Paul miał mapę, pomógł mi się jej nauczyć na pamięć mojego pierwszego dnia w Domu Finicky, z wyżej wymienionych powodów, więc teraz przywołałem ją w myślach. Postawiłem lewą stopę na desce pod przeciwną ścianą i przeniosłem prawą na deskę na środku korytarza, jakiś metr od łazienki. Cały ten manewr przeprowadziłem w błogiej ciszy, mimo że nogi nadal uparcie drobiły w miejscu.
Drzwi do pokoju Libby były zamknięte, ale jak zawsze, kiedy je mijałem, zatrzymałem się i zacząłem nasłuchiwać.
Nie płakała, to dobrze. Nadal często jej się to zdarzało, ale już rzadziej niż w Camden. Choć nie chciałem słuchać jej płaczu, chciałem usłyszeć ją. Świadomość, że znajduje się w pokoju tak blisko mnie, działała na mnie jakoś dziwnie krzepiąco. Wiedziałem, że to dziwne. Nawet jej nie poznałem. Nigdy z nią nie rozmawiałem. Ledwie wiedziałem, jak wygląda, bo widywałem ją tylko przelotnie.
Z końca korytarza dobiegł odgłos spuszczania wody, otworzyły się drzwi do łazienki dziewcząt.
Tegan wyszła z wyciągniętymi wysoko ramionami, zamkniętymi oczami i ustami rozdziawionymi w potężnym ziewnięciu. Miała na sobie tylko skąpe białe majteczki, aż zamarłem w miejscu – nawet moje nogi przestały drobić. Poranna erekcja jednak nigdzie się nie wybierała, a kiedy Tegan otworzyła oczy, natychmiast powędrowały do namiotu w mojej piżamie. Próbowałem się zasłonić, ale działałem za wolno. Muszę przyznać, że rozproszył mnie jej ubiór (a raczej jego brak).
– Jeeezu, co się gapisz? – spytała Tegan, krocząc korytarzem na długich nogach, a deski trzeszczały głośno. – Zwyrol.
Wróciła do swojego pokoju i zatrzasnęła drzwi z taką siłą, że aż zadrżały ściany.
Usłyszałem, jak Vince burczy w swoim pokoju.
Długimi susami przemierzyłem resztę korytarza, wpadłem do łazienki z prędkością rączego jelenia i zamknąłem za sobą drzwi. Przekręciłem badziewny zamek, który potrafiłbym otworzyć z zamkniętymi oczami, dopadłem do sedesu i załatwiłem, co miałem do załatwienia, zastanawiając się, czy będę musiał jeszcze godzinę siedzieć w kiblu, żeby nie nadziać się na Vince’a, czy mogę wrócić do łóżka.
Za sedesem było wąskie okienko wychodzące na podjazd. Stojąc tam i delektując się ulgą, która zawsze towarzyszy pierwszemu porannemu sikaniu, wyjrzałem na zewnątrz. Na podjeździe stał samochód, biały chevrolet malibu, którego już znałem. Patrzyłem, jak detektyw Welderman obchodzi auto dookoła i otwiera tylne drzwi. Ze środka wysiadła Kristina Niven, coś mu powiedziała, po czym popędziła do drzwi frontowych. Miała na sobie małą czarną i buty na wysokim obcasie, w dłoni ściskała elegancką torebeczkę.
Kiedy zerknąłem na detektywa, zobaczyłem, że na mnie łypie.
15
Clair stała w ciasnej kanciapie Jerome’a Stouta, szefa ochrony szpitala. On sam siedział w rozklekotanym fotelu na kółkach za biurkiem, na środku którego stał masywny telefon. Na prośbę Stouta zadzwoniła do swojego kapitana Henry’ego Daltona.
– Pięcioro? Tylko tyle? – zatrzeszczał głos Daltona w głośniku. – Jak niby można zapewnić bezpieczeństwo w tak dużym szpitalu, kiedy na zmianie jest tylko pięcioro ochroniarzy?
Stout podrapał się po głowie.
– O to musi pan już zapytać naszą komisję budżetową. Ja muszę sobie jakoś radzić z takimi środkami, jakie mi przyznają. Mój znajomy z Cleveland General ma tylko po trzy osoby na zmianę. Prawdę mówiąc, jestem wdzięczny za to, co mi dają.
Clair nachyliła się do przodu.
– Kapitanie, on tu gdzieś jest. Potrzebujemy więcej wsparcia.
– CDC nie pozwoli nam nikogo tam wysłać, tak jak nikogo nie wypuszczają – odparł. – Nie mamy zresztą pewności, że on rzeczywiście jest w środku. Znaleźliśmy dwa podobne ciała dziś rano w Chicago i jedno identyczne w Simpsonville. Wątpliwe, żeby tego waszego zabił Bishop. Mamy raczej do czynienia z naśladowcą.
– I to ma mnie niby uspokoić? Tak czy inaczej jesteśmy zamknięci w tym szpitalu z mordercą!
– Jesteś detektywką. Spróbuj się z tym pogodzić i rób, co do ciebie należy. Ilu mundurowych tam masz?
– Czworo – odpowiedziała Clair. – Jedna osoba siedzi z Darlene Biel i jej córką Larissą. Druga pod drzwiami Kati Quigley, kolejne dwie w stołówce. Zamierzałam wszystkich tam przenieść, żeby uniknąć masowych zamieszek. Teraz nie ma takiej opcji. Muszę pilnować tamtych dziewczyn. Potrzebujemy posiłków. Nie damy rady obstawiać wszystkich dwadzieścia cztery godziny na dobę.
– Upchurcha nikt nie pilnuje?
– Facet leży w śpiączce i raczej nie ma widoków na odzyskanie przytomności. Nie mam dość ludzi, żeby kogoś u niego postawić.
Kapitan westchnął ciężko.
– Bardzo chciałbym jakoś pomóc, ale nie mogę. Dostałem rozkazy, tak jak ty.
– A federalni?
– Rozmawiałem już z Hurlessem, jedzie na tym samym wózku, co my. Dopóki CDC nie pozwoli nam otworzyć drzwi, nikt nie może wejść ani wyjść. W tej chwili priorytetem jest powstrzymanie rozprzestrzeniania się wirusa. Gdzie jest teraz to ciało? Kto jeszcze o nim wie?
Clair zerknęła na Stouta, a potem znów na telefon.
– Kazałam znieść do kostnicy. Jest tutaj na dyżurze patolożka, niejaka Amelia Webber.
– Dobrze. Skontaktuj ją z Eisleyem z biura koronera. On ma tamte dwie z rana. Pozostaje też w kontakcie z Simpsonville. Muszą porównać wyniki badań. Oczywiście postaraj się zachować tę sprawę w tajemnicy. Jeśli wieść rozniesie się po szpitalu, sytuacja może gwałtownie eskalować.
Clair przewróciła oczami.
Na to już trochę za późno.
Pielęgniarka, która znalazła Pentza, od razu opowiedziała o tym w dyżurce, i to tak głośno, że zwróciła uwagę innych członków personelu: trojga salowych, lekarki i dwojga pracowników stołówki. Clair próbowała ich wszystkich dopaść i wytłumaczyć, jak ważna jest dyskrecja, ale dowiedziała się tylko, że wygadali się już innym, a tamci też podali wieść dalej.
– Plotka już poszła w obieg, kapitanie – wyznała.
– W takim razie musisz potraktować sprawę jak każde inne zabójstwo i jak najszybciej rozwiązać. Gdyby nie te pozostałe ciała, podejrzewałbym, że znalazł się jakiś naśladowca, który miał kosę z tym waszym kardiologiem. Próbował wykorzystać ten hajp wokół 4MK, żeby ukryć własne motywy. Ta teoria nadal jest całkiem realna, ale musisz pozostawać otwarta na inne możliwości. Klozowski sprawdził tego gościa? Miał jakiś związek z Upchurchem?
– Bezpośredniego nie, ani z Upchurchem, ani z jego przypadkiem, ale był członkiem rady nadzorczej szpitala. Kloz próbuje ustalić, czy decydował o wydatkach, co mogłoby mieć pośredni wpływ na Upchurcha i zwrócić uwagę Bishopa.
– Świetnie – pochwalił Dalton. – Informuj mnie na bieżąco, a ja będę wszystko przekazywał federalnym.
Rozłączył