Paziowie króla Zygmunta. Domańska Antonina. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Domańska Antonina
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Повести
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
królowi.

      Zygmunt spojrzał przeciągle na żonę i rzekł:

      – Zbyt pochopne sądy najczęściej okazują się mylnymi.

      A gładząc dobrotliwie płową czuprynę Dmytrusia dodał:

      – Zaiste warto paziem zostać, by zyskać takiego przyjaciela!

      Rozdział II. Figiel Jana Drohojowskiego

      Nazajutrz rano w izbie paziów żywa toczy się rozmowa przy ubieraniu.

      – Wiesz, Jędruś – zagadnął Kostuś Gedroyć Bonera – że o włos, o pajęczynę, a byłoby się wszystko wydało.

      – Juści, jakim sposobem?

      – Sprawiliśmy się tajemnie: zrzynki, strzępki, szmatki pozmiatałem własną ręką i do cna spaliłem na kominie; popiół nawet rozgarnąłem aż do samej głębi.

      – A miednicę z wodą, cośmy sobie ręce z farby myli – dodał Czema – wyniosłem na strych i het porozlewałem po polepie96.

      – Co nas miało zdradzić? Ciekaw jestem – puszył się Boner.

      – Zaraz ci powiem: pani Szczepanowa.

      – Ona? Aniśmy jej nosa nie widzieli.

      – Za to ona widziała wasze oba i koszyk, i Kupidynka. Zahaczyliście o wirydarzu królewny; babina tam siedziała cichuśko, no i miała sobie najpiersze miejsce w onym teatrum, jakieście Papacodzie sprawili.

      – Rety… – wyrzucą nas ze służby! – wrzasnął Krystek.

      – Z jednej ręki strapienie i z tejże otrzymacie pociechę! – zadeklamował Gedroyć. – Gdyśmy z ogrodu wracali po niefortunnym śledztwie, królowa jejmość kwaśna i nachmurzona, panny złe, jak jędzonki, a król i my wszyscy rozmiłowani w Montwille na umór…

      – Masz gadać co mądrego, to gadaj, a pleść nie wiedzieć jakie głupstwa, to lepiej…

      – Wżdyś chyba nie zapomniał, jako cię miłościwy pan pięknie pochwalił? A żeśmy cię dopiero wczoraj naprawdę poznali, że nasze serca k'tobie97 się kłonią, to i mówić nie trzeba… każdy to czuje.

      – Et… nie marudziłbyś. Cożeś zaczął o Szczepanowej?

      – Ano, wyszła naprzeciw nas po królewnę Jadwigę, a skorom ją mijał (szedłem w ostatniej parze), szepnęła mi na ucho: „Kłaniaj się waść ode mnie panom malarzom i doradź, coby na drugi raz pilniej się strzegli, bo gdyby tak kto inszy, a nie stara Szczepanowa, toby było krucho”. „Dla Boga, nie wydajcie ich!” szepnąłem. Zaśmiała się, machnęła ręką: „Śpijcie spokojnie”. I rozeszliśmy się.

      – Prawdziwa łaska boska, że to ona była, a nie na ten przykład wielebna dzwonnica Serczykowa.

      – Ale co tam rozmyślać o przeszłorocznym śniegu! Dobrze było, udało się, nie wydało się, po całym ogrodzie huczek poszedł, miłościwy pan przykazał szukać pilnie onego mistrza od piesków malowania, więc też pilnie szukają… wiatra98 w polu. A waszmość panowie, sercem umiłowani, radujcie się, iże Andrzeja Bonera macie pośród siebie, jako chwałę i piękną ozdobę stanu paziowskiego.

      – Zarozumialec jakiś! – żachnął się Czema. – Wżdy pieska ja sam, przez twojej rady umyśliłem.

      – A byłbyś co wskórał, matusina kukiełko, gdyby nie ja? Po dziesięćkroć dałbyś się złapać na uczynku.

      – Słuchaj no, Jędrek – przerwał mu Ostroróg – nie masz się z czego bucić99, bo do figlów i psot wszyscyśmy skorzy, ilu nas tu jest, i gdy ino zechcemy dokazować, to starego Odmiwąsa w żółtaczkę wpędzimy.

      – Oho, w gębieście mocni, robotym nie widział!

      – To zobaczysz. Słuchajcie wszyscy, zali wam się zda, co powiem.

      – Pst!

      – Czego chcesz?

      – Coś się szmera za drzwiami…

      – Podejdźmy wszyscy na palcach… dość już tego podsłuchiwania, trza ptaszka złapać.

      – Ty, Szydłowiecki, stań przy oknie i gadaj głośno, niby że to rozmawiamy ze sobą, co by się w izbie cicho nie zrobiło, bo gotowo uciec.

      Gedroyć na przedzie, tamci za nim, podsunęli się ostrożnie do drzwi, otwarli je znienacka… Signora Marina Arcamone w czepcu nocnym na głowie i luźnej kwiaciastej sukni stała w korytarzu o pół kroku ode drzwi i tak złapana niespodzianie, że nawet odskoczyć nie miała czasu.

      Ostroróg, Montwiłł, Czema, Drohojowski i Boner parsknęli śmiechem szyderczym, a Gedroyć pokłonił się w pas jak przed królową.

      – Cóż za niewysłowiona i niczym nie zasłużona łaska, że czcigodna pani ochmistrzyni raczy nawiedzić marnych paziów o tak rannej dobie?

      – Prosimy, prosimy! – wrzasnął chór jednogłośnie.

      – Schiocchi senza vergogna! Somari!100 – drżąc z wściekłości, zapiszczała dama i pobiegła do swej komnaty.

      – A tośmy babę przyhaczyli! Cha, cha, cha…

      – Nieprędko się chyba drugi raz odważy.

      – Dobrze jej tak, niech nie myszkuje.

      – A co tam wygadywała na nas? Nie słyszałeś, Pawełku?

      – Przezwała nas niewstydnymi głupcami i osłami – przetłumaczył Szydłowiecki.

      Gedroyć uderzył silnie pięścią w stół.

      – Poczekaj, stara sowo! Jużem ci wczoraj nakarbował w pamięci za królewnę Jadwigę, dziś znowu… osły! Doznasz ty mojej wdzięczności, aż ci one osły bokiem wylezą!

      – A teraz zasiądźcie spokojnie i posłuchajcie – zaczął znowu Ostroróg.

      – Słuchamy pilnie.

      – Jędruś Boner się szczyci, że ino on jeden ma głowę do trefnych figli; ja zasię twierdzę, że nie ma w tym nijakiej sztuki, a przy dobrej woli każdy z nas mu dorówna abo i prześcignie.

      – Powtarzam swoje: w gęboście mocni!

      – Tedy ustanówmy związek alboli101 bractwo i niech każdy własnym pomysłem, własnymi siłami popisze się, jako zdoła najlepiej.

      – Figlikowe turnieje! – zawołał Gedroyć.

      – A po włosku jak?

      – Nie wiem: concorso102 chyba.

      – Jak się zwie, tak się zwie, ja przystępuję do bractwa! – zawołał Jaś Drohojowski.

      – Nu, to i ja – zawtórował dziwnie ożywiony od wczoraj Montwiłł.

      – Ja także!

      – I ja! – wołali wszyscy.

      – Ale poczekajcie, to jeszcze nie koniec; zrobimy siedem gałek z chleba, sześć jednakich, a siódmą usmarujemy sadzą, coby była czarna. Będziemy je wszyscy ciągnąć, a który dostanie czarną, nie należy do współzawodów, ino będzie naszym sędzią.

      – Ojoj!

      – Czyją on sprawkę uzna za najtrefniejszą, ten zostanie naszym hetmanem na cały rok.

      – E… ja tak nie chcę…

      – Wielka


<p>96</p>

polepa – warstwa gliny lub gliny z sieczką kładziona jako uszczelnienie. [przypis edytorski]

<p>97</p>

k'tobie a. ku tobie (daw.) – do ciebie. [przypis edytorski]

<p>98</p>

wiatra – dziś popr. forma: wiatru. [przypis edytorski]

<p>99</p>

bucić się (daw.) – pysznić się, przechwalać się. [przypis edytorski]

<p>100</p>

Schiocchi senza vergogna! Somari! (wł.) – głupcy bez wstydu, osły. [przypis edytorski]

<p>101</p>

alboli (daw.) – lub też. [przypis edytorski]

<p>102</p>

concorso (wł.) – konkurs, konkurencja. [przypis edytorski]