Wtedy Nash zauważył tabliczkę.
O klatkę piersiową Bishopa opierała się tekturka, taka sama jak przy ciele znalezionym na cmentarzu. Na tej jednak zamiast napisu „Ojcze, przebacz mi” widniało: „Poddaję się”.
– Gdzie reszta wirusa? – zapytał Nash.
Bishop nie otwierał oczu.
– Jakiego wirusa?
Nash przytknął pistolet do skroni Bishopa, wcisnął metalową lufę w jego skórę.
– Sam może i jest cierpliwy, ale ja nie. Nie mam żadnych oporów, żeby cię w tej chwili wykończyć i powiedzieć wszystkim, że znalazłem cię już martwego. Myślisz, że ktoś by się tym przejął? Władze miasta zorganizowałyby pewnie paradę, żeby to uczcić. Mają szpital pełen chorych. Pytam po raz ostatni: gdzie jest reszta wirusa?
Bishop oblizał wargi.
– Szpitale chyba zawsze są pełne chorych, prawda?
Nash wymierzył mu kopniaka.
Jego stopa zrobiła zamach i walnęła Bishopa w pierś, zanim się nawet zorientował, że to zrobił. Zajebiście przyjemne uczucie.
– Myślisz, że rodziny tych dwóch kobiet znalezionych dziś rano miałyby coś przeciwko, żebym wypierdolił cię przez to okno? Gdzie jest reszta tego wirusa?
Bishop zgiął się w pół od kopnięcia, ale zdołał utrzymać splecione ręce na potylicy, zaniósł się kaszlem, złapał oddech i znów się wyprostował.
– Jak widać, poddałem się funkcjonariuszowi policji. Żadnego usiłowania ataku. Zero agresji. Tymczasem tenże detektyw uznał za słuszne stosować wobec mnie siłę, grozić mi śmiercią. Dlatego was tu zaprosiłem, żebyście byli świadkami tej sytuacji. Żeby udokumentować, jak mnie potraktował. Wiedziałem, że tak będzie, bo traktuje się mnie tak od samego początku. Chicagowska policja chce ze mnie zrobić kozła ofiarnego. Zależy im tylko na chronieniu swoich ludzi. Obecny tu detektyw Brian Nash jest partnerem Sama Portera. Przyjaźnią się od wielu lat. Nie wiem, jak mocno jest zamieszany w tę sprawę, ale ewidentnie jest nieuczciwy, może nawet tak bardzo, jak Porter. Jestem niewinny, nie zrobiłem niczego, co mi zarzucają.
Nash gapił się na niego w osłupieniu, czerwony jak burak.
– Do kogo ty gadasz?
Zerwał się wiatr, cały dom aż zatrzeszczał.
Bishop otworzył w końcu oczy i kiwnął głową w stronę kąta pomieszczenia. Na brudnej, zakurzonej podłodze, wśród pajęczyn stała kamerka GoPro. Mały obiektyw był skierowany na środek pokoju, celował w nich obu.
Nash rozgniótł urządzenie obcasem buta, z satysfakcją słuchając głośnego chrzęstu. Nadepnął jeszcze kilka razy, aż z kamery zostały zmasakrowane szczątki.
Bishop jednak wcale się tym nie przejął. Na jego usta wypełzł uśmiech.
– Nie ufałem ci, wiedziałem, że nie będziesz grał czysto, więc zadzwoniłem do ludzi z Channel 7. Gadałem z twoją znajomą Lizeth Loudon. To oni zainstalowali tu kamerkę. Nagrywają na żywo z sąsiedniego budynku. Pytałeś, dlaczego kazałem ci przyjść właśnie tutaj. – Bishop podniósł wzrok. – Otóż dlatego.
Nash przeniósł wzrok z Bishopa na roztrzaskaną kamerę i z powrotem. Serce waliło mu tak, jakby miało wyskoczyć z klatki piersiowej. Cofnął się o krok i osłonił dłonią mały mikrofon przymocowany do kołnierza kurtki.
– Poole, słyszysz mnie? Dawaj tu swoich ludzi, w tej chwili.
22
Po operacji Paula Upchurcha przeniesiono do izolatki na końcu oddziału intensywnej terapii. Clair wjechała windą na piąte piętro, na korytarzu czekał już na nią doktor Beyer. Miał nieco potargane włosy i zmęczone oczy, ale poza tym wyglądał znacznie lepiej, niż spodziewałaby się po człowieku, którego wyrwano z codziennego życia i rzucono w ogień bitwy.
– Władze szpitala podają, że mają już około kilkunastu osób z objawami podobnymi do grypy, które mogą świadczyć o zakażeniu wirusem SARS.
– Mhm – mruknęła Clair zza maski. Oczy ją swędziały, powstrzymała się przed kolejnym kichnięciem. Nie zamierzała też omawiać swoich dolegliwości ze strony układu pokarmowego – zdarzało jej się czuć lepiej nawet po całym wieczorze obżerania się meksykańskim jedzeniem.
Beyer również miał na twarzy maskę, ale wyglądał zdrowo.
– A pani… – Urwał, bo znał już odpowiedź. – Miała pani kontakt z patogenem wcześniej niż pozostali.
– Nic mi nie jest.
– Nie wydaje mi się. Powinien ktoś pani podać kroplówkę z płynami. Jest pani odwodniona.
– To zwykłe zmęczenie. Od wielu dni bez przerwy pracujemy nad tą sprawą. Jest coraz gorzej.
Ujął ją za przegub i uszczypnął grzbiet dłoni.
– Widzi pani, jak skóra nie wraca od razu do pierwotnego kształtu? Traci elastyczność, to pewny objaw odwodnienia. – Wypuścił jej dłoń. – Leczą panią jakoś?
Clair wzruszyła ramionami.
– Wcześniej dali mi jakiś zastrzyk na wzmocnienie odporności. Oprócz tego niewiele mogą zrobić. Ale zapytam o kroplówkę. – Wskazała brodą w stronę holu. – Rozumiem, że się pan o mnie martwi, ale ja też mam swoje obowiązki. Co powiedział Upchurch?
Doktor Beyer spojrzał w głąb korytarza.
– Rozintubowaliśmy go w ramach standardowego postępowania pooperacyjnego, żeby sprawdzić, czy nie utracił odruchów bezwarunkowych, takich jak oddychanie czy przełykanie. Byłem przekonany, że zaraz będziemy musieli z powrotem podłączyć go do respiratora, ale pacjent zakasłał i złapał mnie za rękę. – Lekarz zawahał się na chwilę i podrapał po przedramieniu. – Nie rozumiem tego. Obszary mózgu odpowiedzialne za mowę i racjonalne myślenie zostały przetrzebione. Nie powinien w ogóle rozumieć, co to jest słowo, a tym bardziej budować wypowiedzi.
– Co on powiedział, panie doktorze?
Doktor Beyer ruszył w stronę oddziału intensywnej terapii.
– Jakieś imię i nazwisko. Z początku nie mogłem go zrozumieć. Z trudem przychodziło mu wyduszenie z siebie tych słów, ale potem powtarzał je wielokrotnie. Sarah… Sarah Werner. Coś to pani mówi?
Clair dobrze znała to nazwisko, ale nadal nie miała bladego pojęcia, kim jest ta cała Sarah Werner. To z jej telefonu zadzwonił do niej Sam. Ustalili potem, że przez ostatnie dwa dni jeździł po kraju z kobietą, którą uważał za Sarah Werner. Wiedzieli już też, że prawdziwa Sarah Werner, prawniczka z Nowego Orleanu, nie żyła od wielu tygodni, a jej ciało rozkładało się w jej własnym mieszkaniu. Strażnik z nowoorleańskiego więzienia, niejaki Vincent Weidner, również podał jej nazwisko, kiedy go aresztowano. To on, razem z kobietą podającą się za Werner, tą od Sama, pomógł innej kobiecie uciec z tegoż więzienia. Tamtą kobietę znaleziono martwą już tutaj, w Chicago, w foyer hotelu Guyon. Wszystko wskazywało na to, że zastrzelił ją Sam, choć Clair w głębi serca wiedziała, że to niemożliwe. Sam powiedział Poole’owi, że kobieta podająca się za Sarah Werner była w rzeczywistości matką Bishopa. Czy Upchurchowi chodziło więc o nią, czy o zamordowaną prawniczkę?
– Tędy – powiedział Beyer, prowadząc ją przez kolejne drzwi do niewielkiego przedsionka. Podał jej szczelnie zamknięty pakunek z ubraniem. – Musi to