Próba sił. T.S. Tomson. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: T.S. Tomson
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Ужасы и Мистика
Год издания: 0
isbn: 978-83-8147-738-3
Скачать книгу
okoliczne szpitale. Popytajcie, czy policja wie cokolwiek. Macie ją znaleźć.

      – Tak jest, Sze…

      Tony się rozłączył.

      Otworzył kontakty w telefonie, wpisał w wyszukiwarkę literę S. Klikał w dół, aż znalazł hasło „sprzątaczka”. Nacisnął na niego, a telefon zapytał, czy na pewno ma połączyć z tym numerem. Tony zastanawiał się przez chwilę. Z wszystkich kontaktów w telefonie z tym właśnie numerem najbardziej nie chciał się połączyć. Odczekał dłuższą chwilę, po czym nacisnął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha. Otworzył okno i wypluł gumę. Ludzie przy markecie chodzili w tę i we w tę, niosąc zakupy i szukając aut. Po trzech sygnałach w telefonie odezwał się poważny głos:

      – Umawialiśmy się. Brak telefonów. Czego tu nie rozumiesz?

      Tony przybrał poważny głos, starając się opanować jego drżenie. Ten człowiek napawał go strachem, a Tony niewielu ludzi się bał. Wiedział jednak, że w tym wypadku musi zachować ostrożność. Jego wujek powtarzał mu o szacunku do ludzi wpływowych i potężniejszych. Powtarzał mu również, że honor to sprawa najważniejsza i to on definiuje prawdziwych graczy. Dlatego właśnie Tony postanowił zadzwonić.

      – Czy moja dziewczyna żyje? Nie odzywa się od wczoraj, odkąd do niej przyjechałeś.

      – Twoja dziewczyna… – powiedział szorstko mężczyzna, jakby zastanawiał się, co to zdanie znaczy. – Chyba masz wiele dziewczyn, co? – Zaśmiał się szyderczo.

      Tony nadal się pocił, był prawie pewny, że lada chwila odpali papierosa. Jego dłonie powędrowały w kierunku szyi, poluzował kołnierz koszuli, zza którego widoczne były tatuaże.

      Nienawidził koszul, ale dzisiaj musiał ją nosić. Czasem jego fach tego wymagał.

      – Nazwij to, jak chcesz – odparł Tony.

      – Nie przypominam sobie, żebyśmy byli na ty – uciął ostro mężczyzna. – Prawda?

      Tony zagryzł zęby i zamknął oczy.

      – Tak, panie Martin. Bardzo przepraszam.

      – Co do twojej uroczej dziewczyny, nie mam pojęcia, co z nią. Gdy wychodziłem, oddychała. Umowa była jasna, jest moja. Zresztą słono mnie to kosztowało.

      – Nie odzywa się od wczoraj – przypomniał Tony.

      – I co? Tęsknisz za nią? To tylko kurwa. Może zdechła, nie mam pojęcia. –Mężczyzna wziął oddech i Tony słyszał, jak odpala papierosa. Poczuł zazdrość. – Przyzwoliłeś na to. Dostałeś ponad dziesięć patyków. Więcej niż za pięć takich kurew. Więc nie wkurwiaj mnie. – Rozmówca uniósł głos i Tony odczuł, że ten traci cierpliwość.

      – Panie Martin, jeżeli ona zmarła, stracę stałe źródło dochodu, a ten przekracza wartość mojego wynagrodzenia od pana.

      – Zadzwoń do mnie jeszcze raz w tej sprawie, a żadnego wynagrodzenia już w życiu nie zdołasz przyjąć. – Trzy krótkie sygnały w słuchawce poinformowały Tony’ego, że rozmowa jest zakończona.

      – Kurwa! – krzyknął Tony i uderzył rękami w kierownicę. – Kurwa, kurwa, kurwa! – zaklął, z każdym słowem uderzając w kierownicę.

      Wysiadł i zatrzasnął drzwi, które wydały głuchy trzask. Oparł się o samochód i wziął głęboki wdech. Czuł, jak serce bije mu w piersi. Czy możliwe, że ją zabił? Jeśli tak, policja wkrótce połączy numer z jej smartfona i zlokalizuje jego własny. Ostatnie połączenie między nim a nią wskazywałoby na silne koneksje. Poza tym wszystkim nie wiedział dlaczego, ale Samantha była dla niego w jakiś sposób wyjątkowa. Jasne, wiedział, do czego były dziwki. Były tylko narzędziami, które generowały pieniądze. Tylko i aż tym.

      Pamiętał, jak wujek wprowadził go w szeregi mafii. Było to dokładnie dziesięć lat temu, gdy skończył dwadzieścia jeden lat.

      Wyprawił mu huczne urodziny w klubie, który należał do elity stanu, której przewodził jego wujek. To w tym klubie Tony narodził się po raz drugi.

      Wujek podjechał po niego na strzelnicę, w której Tony przesiadywał godzinami po wykładach. Uwielbiał to. Słuchawki na uszach. Wycelowanie, wstrzymanie oddechu, strzał. Bach, bach, bach, ręka–oko–cel. To dawało mu prawdziwą wolność i nie zmieniło się do dziś.

      Tego wieczoru wujek podjechał po niego swoją limuzyną i kazał wsiąść, co Tony wykonał bez żadnych pytań.

      – Synu – powiedział, gdy stali na skrzyżowaniu. Pierwszy raz jego wujek powiedział do niego: „synu”. – Chcesz być w życiu owcą czy wilkiem? – kontynuował. – Jeśli owcą, skręcę w lewo i odwiozę cię do domu. – Spojrzał w lewo na stojące auta. – Jeśli wilkiem – ciągnął dalej, wskazując na drogę w prawo – przekażę ci moje dziedzictwo, ale musisz się określić w tym momencie i nie będzie odwrotu.

      Tony siedział bez słowa. Wiedział, że właśnie na tym skrzyżowaniu w tym momencie ważą się jego losy. Już miał powiedzieć, że chce wrócić do domu, ale wypowiedział tylko: „Chcę być wilkiem”. Wujek patrzył na niego przez chwilę. Zapaliło się zielone światło i skręcili w prawo. Po kwadransie dojechali na miejsce. Przed wejściem panował tłok, ponad kolejką młodych (a Tony podejrzewał, że niekiedy dużo zbyt młodych) osób widniał wielki, oświetlony szyld klubu Rosso. Dźwięki basu wibrowały przez kamienne ściany. Tony poczuł nieskrywaną dumę, gdy ochroniarze wprowadzili ich bez kolejki.

      Wewnątrz neonowe podświetlenia rzucały na nich czerwone światło. Sztuczny dym unosił się wszędzie, pełzając po ścianach niczym węże, i Tony poczuł się nieswojo. Czuł się źle w zamkniętych, zatłoczonych pomieszczeniach.

      Muzyka była coraz głośniejsza. Szeroki hol doprowadził ich do głównej sali. Tony zobaczył szereg klatek, w których tańczyły kobiety w różnym wieku, o różnej urodzie. Klub wewnątrz był ogromny. Stroboskopy i lasery przecinały twarze młodych nastolatków szukających przygód tej nocy.

      Klub dzielił się na dwie części – taneczną oraz „hotelową”, o której wiedzieli wszyscy w mieście. Sprawa była prosta. Dziewczyny wewnątrz lokalu były także prostytutkami, które po zainkasowaniu odpowiedniej opłaty kierowały ochotników (a nawet ochotniczki) do odpowiednich pomieszczeń.

      Klaustrofobiczne korytarze były niczym pajęcza sieć. Nie bez powodu, domyślał się już wtedy Tony. Gdy policja robiła naloty, sygnał docierał do wszystkich w mgnieniu oka, co pozwalało na szybką ewakuację. Chociaż zdarzało się to wyjątkowo rzadko, gdyż klub był chroniony i odpowiednio opłacany, co zapewniało mu względną nietykalność.

      Tego wieczoru wszyscy ważniejsi członkowie siedzieli w loży, w specjalnym pomieszczeniu przeznaczonym tylko dla zarządu. Miejsce to było widoczne z każdej strony klubu. Jego wujek lubił dbać o każdy szczegół oraz mieć kompletną kontrolę nad tym, co się dzieje. Weszli na górę przez szklane drzwi. Pokój był zadymiony od papierosów i cygar.

      Pamiętał duży, szklany stół, na którym znajdował się tort z jedną zapaloną świeczką.

      Tony przywitał się z każdym z osobna, podając rękę.

      – To jest mój bratanek – oznajmił wujek i wskazał na niego. – Od dzisiaj jest jednym z nas. – Tony naliczył ich siedmiu. Wszyscy popatrzyli po sobie z konsternacją. Zapadła cisza. – Komu się to podoba, cieszy mnie. – Mówiąc to, odpalił cygaro, po czym wypuścił powoli dym, odchylając głowę. – Komu nie, niech podniesie rękę. – Cisza wciąż trwała i każdy patrzył na Tony’ego. Nikt się nie odezwał. – Doskonale – dokończył. – Usiądź, synu. – Wskazał