Próba sił. T.S. Tomson. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: T.S. Tomson
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Ужасы и Мистика
Год издания: 0
isbn: 978-83-8147-738-3
Скачать книгу
przed siebie i starał się zrozumieć, co zaszło przed chwilą na drodze, ale nie chciał niepokoić Steve’a.

      – Tak, przyjacielu. Wszystko gra, wkrótce będę w domu. A jak nie masz co robić, to zajmij się żoną albo przyjadę i ja to zrobię.

      W słuchawce była cisza. Eddie wiedział, że Steve nie dał się nabrać na jego pogodny ton. Zbyt długo się znali.

      – Eddie, słuchaj… – zaczął Steve.

      – Steve, pogadamy rano. Wracam już do domu, miałem ciężki dzień, tak jak i ty – powiedział Eddie, przyglądając się, jak wycieraczki zostawiają smugi po każdym ruchu.

      – Jasne, widzimy się rano. Nie śpiesz się, Ed. Odpocznij – powiedział Steve.

      – Pewnie. Do zobaczenia. – Eddie już chciał się rozłączyć, kiedy usłyszał głos Steve’a: – Ed, jedź do domu.

      – Wiem, Steve. Nie musisz się martwić – Eddie się rozłączył.

      ROZDZIAŁ 9

      Obudziła się przed południem. Gdyby jej życie toczyło się normalnym trybem, w pośpiechu, z dozą paniki zorientowałaby się, że jest spóźniona na zajęcia z fitnessu. Jednak jej życie nie było już takie samo, toteż nieśpiesznym krokiem podeszła do wielkich, przesuwnych drzwi garderoby.

      Gdyby jej życie toczyło się normalnym trybem, starannie dobrałaby dzisiaj swój ubiór, następnie nabalsamowała swoje ciało, zrobiła makijaż i wyszła, zostawiając za sobą idealny porządek. Jednak dzisiaj to wszystko było nieistotne.

      Wzięła szybki prysznic, założyła na siebie pierwsze lepsze spodnie oraz T-shirt. Związała włosy w kucyk i zrobiła szybki makijaż. Na lustrze wciąż widniały cyfry, których ani trochę nie rozumiała, jednak tę sprawę zostawiła na później. Teraz miała do załatwienia inną, równie ważną. Podeszła do łóżka i zrzuciła pościel na podłogę, po czym rozpięła zamek materaca. Wyciągnęła z niego całą gotówkę, którą tam ukrywała, i włożyła do największej torebki, jaką znalazła w szafie. Z dozą rozbawienia spostrzegła, że torebka była warta jedną trzecią gotówki, którą przed chwilą do niej włożyła.

      – Idiotka – powiedziała do siebie, po czym nagle wybuchła śmiechem. Śmiała się tak, opierając o łóżko i pomyślała, że wszystko, co robiła, zaczęła robić, by zmienić swoje życie. By w końcu stanąć na nogi, uzbierać kasę i otworzyć swój własny interes. Chciała zamazać przeszłość. Wierzyła, że to możliwe. A teraz, po dwóch latach wyrzeczeń zorientowała się, że cały jej dobytek mieścił się tutaj. W ogromnym łóżku, szafie pełnej ubrań, kosmetykach z najwyższej półki, perfumach i najdroższym czynszu w mieście, a wszystko, co odłożyła, to ten marny plik banknotów, który mieścił się w torebce za ponad pięć tysięcy dolarów.

      Śmiała się głośno, a łzy leciały jej po policzkach. Samantha Mori, biznesmen roku, pomyślała, widząc oczyma wyobraźni swoją twarz na okładce „The Timesa”, co wywołało jeszcze bardziej gwałtowny atak śmiechu. Zdała sobie sprawę, że gdyby ją teraz ktoś widział, pomyślałby, że postradała zmysły. I niewiele by się pomylił, jak sądziła.

      Wciąż się śmiejąc, udała się do łazienki i poprawiła makijaż, rozmazany od łez. Nie wierzyła, że jeszcze kiedykolwiek będzie się śmiała. Szkoda tylko, że musiałam śmiać się z samej siebie, pomyślała.

      Włożyła resztę pieniędzy z umywalki do torebki. Niektóre banknoty były ubrudzone krwią. Jakie to wymowne, pomyślała, starając się teraz odgonić dramatyczne wspomnienia. Musiała być silna, nie mogła się rozklejać.

      W umywalce oprócz wszelkiej maści kosmetyków leżały dwa telefony – prywatny, w którym miała zapisany tylko jeden numer, na którym jej zależało oraz ten z pracy, od Tony’ego. Zobaczyła trzydzieści jeden połączeń i kilkanaście wiadomości tekstowych. Nie odczytała ich. Podniosła deskę i wrzuciła telefon do środka, wkładając do torebki tylko swój prywatny. Przepisała cyfry z lustra na kartkę, którą starannie złożyła i umieściła w portfelu.

      Włożyła buty, kurtkę i ostatni raz spojrzała na swoje mieszkanie. Na rozdział, który właśnie dobiegał końca.

      Zamknęła drzwi.

      II

      DROGA

      I GWIAZDY

      ROZDZIAŁ 10

      Gdy Rose zasypiała, a jej noc miała być pierwszą spokojną od kilku miesięcy, dziewczynka w białej sukience podskakiwała z nogi na nogę, bawiąc się światłem latarni i śpiewając radośnie jakąś, znaną tylko sobie, piosenkę.

      Szła środkiem drogi, wiedząc, że żaden samochód nie nadjedzie. Miasteczko było nieruchome, jakby zastygło w czasie. Tylko płatki śniegu tańczyły swój taniec.

      Dziewczyna wykonała dłonią gest, ożywiając wszystkie latarnie wzdłuż ulicy, które przed chwilą wyłączyła. Znowu było jasno. Szła tak radośnie, po chwili jednak przystanęła, a jej piosenka urwała się, jakby ktoś nagle wstał i wyłączył zbyt głośne radio.

      Stała tak wyprostowana, patrząc w dal, po czym powoli skierowała głowę w lewo, a jej twarz spoważniała. Wiatr smagał jej sukienkę, gdy tak stała nieruchomo. Patrzyła na dom, który niczym szczególnym nie wyróżniał się spośród innych domów w tym rzędzie, jednak na widok tego właśnie budynku z jej oka popłynęła nieśmiała łza.

      Z naprzeciwka usłyszała głos chłopca, który sądząc po jego barwie, był w jej wieku. Śpiewał piosenkę, kontynuując od miejsca, w którym ona skończyła, fałszując przy tym delikatnie. Skierowała wzrok w jego stronę.

      Był ubrany w krótkie spodenki, które trzymały szelki. Na nogach dostrzegła sandały, włosy miał przystrzyżone na krótko, a pulchną twarz zdobiły piegi. Wyglądem bardziej przypomniał mniejszą wersję Johna Lennona niż współczesne dziecko.

      Stali tak naprzeciw siebie i mierzyli się wzrokiem. Twarz dziewczynki była bez wyrazu, jej wzrok przeszywał chłopca, który był uśmiechnięty i podekscytowany, jakby za chwilę miał dostać najlepszy prezent w życiu. Za chłopakiem panował mrok, a wszystkie latarnie były wyłączone, jakby on także się nimi bawił, lecz zapomniał je włączyć z powrotem. Tylko od strony dziewczynki wszystkie się paliły i doświetlały ulicę ciemnożółtym blaskiem.

      – Nie masz tu żadnej władzy – powiedział chłopiec całkiem innym, teraz niskim, basowym głosem, wciąż szeroko się uśmiechając, lecz jego głos nie należał do chłopaka, który stał przed nią. Był głosem chłopca i starca, kobiety i mężczyzny, dziewczynki i starej kobiety jednocześnie.

      Dziewczynka milczała, wciąż wpatrując się w niego. Jej spojrzenie było chłodne i przenikliwe.

      – Tym razem nie masz jej tutaj i dobrze o tym wiesz – kontynuował chłopak głosem wielu, a kiedy wypowiadał te słowa, pojawiły się za nim wilki. Jeden po drugim wyłaniały się z mroku, stając w jednej linii z chłopakiem. Były ich setki i wszystkie wpatrywały się w dziewczynkę w białej sukience.

      Wilki zaczęły obnażać kły, kłapiąc pyskami i chodząc niespokojnie wokół chłopca, jakby także nie mogły się czegoś doczekać.

      Chłopak nadal się uśmiechał, wpatrując się w nią, podczas gdy dziewczyna powoli, lecz pewnie, postąpiła naprzód. Szła tak, aż zatrzymała się kilka centymetrów od chłopca. Byli podobnego wzrostu. Ich głowy niemal stykały się w prostej linii, patrzyli sobie w oczy. Dziewczyna lekko przechyliła głowę, jakby myślała nad czymś ważnym. Uśmiech chłopaka zaczynał powoli gasnąć, a w jego miejsce pojawił