Jace krzyżuje ręce na szerokiej klatce piersiowej i rzuca mi wyzywające spojrzenie.
– Tak, w sumie tak. Co właściwie znaczy, że „odbije im palma”, hm? Jestem bardzo ciekawy – pyta żartobliwie.
A więc tak chce to rozegrać; nabijając się. Przez moment nie wiem, co odpowiedzieć, przechylam na bok głowę jak zaciekawiony szczeniak i szukam, szukam w otchłaniach umysłu choćby najprostszej riposty. Jestem zdezorientowana i – nic na to nie poradzę – na usta wpełza mi uśmiech. Rumienię się.
Koszmar!
Nie mogę stać na szkolnym korytarzu i flirtować z Jace’em Collinsem, chłopakiem mojego największego wroga! Życie mi niemiłe?!
– O, czy ja widzę uśmiech? O to właśnie chodziło! Nie wolno się gniewać na ludzi, którzy nas rozbawią. Takie są zasady. – Jego niebieskie oczy błyszczą, a biel idealnych zębów niemal oślepia. Trudno pojąć, jak twarz Jace’a może być taka piękna. Nie mam na myśli kobiecego piękna, Jace jest bardzo męski, lecz określenie „przystojny” nie w pełni oddaje całość idealnych rysów i pięknej sylwetki. Ten rodzaj atrakcyjności charakteryzuje posągi starożytnych herosów.
– Chyba po raz pierwszy widzę, że się uśmiechasz. Powinnaś robić to częściej – zakańcza i odchodzi pewnym krokiem.
Przez całą drogę do klasy nie mogę przestać się szczerzyć. Spuszczam głowę, próbując ukryć podekscytowanie i spycham na dalszy plan kwestię tego, czy zostaliśmy nakryci. Jace ma rację – nigdy wcześniej nie miałam w szkole powodów do radości. Chcę zatrzymać ten moment, celebrować go.
Pierwszy w planie lekcji mam angielski, co daje Jace’owi świetną okazję do onieśmielenia mnie. Kiedy mijamy się między ławkami, puszcza do mnie oko.
Co jest, do cholery?
Nie potrafię rozszyfrować jego intencji i zaczynam chyba wariować. Czy to jest flirt? A może w taki sposób zachowują się przyjaciele? Nigdy nie byłam w platonicznym związku, skąd miałabym wiedzieć?!
Do sali wchodzą Elizabeth i Hailey, jazgocząc nieznośnie w drodze do ławki. Natychmiast chcę uciec, zniknąć z powierzchni ziemi. Zsuwam się niżej na krześle, próbując umknąć przed ich spojrzeniem, ale bezskutecznie. Hailey od razu przystępuje do ataku.
– Widzę, że jakoś przetrwałaś wpierdol, Jessica! Jak tam, bolały rano żeberka?
Nie reaguję, nie podnoszę nawet wzroku. Pani Alcott będzie tu lada chwila i zdusi w zarodku złośliwe prześmiewki.
– Daj jej spokój, Hailey. Myślisz, że bycie wredną suką jest atrakcyjne?
Nie mogę się powstrzymać i po komentarzu Jace’a kątem oka zerkam na Elizabeth. Wygląda, jakby próbowała zabić go lodowatym spojrzeniem. Jej szczęka opada prawie na podłogę. Jest wściekła. Żołądek podchodzi mi do gardła, gdy Jace ignoruje ją i patrzy prosto na mnie. Gorąca krew zalewa moją twarz i doskonale wiem, że się rumienię. Cudownie. Pozostaje mieć nadzieję, że nikt nie zauważył tej krótkiej wymiany spojrzeń.
Na całe szczęście do sali wchodzi Pani Alcott i głośno odchrząkując skupia na sobie naszą uwagę.
– Dobrze, moi drodzy, zajmijcie miejsca i wyjmijcie prace domowe – prosi, poprawiając na nosie spadające raz po raz okulary.
Zadanie domowe na zaliczenie z liryki składało się z dwóch części. W pierwszej, musieliśmy napisać wiersz. Nie sądzę, bym była w stanie przeczytać swój przed całą klasą, na samą myśl o obnażeniu uczuć w ten sposób, robi mi się niedobrze. Druga część była prostsza: pani Alcott kazała nam przynieść dowolny cytat wybranej, sławnej osoby.
– Kto chciałby pierwszy podzielić się przygotowanym cytatem? – pyta nauczycielka.
Nie jest żadnym zaskoczeniem, że ręka Elizabeth od razu wystrzeliwuje w górę z entuzjazmem. Ta suka zawsze musi być w centrum uwagi.
– Ja mogę! – krzyczy wysokim, śmiałym głosem.
– Świetnie, panno Brant. Proszę.
Wstając z ławki, Elizabeth przerzuca włosy na jedno ramię. Ma na sobie obcisłe do granic możliwości dżinsy, koronkową bluzkę, o którą zahaczają długie, świecące kolczyki, oraz zdecydowanie za dużo makijażu. Powiedziałabym, że wygląda dziś jak lalka Barbie, gdybym już dawno nie przyzwyczaiła się do jej tandetnego stylu.
– Wybrałam cytat piosenkarza Backstreet Boys, A.J. McLeana: „Wyglądam świetnie i, nie chwaląc się, brzmię równie świetnie” – mówi, cicho chichocząc.
Boże, ale głęboka myśl. Taaak, świetny wybór, Elizabeth.
Kilka suk ze stada Pani Popularnej klaszcze, jakby właśnie odkryła lekarstwo na raka tym gówno wartym cytatem. Nieważne jak wielką byłaby ignorantką, one i tak ślinią się, spijając z wymalowanych ust Elizabeth każde idiotyczne słowo. Żałosne.
– Dziękujemy, panno Brant, za przyniesienie tego… hmm, absolutnie nieistotnego cytatu.
Elizabeth siada, nie zauważając chyba komentarza nauczycielki, a ja uśmiecham się pod nosem.
– No dobrze, a co przygotowała panna Alexander?
Zamykając na chwilę oczy, biorę głęboki oddech i wypuszczam z płuc nagromadzone wcześniej powietrze. Rozwijając karteczkę, robię wszystko, aby zignorować nerwowo drżące dłonie.
– Um… Przygotowałam cytat Laoziego, chińskiego filozofa. „Wrogiem człowieka nie są wcale demony, tylko ludzie, dokładnie tacy jak on sam”.
Widzę, jak wszyscy się gapią i znowu marzę żebym była niewidzialna. Po ich minach wnioskuję, że zrozumieli, co próbuję przekazać przytoczonym fragmentem.
– To bardzo poruszające, panno Alexander – komentuje nauczycielka. – Dziękuję. Kto następny?
Jace podnosi rękę.
– Ja mogę przeczytać.
– Dobrze, Jace, proszę bardzo.
Wstając z miejsca, odwraca się w moją stronę. Nie mam śmiałości, by podnieść głowę, jednak wciąż widzę go kątem oka.
– Wybrałem cytat Alberta Einsteina – mówi. – „Świat nie jest niebezpiecznym miejscem, dlatego że są na nim ludzie, którzy czynią zło. Świat jest niebezpieczny, ponieważ istnieją ludzie, którzy widząc to, nie reagują”. – Przenika mnie wzrokiem.
Nie wiem, co mam myśleć. Czuję się obnażona, odarta z najgłębszych sekretów, ale w tym momencie mam gorsze zmartwienie. Kiedy się odwracam, Elizabeth patrzy prosto na mnie. Jej atak niedługo nastąpi.
5
Niesamowite i smutne zarazem jest to, co musimy robić, aby przetrwać.
Jessica
KIEDY DZWONEK OGŁASZA koniec lekcji, przeczuwam zbliżającą się zagładę. Jestem pewna, że Elizabeth wie już o wszystkim i wątpię, żeby chciała zostawić sprawę w spokoju. Musi być wściekła. Dlaczego, och, dlaczego jedyny chłopak, który okazał mi w tej szkole choć odrobinę zainteresowania, musi być w związku z największą suką w mieście?! Ech, ja to mam szczęście…
Czekam w ławce aż reszta uczniów opuści klasę, bardzo powoli pakując książki. Mam nadzieję, że mi się upiecze i Elizabeth wyjdzie stąd, nie będzie żadnej awantury. Siedzę cicho i obserwuję. Wyczekuję momentu, kiedy będę mogła przemknąć niezauważona i uciec z daleka od głupich pretensji i oszczerstw