Świeży. Nico Walker. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Nico Walker
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 9788366553163
Скачать книгу
Roy.

      – Co tam, Roy? – spytałem.

      – Chcesz, żebym przywalił temu kolesiowi w kutasa?

      – Jeszcze nie.

      – Koniec, kurwa – powiedziała Emily.

      Wyszła w pośpiechu. Roy i Joe wyszli po niej. Powiedzieli, że pewnie będzie w porządku. Nie byłem przekonany, ale musiałem zostać, gdzie byłem. Musiałem zajmować się barem (już nie sałatkowym). I tak właśnie zrobiłem. Czułem się jak śmieć. Około pierwszej trzydzieści menedżer kazał mi zamknąć barek. Potem jeden z prawdziwych barmanów, koleś imieniem Chris, powiedział, że powinienem go zastąpić i zająć się jednym z gości, niejakim Tommym.

      – Tommy właśnie wyszedł z więzienia – oznajmił. – Tommy to swój gość, naprawdę.

      Tommy był najebany jak szpak. Miałem dopilnować, żeby na nikogo nie narzygał, nie uszczypnął w pośladek żadnej dziwki ani nie zrobił niczego, co według nich mógłby zrobić. Tommy był w więzieniu przez dwadzieścia lat, co oznaczało, że poszedł siedzieć na początku lat osiemdziesiątych, czyli że był w pierdlu dłużej niż ja na świecie. Miał wielkie plastikowe okulary, szare włosy na garnek i błyszczącą czerwoną kurtkę bejsbolową. Powiedział, że wszyscy pieprzą bzdury i że to zgraja oszustów. Miał na myśli jakichś gości, których widywało się w okolicy. Zachowywali się, jakby byli prawdziwymi kozakami z cosa nostry. Tommy powiedział, że wszyscy ci goście są mocni w gębie.

      – Ale nie mają jaj… żeby przystawić koleżce gnata do skroni i WYPIERDOLIĆ MU MÓZG.

      Tak mówił, ciągle powtarzał to o mózgu. Zaczynał opowiadać coś o tym gówniarzu, tamtym frajerze i jeszcze innym baranie, ale kończył na tym, że żaden z nich nie ma jaj, żeby przystawić koleżce gnata do skroni i WYPIERDOLIĆ MU MÓZG.

      Potem zajął się mną i spytał, co robię. Powiedziałem, że nic szczególnego, ale zamierzam niedługo wstąpić do wojska.

      – Nie bądź głupi – zaczął. – Ci ludzie mają cię kompletnie w dupie.

      Powiedziałem, że tyle już wiem.

      – To co ty sobie, kurwa, myślisz?

      – Nie mam pojęcia. Ale innych pomysłów też nie mam.

      – A masz jaja… żeby przystawić koleżce gnata do skroni i WYPIERDOLIĆ MU MÓZG?

      – Nie wiem.

      – GRR! Poradzisz sobie.

      Nocka prawie się kończyła, więc powiedziałem:

      – Słuchaj, Tommy, muszę pomóc w zamknięciu. Gdybyś czegoś potrzebował, daj mi znać, okej?

      Przeszedłem się po lokalu, żeby poprzesuwać stoliki i krzesła, spryskać, co trzeba, i powycierać, a potem pozamiatać i przejechać mopem. Naprawdę się ruszałem, bo musiałem stąd wyjść i zobaczyć się z Emily.

      Skończyłem i wyszedłem na zewnątrz, na chodniku przed restauracją stał Tommy. Wyglądał jak dziecko we mgle.

      – Wszystko w porządku, Tommy? – spytałem.

      – Tak. Co robisz?

      – Skończyłem już. Będę się zbierał do domu.

      – Podwieźć cię? Podwiozę cię.

      – Przejdę się. Tędy to nawet nie pięć minut.

      – Nie, nie, przestań. Podwiozę cię.

      – W porządku, ale zaczekaj chwilę, bo muszę podskoczyć do piekarni i kupić tort.

      – Na co ci tort?

      – Dla dziewczyny. Wyjeżdża z miasta i chcę jej kupić tort.

      – Nie marnuj pieniędzy.

      – To zajmie tylko chwilę.

      Po drugiej stronie ulicy i kawałek pod górkę była piekarnia otwarta dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie mieli tortów i musiałem zadowolić się sernikowymi muffinkami. Robiły wrażenie i pomyślałem, że w sumie na jedno wychodzi.

      – Zbieramy się – powiedział Tommy. – Jesteś gotów czy co?

      Jeździł niebieskim chevroletem astro, który stał zaparkowany obok restauracji. Wsiedliśmy i Tommy uruchomił silnik. Wpakował się w samochód przed nami i wycofał prosto w drugi, zanim udało mu się wyprowadzić nas na jezdnię. Zerknąłem na niego, wyglądał, jakby czuł się naprawdę źle. Ni stąd, ni zowąd zatrzymał furgonetkę i otworzył drzwi, żeby się wyrzygać. Wymiotował przez minutę. Gwałtownie. Kiedy skończył, oparł głowę o fotel.

      – O jezu. O jezu, jezu, jezu – stękał.

      W świetle dostrzegłem, że solidnie się obrzygał.

      – Złe wieści, Tommy – powiedziałem. – Narzygałeś sobie na rękaw.

      Tommy spuścił wzrok i zobaczył, co zrobił z prawym rękawem swojej lśniąco czerwonej kurtki.

      – GRR, DO CHOLERY!

      – Nie martw się, Tommy. Ogarniemy to – rzuciłem.

      Na podłodze furgonetki leżała papierowa torba na zakupy. Podarłem ją na kawałki w kształcie serwetek, z których Tommy mógł skorzystać, by zetrzeć lwią część wymiocin z rękawa. Cudów nie zdziałały, ale zrobiły swoje.

      – Do dobrej zabawy jak znalazł – powiedział Tommy.

      Ruszyliśmy w końcu dalej. Zostało nam tylko dziesięć domów do minięcia i znaleźliśmy się na miejscu. Tommy na dokładkę wjechał na chodnik. Podziękowałem mu za podwózkę i poprosiłem, żeby ostrożnie wracał do siebie. Powiedział, że da sobie radę. Dałem mu jedną z muffinek i nigdy więcej już go nie zobaczyłem.

      Emily jeszcze nie spała, kiedy wszedłem na górę. Piła, więc się do niej przyłączyłem. Dałem jej pudełeczko muffinek i przeprosiłem za to, że wcześniej zachowałem się jak palant. Powiedziałem, że rozumiem, że przyprowadzenie Benjiego nic nie znaczyło i że po prostu jest kochaną osobą, która wierzy w różnorodność kulturową, kraje rozwijające się i tego rodzaju rzeczy, i że pragnie przyjaciół. Powiedziałem też, że muffinek powinno być dwanaście, ale musiałem dać jedną Tommy’emu, a Tommy to dobry człowiek i musiał coś przegryźć. Odparła, że to wszystko bardzo miłe z mojej strony i że mi wybacza. Potem dostrzegłem, że płacze. Nigdy wcześniej nie widziałem, jak płacze, i spytałem, co jest nie tak, a to sprawiło tylko, że rozpłakała się jeszcze bardziej. Powiedziała, że nie wie, co jest nie tak. Chwilę potem przestała płakać. Spytałem, czy wszystko w porządku. Powiedziała, że tak.

      – Nieźle pojebane, co? – powiedziałem.

      – Tak. Pojebane.

      Śmialiśmy się z tego.

      I wydurnialiśmy się.

      A potem poszliśmy spać.

      CZĘŚĆ DRUGA

      PRZYGODA

      ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

      Sierżant sztabowy Kelly z twarzy przypominał śmierć, a co drugie słowo z jego ust brzmiało „cyc”; nosił czarny sweter, zielone spodnie i lakierki. W szufladzie jego biurka stało w chuj pojemniczków ze szczynami. Powiedział, że latryna jest na końcu korytarza.

      – Za drzwiami na lewo i naokoło. Nie da się jej przegapić – stwierdził.

      Siki miałem czyste, więc Kelly opowiedział mi, że jego żona jest Koreanką. Opowiedział też, jak jeździł rządowym samochodem i że dostał dodatek mieszkaniowy, i że jest objęty programem opieki zdrowotnej. W jego ustach brzmiało to naprawdę dobrze. Musiałem mu pokazać, że dam radę zrobić dwadzieścia pompek i dwadzieścia