Próba sił. T.S. Tomson. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: T.S. Tomson
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Ужасы и Мистика
Год издания: 0
isbn: 978-83-8147-738-3
Скачать книгу
Jeśli dobrze pójdzie.

      Siedział, nie do końca wiedząc, jak się zachować, starając się nie dać po sobie nic poznać. Od dziecka był raczej spokojnym chłopakiem z przenikliwym, leniwym spojrzeniem. Rodzice podejrzewali go o flegmatyzm, jednak lekarz odrzucił tę hipotezę, stwierdzając, że po prostu taki był. Lubił przemyśleć sytuację, wyciągnąć chłodne wnioski. Kalkulował i ważył słowa. Swoje oraz czyjeś.

      Poczuł rękę na ramieniu, odwrócił się i zobaczył, jak wujek wpatruje się w niego swoimi ciemnymi, małymi oczyma.

      – Synu, z okazji inicjacji chciałbym przekazać ci dzisiaj jedną, ważną lekcję.

      Tony patrzył na niego chłodno. Cały czas czuł zaciśniętą rękę na barku, powyżej której widział złoty zegarek, warty prawdopodobnie roczną wypłatę przeciętnego mieszkańca miasta.

      – Twój ojciec nie wie, że tutaj jesteś i niech tak zostanie, dobrze?

      Tony wciąż wpatrywał się w pomarszczoną twarz swojego wujka i jego siwe włosy. Starzec był o głowę niższy od niego, bardzo drobnej postury, co wiązało się z włoskim pochodzeniem. Jednak jego wzrok i ton głosu potrafił elektryzować wszystkich wokół.

      – Jasne – odparł krótko Tony.

      – A więc, wracając do tematu… – Starzec sięgnął po cygaro, które tliło się w popielniczce, po czym powiedział coś na ucho starszemu, siwemu mężczyźnie obok, na co ten wstał i poszedł do drugiej sali.

      Po krótkiej chwili mężczyzna wrócił, a za nim szły dwie dziewczyny, które Tony widział na podestach. DJ rozkręcał imprezę, coraz więcej osób tańczyło do szybkiej muzyki, której Tony nie znosił. To był chyba rave. Muzyka dla ćpunów i degeneratów, czyli idealna dla tego miejsca, pomyślał Tony.

      Oprócz mężczyzny i dziewczyn przyszła również kobieta, na oko Tony’ego miała około trzydzieści lat. Była „opiekunką”, jak sądził. Tak to się tu nazywało.

      Dziewczyny były poddenerwowane, ale wesołe, kobietę coś trapiło. Jakby wyczuwała w powietrzu, że wezwanie to różnie mogło się skończyć.

      – Panie Fontane – zwróciła się do wujka, pochylając głowę. – Czy jeszcze pan sobie czegoś życzy? – zapytała.

      – Dziękuję, Sophie. Poradzę sobie już – odrzekł, zachęcając dziewczyny gestem dłoni, aby podeszły bliżej.

      Sophie ukłoniła się ponownie i po chwili wahania poszła w stronę baru. Według Tony’ego dziewczyny nie miały skończonych dwudziestu lat. Jedna była wysoka i miała lekką nadwagę oraz czarne, farbowane włosy, a raczej perukę, druga znacznie niższa o ciemnej skórze i drobnej, szczupłej, elfiej twarzy i kręconych włosach. Miały na sobie tylko kuse spódniczki i staniki z literą R – uformowaną w logo klubu.

      – Spójrz na nie, Tony. Czyż nie są piękne? – zapytał wujek, a dziewczyny zaczęły się podśmiechiwać do siebie.

      Tony patrzył na nie, a wujek kontynuował, jakby przyjmując za oczywiste, że bratanek zgodził z tym faktem. Wszyscy w loży milczeli, większość paliła i z uśmiechem przyglądała się scenie.

      – Jak się nazywacie? – zapytał pan Fontane, wypuszczając dym nosem.

      – Ja jestem Mandy – odrzekła wyższa dziewczyna – A to jest Zuri. – Wskazała na ciemnoskórą.

      – A Zuri nie ma języka, że nie może się przedstawić? – zapytał łysy mężczyzna, którego brzuch wyglądał, jakby miał zaraz pęknąć.

      Dziewczyna o kręconych włosach spojrzała na stopy. Po chwili wyższa odparła:

      – Plemię Zuri odcięło jej język, gdy uznało, że pochodzi z nieczystego poczęcia.

      Po krótkiej ciszy odezwał się następny mężczyzna:

      – Powinienem tam wysłać swoją starą.

      Wszyscy eksplodowali śmiechem. Ich koszule, w większości wypełnione tłustym sadłem, podskakiwały w rytm śmiechu. Nagle wujek wstał i krzyknął:

      – Cisza! Zamiast rechotać, durnie, spójrzcie na nie. – Podszedł do dziewczyn i ujął ich twarze w dłonie, gładząc policzki, i ścierając z twarzy ciemnoskórej dziewczyny łzę. – Zatańczcie dla nas! Pora się trochę rozweselić. – Był ożywiony jak dziecko, które zobaczy za chwilę w cyrku tygrysa skaczącego przez płomienie.

      Dziewczyny spojrzały na siebie poddenerwowane, wciąż jednak się uśmiechając.

      – No, dalej! – zachęcał je radośnie wujek, energicznie ponaglając ręką. – Pokażcie, co umiecie. – Uśmiechnął się ciepło, a dziewczyny, widząc to, zaczęły delikatnie ruszać biodrami. Wyższa, ta o imieniu Mandy, uniosła głowę Zuri i posłała jej ciepły uśmiech.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAQEAAAAAAAD/4QC6RXhpZgAATU0AKgAAAAgAAYdpAAQAAAABAAAAGgAAAAAAAZKGAAcAAACGAAAALAAAAABVTklDT0RFAABKAFAARQBHACAARQBuAGMAbwBkAGUAcgAgAEMAbwBwAHkAcgBpAGcAaAB0ACAAMQA5ADkAOAAsACAASgBhAG0AZQBzACAAUgAuACAAVwBlAGUAawBzACAAYQBuAGQAIABCAGkAbwBFAGwAZQBjAHQAcgBvAE0AZQBjAGgALv/+AEJKUEVHIEVuY29kZXIgQ29weXJpZ2h0IDE5OTgsIEphbWVzIFIuIFdlZWtzIGFuZCBCaW9FbGVjdHJvTWVjaC4A/9sAQwAEAgMDAwIEAwMDBAQEBAUJBgUFBQULCAgGCQ0LDQ0NCwwMDhAUEQ4PEw8MDBIYEhMVFhcXFw4RGRsZFhoUFhcW/9sAQwEEBAQFBQUKBgYKFg8MDxYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYWFhYW/8AAEQgDDgHXAwEiAAIRAQMRAf/EAB8AAAEFAQEBAQEBAAAAAAAAAAABAgMEBQYHCAkKC//EALUQAAIBAwMCBAMFBQQEAAABfQECAwAEEQUSITFBBhNRYQcicRQygZGhCCNCscEVUtHwJDNicoIJChYXGBkaJSYnKCkqNDU2Nzg5OkNERUZHSElKU1RVVldYWVpjZGVmZ2hpanN0dXZ3eHl6g4SFhoeIiYqSk5SVlpeYmZqio6Slpqeoqaqys7S1tre4ubrCw8TFxsfIycrS09TV1tfY2drh4uPk5ebn6Onq8fLz9PX29/j5+v/EAB8BAAMBAQEBAQEBAQEAAAAAAAABAgMEBQYHCAkKC//EALURAAIBAgQEAwQHBQQEAAECdwABAgMRBAUhMQYSQVEHYXETIjKBCBRCkaGxwQkjM1LwFWJy0QoWJDThJfEXGBkaJicoKSo1Njc4OTpDREVGR0hJSlNUVVZXWFlaY2RlZmdoaWpzdHV2d3h5eoKDhIWGh4iJipKTlJWWl5iZmqKjpKWmp6ipqrKztLW2t7i5usLDxMXGx8jJytLT1NXW19jZ2uLj5OXm5+jp6vLz9PX29/j5+v/aAAwDAQACEQMRAD8A+/MGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaAHUUUUANwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAdRRRQA3BowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgB1FFFADcGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBoyaMmgAwaMGjJoyaADBowaMmjJoAMGjBo