja użyłabym nieco innego określenia.

      – Czekaj, jeśli wiesz, gdzie się znajduje, dlaczego nie…

      – Meksyk to nie Stany Zjednoczone, panno Ruiz. Nie możemy łapać kryminalistów z innych krajów na podstawie mglistych przesłanek. Poza tym wyjechał za granicę i nikt nie wie dokąd. Może do Pakistanu?

      Podnoszę wzrok i kręcę głową.

      – Trudno powiedzieć.

      Zastanawiam się, czy wszyscy już nie żyją: Felipe, Celia, Dzieciak, Nancy. Chciałabym wierzyć, że Caleb nie skrzywdziłby Celii, ale wtedy przypominam sobie krew i przychodzi mi do głowy… nie, nie zniosę tego.

      – Panno Ruiz, gdzie odbędzie się aukcja? – pyta ostro i poważnie Reed. Właśnie taki ma cel. Faktycznie będę musiała dokonać wyboru.

      – Naprawdę nie wiem, Reed. Nie wiem dokładnie, ale może mogłabym cię jakoś naprowadzić. Może jeśli wysłuchasz całej historii, sam się domyślisz lokalizacji. Zapewne wiesz o tych ludziach więcej niż ja.

      – Dobra. Opowiadaj.

      Teraz moja kolej, by się uśmiechnąć i pokręcić głową.

      – Nie. Nie bez kilku warunków.

      Wzdycha, wyraźnie zniecierpliwiony.

      – Program ochrony świadków. Już ci mówiłem, że niczego nie mogę zagwarantować. Co więcej, nie uważam, żeby to było dobre wyjście dla ciebie. Ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebujesz, to odcięcie się od wszystkiego i wszystkich, których znasz. To tchórzostwo.

      – Nie interesuje mnie, co o tym myślisz. Chcę zniknąć. Chcę mieć za sobą cały ten koszmar i czy kiedyś zapragnę się z tym zmierzyć, to tylko i wyłącznie moja sprawa. Nie twoja.

      Spieramy się z Reedem przez kilka minut, kiedy stawiam mu swoje warunki. Nie jest przyjemnie. Reed potrafi być straszny, kiedy tylko zechce, i skłamałabym, mówiąc, że mnie nie onieśmielał, ale byłam gotowa się z nim zmierzyć. Są jednak rzeczy, których nie podaruję. Są bitwy, które jestem zdeterminowana wygrać.

      – Wiem, czego chcę, Reed, a jeśli nie możesz mi tego dać… no to masz zajebistego pecha. Po tym wszystkim, co przeszłam, nie obchodzi mnie, czym twoim zdaniem jesteś mi w stanie zagrozić.

      Reed zaciska szczęki. Słyszę charakterystyczny odgłos zgrzytania zębami. Patrzy na mnie długo i mało przyjaźnie, ale ja nie uciekam wzrokiem, chociaż bardzo bym chciała.

      – Zacznij mówić.

      – Pomożesz mi? – szepczę, ale wciąż trzymam brodę do góry i nie spuszczam wzroku.

      Wypuszcza powoli powietrze i rozluźnia mięśnie szczęki.

      – Postaram się. Jeśli pomożesz nam się tam dostać, na aukcję, pomogę ci w twojej sprawie.

      Serce mi omal nie wyskoczy z piersi. Mam ochotę rzucić się na drugą stronę stolika i ścisnąć Reeda tak, żeby połamać mu wszystkie żebra. Dał mi nadzieję. Nadzieję na to, czego pragnę najbardziej na świecie. Starannie oblizuję wargi i szykuję się do powiedzenia Reedowi wszystkiego, czego chce.

* *

      Od czego zacząć?

      Tak