Wzlot Persopolis. James S.a. Corey. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: James S.a. Corey
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Историческая фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788366409729
Скачать книгу
nigdy tak naprawdę nie zdołała zrozumieć, na czym polegał związek między mechanikiem Rosa a jego drobną współpracowniczką. Nie sypiali ze sobą i nie wyglądało na to, żeby kiedykolwiek to robili. Przez większość czasu nawet ze sobą nie rozmawiali, ale kiedy zdrowie Claire zaczęło się pogarszać, Amos zwykle siedział przy jej boku w okrętowym szpitaliku. Bobbie zastanawiała się, czy dla niej robiłby to samo. Czy ktokolwiek by to robił.

      Masywny mechanik ostatnio sam też wyglądał na nieco chudszego. O ile większość dużych mężczyzn pod koniec życia zwykle robiła się otyła, Amos reagował przeciwnie. Cały jego tłuszcz zniknął, przez co ręce i kark wyglądały bardzo żylaście od widocznych tuż pod skórą mięśni. Jakby był twardszy od podeszwy.

      – No dobrze – rzucił. – To co jest?

      – Czytałeś mój raport dotyczący Freehold?

      – Przejrzałem go.

      – Trzystu ludzi nienawidzących centralnej władzy, za to kochających broń. Holden będzie nalegał na spotkanie z nimi na ich terenie, bo dokładnie takie głupoty robi. I będzie mu potrzebne wsparcie.

      – Owszem – zgodził się Amos. – Będę miał na niego oko.

      – Myślałam, że może tym razem ja powinnam się tym zająć – stwierdziła Bobbie, kiwając głową w stronę włazu do ambulatorium.

      Nie mówiąc ona nie wygląda dobrze. Amos zacisnął wargi i zamyślił się.

      – Hm, dobra – zgodził się. – Lądowanie atmosferyczne pewnie i tak rozłupie statek na kawałki. Będę miał tu pełne ręce roboty.

      Bobbie wstała z zamiarem odejścia, ale coś ją zatrzymało.

      – Ile jeszcze? – spytała, zanim zrozumiała, że zada to pytanie.

      – Resztę życia – odpowiedział Amos, a potem wrócił do ambulatorium i zamknął za sobą właz.

      Holdena i Naomi znalazła w kambuzie, jedli śniadanie. Aromat jajecznicy ze sproszkowaną cebulą i tym, co uchodziło za paprykę, konkurował z zapachem świeżej kawy. Brzuch Bobbie zaburczał, gdy tylko weszła do pomieszczenia, a Holden bez słowa pchnął w jej stronę talerz i zaczął nakładać na niego jajka.

      – Smacznego, bo to ostatnie prawdziwe jajka do czasu powrotu na Medynę – zachęcił Holden, napełniając jej talerz.

      – Co się dzieje? – zapytała Naomi, gdy udało się jej przełknąć porcję, którą akurat miała w ustach.

      – Czytaliście moją ocenę zagrożeń na Freehold?

      – Przejrzałem – odpowiedział Holden.

      – Kolonia pierwszego pokolenia – powiedziała Naomi. – Osiem lat od założenia i wciąż tylko jedno miasteczko w stosunkowo umiarkowanej strefie klimatycznej. Podstawowe rolnictwo, ale większość żywności pochodzi z odzyskanych instalacji hydroponicznych. Trochę kóz i kur, ale zwierzęta gospodarskie też żywią się produktami hydroponiki, więc nie jest to zbytnio efektywny model. W płaszczu planety jest lit i podejrzanie duże ilości uranu w lodowcach na biegunach, co być może oznacza łatwe zbieranie helu, jeśli uda im się kiedyś stworzyć infrastrukturę do rozwoju górnictwa. Karta założycielska zakłada radykalną autonomię osobistą, chronioną przez milicję obywatelską, na którą składają się wszyscy mieszkańcy kolonii.

      – Serio? – zainteresował się Holden. – Wszyscy mieszkańcy?

      – To oznacza trzystu ludzi, którzy lubią broń – zauważyła Naomi, a potem wskazała palcem Holdena. – Ten tutaj będzie upierał się przy wyjściu na zewnątrz i bezpośredniej rozmowie z nimi.

      – Prawda? – rzuciła Bobbie, a potem szybko zgarnęła do ust pełen widelec jajek.

      Były tak dobre, jak obiecywał ich zapach.

      – To musi być zrobione twarzą w twarz – oświadczył Holden. – Jeśli nie, to równie dobrze mogliśmy im przesłać wiadomość drogą radiową z Medyny i oszczędzić sobie podróży.

      – Dyplomacja to twoja domena – przyznała Bobbie. – Ja przejmuję się kwestiami czysto taktycznymi. A kiedy będziemy rozmawiać z władzami Freehold, powiemy im, że nie mają powodu, żeby zacząć do nas strzelać, i mieć nadzieję, że będzie dobrze.

      Holden odsunął od siebie częściowo opróżniony talerz i odchylił się do tyłu, marszcząc brwi.

      – Wyjaśnij to.

      – Naprawdę powinieneś czytać moje raporty.

      Naomi wzięła kubek Holdena i ustawiła pod dyszą ekspresu do kawy.

      – Chyba wiem, do czego zmierzasz. Napijesz się kawy, Bobbie?

      – Tak, dziękuję – potwierdziła Bobbie, a potem wywołała ocenę taktyczną na swoim ręcznym terminalu. – Ci ludzie opuścili Ziemię, żeby utworzyć kolonię opierającą się na całkowitej niezależności. Wierzą w bezwzględne prawo każdego obywatela do obrony siebie i swojej własności, w razie potrzeby z zabójczą siłą. I są w tym celu dobrze uzbrojeni.

      – Tę część czytałem – potwierdził Holden.

      – Na tym etapie miną jeszcze lata, zanim będą w stanie się sami utrzymać. To, że polegają na uprawach hydroponicznych, wynika z faktu, że mają trudności z opracowaniem gleby dla swoich szklarni. Ma to jakiś związek z zawartością minerałów w tutejszym gruncie. Pieniądze zdobyte na podstawie wstępnych przewidywań co do wielkości przyszłego wydobycia minerałów w całości trafiają na Auberon, w zamian otrzymują zaopatrzenie rolnicze, które ma im pomóc sobie z tym poradzić. Uważają, że Związek Transportowy nie ma prawa do pobierania cła za podstawowy handel, który umożliwia przeżycie. Co właśnie nas tu doprowadziło.

      Naomi podała jej kubek z parującą kawą i mnóstwem śmietanki, dokładnie tak, jak lubiła. Holden kiwnął głową w sposób, który prawdopodobnie oznaczał kłopoty. Zrozumiał, co chciała powiedzieć.

      – Ile czasu minie, zanim wyhodują własne uprawy? – zapytała Naomi, nachylając się jej nad ramieniem, by spojrzeć na raport.

      – Nie wiem, ale nie o to tu chodzi...

      – Chodzi tu o to – wtrącił się Holden – że mamy im ogłosić wyrok śmierci. Zgadza się? Wylądujemy tam i powiemy im, że zostają odcięci od handlu z innymi koloniami. A oni wiedzą, że za kilka miesięcy skończy im się jedzenie, a sami nie będą w stanie wyhodować niczego jeszcze przez długie lata. Związek stawia ich w beznadziejnym położeniu. A przez związek mam w tej chwili na myśli nas. My ich stawiamy pod ścianą.

      – Owszem – potwierdziła Bobbie zadowolona, że wreszcie zrozumiał. – To ludzie, którzy wierzą w nienaruszalne prawo użycia zabójczej siły w obronie własnego życia. A my wylądujemy tam, żeby im ogłosić, że zostają odcięci od dostaw. To idealny powód do tego, aby spróbować zdobyć nasz statek.

      – Nie rozumiem tej kary – odezwała się Naomi. – Wydaje się trochę ostra.

      – Sądzę, że Drummer czekała na coś takiego – stwierdził Holden. Nie wyglądał na zadowolonego. – Czekała na tę pierwszą kolonię, która zdecyduje się sprawdzić, jak daleko Związek jest gotów się posunąć, by ochronić swój monopol na korzystanie z wrót. I zamierza potraktować ten pierwszy przykład na tyle mocno, by już nikomu innemu nie przyszło do głowy próbować. Zabija jedną kolonię teraz, żeby później nie musiała tego robić z tysiącem trzystu pozostałych.

      Wizja zawisła w powietrzu jak dym nad stolikiem do pokera. Wyraz twarzy Naomi odzwierciedlał niepokój Bobbie. Na twarzy Holdena rysowało się wewnętrzne skupienie, które świadczyło o tym, że bardzo intensywnie o czymś myśli. Trzy lata to