– Jestem gotowy – skłamał Singh.
Budynek Rządowy Lakonii był cesarskim pałacem we wszystkim poza nazwą i był zdecydowanie największą budowlą w stolicy. Tam właśnie znajdowała się siedziba rządu, jak i pomieszczenia zajmowane przez wysokiego konsula i jego córkę. Po przejściu przez rygorystyczną kontrolę bezpieczeństwa, dokonaną przez żołnierzy w najnowocześniejszych lakońskich pancerzach wspomaganych, Singh został w końcu po raz pierwszy wpuszczony do środka.
Co okazało się nieco rozczarowujące.
Właściwie nie był pewien, czego się spodziewał. Może sufitu dwadzieścia metrów nad podłogą, utrzymywanego przez rzędy olbrzymich kamiennych kolumn. Czerwonego dywanu, który prowadził do wzniosłego złotego tronu. Ministrów i służby czekających na możliwość rozmowy z wysokim konsulem, szeptem snujących intrygi. Zamiast tego zobaczył foyer i poczekalnię pełną wygodnych krzeseł i z łatwym dostępem do łazienek oraz monitor ścienny, który wyświetlał zasady bezpieczeństwa obowiązujące w Budynku Rządowym. Wszystko to wydawało się bardzo zwyczajne. Bardzo rządowe.
Przez największe drzwi pomieszczenia przeszedł niski uśmiechnięty mężczyzna w czerwonej marynarce i czarnych spodniach, kłaniając się niemal niezauważalnie.
– Kapitan Santiago Singh – powiedział w sposób, który nie był pytaniem.
Singh wstał, z wysiłkiem powstrzymując się przed zasalutowaniem. Mężczyzna nie miał munduru wojskowego ani oznak rangi, choć znajdowali się w domu ich władcy. To miało wagę wykraczającą poza ramy protokołu.
– Tak, proszę pana. Jestem kapitan Singh.
– Wysoki konsul ma nadzieję, że będzie mu pan towarzyszył podczas śniadania w rezydencji – powiedział niski mężczyzna.
– Oczywiście, będę zaszczycony.
– Proszę za mną – rzucił człowiek w czerwonej marynarce i wyszedł przez drzwi, z których się wyłonił.
Singh ruszył za nim.
Jeśli foyer Budynku Rządowego było antyklimatyczne, to reszta wnętrza wyglądała zdecydowanie użytkowo. Na wszystkie strony odchodziły korytarze prowadzące do biur. Było tu wielu ludzi w garniturach i mundurach wojskowych oraz takich czerwonych marynarkach i czarnych spodniach, jakie nosił jego przewodnik. Singh uważał, by salutować za każdym razem, gdy trafił na kogoś o randze, która tego wymagała, i próbował ignorować wszystkich innych. Całą populację Lakonii stanowili pierwotni koloniści z floty Duartego oraz dzieci urodzone tu w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci. Nie wyobrażał sobie, że na planecie mieszka tyle ludzi, których jeszcze nie spotkał. Jego niewysoki przewodnik poruszał się tak, jakby nie widział nikogo innego, i cały czas utrzymywał na twarzy niezobowiązujący uśmiech.
Po dziesięciu minutach marszu przez labirynt korytarzy i sal dotarli do podwójnych szklanych drzwi, które prowadziły do dużego patio. Jego przewodnik otworzył jedno skrzydło i gestem zaprosił go do środka, a potem oddalił się, znikając w budynku.
– Kapitanie Singh! – zawołał wysoki konsul Winston Duarte, absolutny władca wojskowy Lakonii. – Proszę do mnie dołączyć. Kelly, dopilnuj, żeby kapitan miał talerz.
Kolejny mężczyzna w czerwonej marynarce i czarnych spodniach, najwyraźniej ten o imieniu Kelly, przygotował dla niego miejsce, a potem odsunął krzesło. Singh usiadł, czując zawroty głowy i wdzięczność, że nie będzie musiał próbować ich ukrywać, gdyby zachwiał się na nogach.
– Wysoki konsulu, ja... – zaczął, ale Duarte uciął mu machnięciem ręki.
– Dziękuję, że dołączył pan do mnie dziś rano. I sądzę, że możemy tu używać naszych stopni wojskowych. Admirale Duarte, ale też zupełnie wystarczy samo admirale.
– Oczywiście, admirale.
Kelly postawił przed nim pojedyncze jajko w stojaczku i używał właśnie szczypców, żeby położyć mu na talerzu słodką bułkę. Singh jadł już kiedyś jajko, więc choć było luksusem, nie stanowiło kompletnej zagadki. Stół był mały – dla czterech osób byłoby przy nim za ciasno – i stał przed dużym obszarem czegoś, co wyglądało na bardzo zadbaną ziemską trawę. Pośrodku trawnika siedziała może dziesięcioletnia dziewczynka, bawiąc się ze szczeniakiem. Prawdziwe kury i ziemskie psy. W przeciwieństwie do Arki Noego w starej historii, okręty pierwszej floty zabrały ze sobą na Lakonię tylko nieliczne gatunki zwierząt. Zobaczenie na własne oczy dowodów na jednoczesne istnienie dwóch z nich było nieco przytłaczające. Singh zastukał w skorupkę jaja łyżeczką, żeby ją rozbić, a potem spróbował opanować nerwy.
Admirał Duarte wskazał filiżankę Singha, do której Kelly nalał kawy.
– Przepraszam – powiedział Duarte – za oderwanie pana od rodziny tak wcześnie dziś rano.
– Z przyjemnością służę wysokiemu konsulowi – odpowiedział Singh automatycznie.
– Tak, tak – rzucił Admirał. – Natalia, prawda? I jedna córka?
– Tak, admirale. Elsa. Ma już prawie dwa lata.
Admirał Duarte posłał uśmiech w stronę dziewczynki na trawie i kiwnął głową.
– To dobry wiek. Nie ten z uczeniem dziecka korzystania z nocnika, ale ten, gdy przesypia całą noc, prawda?
– Przeważnie, sir.
– Fascynujące jest obserwowanie, jak ich mózgi zaczynają się wtedy rozwijać. Uczą się języka, uczą się identyfikować się jako odrębny byt. Słowo nie nabiera magicznej mocy.
– Tak jest, sir – potwierdził Singh.
– Niech pan nie odpuszcza tej bułce – zasugerował admirał. – Nasz piekarz to geniusz.
Singh przytaknął i ugryzł bułkę. Była dla niego za słodka, ale doskonale komponowała się z gorzkim smakiem kawy.
– Proszę mi opowiedzieć o kapitanie Iwasie – poprosił Duarte z uśmiechem.
Właśnie przełknięty kęs bułki zmienił się nagle w bryłę ołowiu. Kapitan Iwasa został zdegradowany i dyscyplinarnie zwolniony ze służby na podstawie raportu złożonego admiralicji przez Singha. Jeśli jego były dowódca był bliskim znajomym wysokiego konsula, Singh niniejszym pożegna się ze swoją karierą. Albo jeszcze gorzej.
– Przepraszam, ja... – zaczął Singh.
– To nie przesłuchanie – powiedział Duarte głosem łagodnym i ciepłym jak flanela. – Znam wszystkie fakty dotyczące sprawy kapitana Iwasy, ale chcę usłyszeć pańską wersję. Złożył pan raport dotyczący zaniedbania obowiązków. Co pana do tego skłoniło?
Jeden z jego wykładowców w akademii wojskowej powiedział kiedyś, gdy brak osłony, jedyną rozsądną rzeczą jest jak najszybsze pokonanie pola ostrzału. Singh wyprostował się na krześle, próbując jakby stanąć na baczność w pozycji siedzącej.
– Sir, tak jest, sir. Kapitan Iwasa nie dopilnował wprowadzenia w życie nowo otrzymanego kodeksu postępowania floty, a gdy zadano mu bezpośrednie pytanie dotyczące tych wytycznych, w mojej obecności skłamał swojemu przełożonemu, admirałowi Goyerowi. Wysłałem admirałowi notatkę, w której podważyłem twierdzenia kapitana Iwasy.
Duarte przyglądał mu się badawczo bez śladu złości na twarzy. Co nic nie znaczyło. Według wszelkich opinii wysoki konsul nie był człowiekiem łatwo zdradzającym emocje.
– Zmieniony kodeks postępowania uczynił z niedopełnienia obowiązków wykroczenie karane wysłaniem do Stodoły? – zapytał admirał Duarte.
– Tak, sir. Kapitan Iwasa uważał tę karę