– Taki żart – powiedziała. – Mam mnóstwo kompleksów i staram się nabrać do siebie dystansu.
– To dobrze. To znaczy… Dobrze, że się tak starasz, a nie, że…
Zamknąłem się i przygryzłem język. Dawno nie wygadywałem takich głupot.
– Masz sporo tatuaży, dlatego się przyglądam – ostatecznie chyba dobrze wybrnąłem.
– Domyśliłam się.
Po chwili skończyła i się wyprostowała. Pochyliłem się lekko, żeby lepiej zobaczyć efekt, i niemal uderzyłem głową w jej piersi. Nie drgnęła, a ja udawałem, że jestem skupiony na oglądaniu tatuażu. W rzeczywistości kusiło mnie, żeby powędrować wzrokiem nieco w prawo…
– No, to skończyliśmy. – Wstała z gracją i podała mi rękę.
– Dzięki. – Uścisnąłem ją.
Podszedłem do wieszaka i sięgnąłem po kurtkę. Gdy się odwróciłem, żeby się ostatecznie pożegnać, stała do mnie tyłem, celując pilotem w podwieszony pod sufitem telewizor. Lewą dłonią odgarnęła włosy z karku i wtedy doznałem czegoś w rodzaju déjà vu. Na jej szyi dostrzegłem coś, co już kiedyś widziałem. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Płonący trójkąt.
TERAZ, PRAWIE GRUDZIEŃ
Alice namówiła mnie na spędzenie sylwestra poza domem. W sensie poza czyimkolwiek domem. Dotychczas witałem Nowy Rok w gronie znajomych, na jakiejś prywatce i wydawało mi się to całkiem dobrym pomysłem również tym razem, jednak Alice nalegała. Trochę nas to kosztowało, ale ostatecznie dałem się przekonać ze względu na jedną rzecz. Dochód z balu miał zostać niemal w całości przeznaczony na lokalne schronisko dla zwierząt. Pomyślałem, że skoro tak, to lżej będzie mi wydać ciężko zarobione pieniądze. Nie tylko trochę się zabawię, ale też wesprę coś, co w sumie jest bliskie mojemu sercu. W dzieciństwie ciągle namawiałem rodziców na kota lub psa i w końcu się zgodzili, pod warunkiem, że wybiorę zwierzaka ze schroniska. Tak też się stało i ostatecznie przez nasz dom przewinęły się dwa psy i jeden kot. Aktualnie pozostał tylko Happy, dość już leciwy mieszaniec przypominający labradora. Przypuszczalnie, gdyby nie uczulenie Alice, też mielibyśmy teraz jakiegoś futrzaka.
Jak każdy facet, nie przejmowałem się sylwestrem na zapas. Wydawało mi się, że jest jeszcze sporo czasu, poza tym nie zastanawiałem się nad własną kreacją. Oczywiste było, że odkurzę garnitur i założę jakąś koszulę. Z kobietami jest zupełnie inaczej, więc, ku mojej rozpaczy, musiałem niemal codziennie wysłuchiwać różnych przemyśleń Alice dotyczących sylwestrowego balu. Kreacja, fryzura, torebka, buty… Momentami miałem dość i zacząłem udawać, że mam dodatkową pracę do zrobienia. Brałem laptop i zamykałem się w naszej sypialni, delektując się chwilami spokoju.
Co jakiś czas przypatrywałem się mojemu tatuażowi na nadgarstku, wracając jednocześnie myślami do Eve. Wciąż męczyło mnie wspomnienie tatuażu na jej karku. Byłem pewien, że gdzieś już go widziałem. Może w telewizji albo internecie? Może to był jakiś symbol? Zacząłem szperać w Google, ale w zasadzie oprócz zwykłego znaczenia trójkąta nie znalazłem nic. Odwrócony trójkąt był po prostu symbolem męskości. Zresztą znanym większości populacji na świecie z toalet. Jednak tatuaż Eve nie był zwykłym trójkątem. Jego obręcz płonęła. Przemknęło mi przez myśl, że to może mieć coś wspólnego z okultyzmem. W wyszukiwarce jest dość sporo grafik, gdzie trójkąt w różnych postaciach wiązany jest z ciemnymi mocami. Być może miałoby to jakiś sens. Eve miała mnóstwo różnych, dziwacznych tatuaży i większość z nich wydawała mi się nieco straszna. Może ona faktycznie jest satanistką? Odtrącałem tę myśl, ilekroć do mnie wracała. Całe życie powtarzałem sobie, że nie warto oceniać ludzi po pozorach, a teraz mimowolnie to właśnie robiłem. To, że ubierała się na czarno i miała trochę tatuaży na ciele, o niczym jeszcze nie świadczyło.
Ostatecznie nie wytrzymałem i wybrałem numer Eve. Miałem nadzieję, że mimo dość późnej pory odbierze.
– Cześć, tu Daniel.
– Uhm… Jaki Daniel? – Zaspany głos wzbudził we mnie poczucie winy.
– Ten od tatuażu kluczyka na nadgarstku. Byłem u ciebie jakiś tydzień temu…
Przeciągająca się cisza w słuchawce utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie powinienem dzwonić o tej porze.
– Coś się babrze? Chcesz przyjść coś poprawić?
No tak, logiczne, że jej myśli powędrowały w tym kierunku.
– Nie, z tatuażem wszystko w porządku.
– To o co chodzi?
Zagryzłem wargę. Miałem nadzieję, że nie uzna mnie za jakiegoś wariata.
– Jak ostatnio u ciebie byłem, to zauważyłem pewien tatuaż na twojej szyi. Na karku.
– Uhm… I co z nim?
– Bo widzisz, ja… – Układałem w głowie słowa, żeby zabrzmieć jak najmniej idiotycznie. – Mam wrażenie, że już go gdzieś widziałem. Strasznie mnie to męczy, wiesz, jak to jest?
– Daniel… Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Zacznijmy od tego, o jaki tatuaż ci chodzi.
– O ten płonący trójkąt. Czy to jakiś symbol? Próbuję sobie przypomnieć…
– Daj spokój, nie masz szans – przerwała mi. – Nie przypomnisz sobie, bo raczej czegoś takiego nigdzie nie widziałeś.
Kompletnie zbiła mnie z tropu. Jednak wciąż byłem pewien, że skądś znam ten tatuaż.
– Kurczę… – westchnąłem nieco zrezygnowany. – Naprawdę mam wrażenie, że znam ten obraz. Miałem nadzieję, że mi to wyjaśnisz i mi się przypomni.
– To mój autorski projekt sprzed lat.
– Ciekawe… – Szczerze się zainteresowałem. – A co oznacza, jeśli można wiedzieć?
Roześmiała się. Pewnie to było dla niej tak oczywiste, że aż śmieszne, ale przecież ja w kwestii tatuaży byłem kompletnym laikiem.
– A, stare dzieje… Wiesz, co oznacza odwrócony trójkąt, prawda?
– Możesz się śmiać, ale kojarzę jedynie symbol na męskiej toalecie.
– No i prawidłowo – zaskoczyła mnie. – Dokładnie to oznacza. Rodzaj męski. Kiedyś kilku facetów porządnie mnie wkurzyło i stąd ten tatuaż.
Nie do końca zrozumiałem.
– Symbolicznie spaliłam ich żywcem – wyjaśniła.
– Ale że cały rodzaj męski?
– No tak – znów się roześmiała. – Sorry, chciałeś wiedzieć.
Przymknąłem oczy, ponownie przywołując w pamięci obraz jej tatuażu. Faktycznie, coś w tym było. Jej wyjaśnienia miały w sobie sporo logiki.
– Halo? Daniel, jesteś tam?
– Tak. – Wróciłem do rzeczywistości. – Dzięki za wyjaśnienie.
– Teraz już nie będzie cię to męczyć?
– Nie wiem. Wciąż zastanawiam się, skąd się wzięło moje déjà vu.
– Mnie to się ciągle zdarza. Ludzki umysł jest nieodgadniony.
Uśmiechnąłem się. Dobrze, że nie wzięła mnie za wariata. Nie wiedzieć dlaczego, ale zależało mi na tym, żeby nie myślała o mnie negatywnie… Rzadko obchodziła mnie czyjaś opinia