Ostatnia noc uświadomiła jej, kim była. Marną zabawką tego świata. Wypranym z emocji robotem. Jej rodzice sprzedali ją, gdy była dzieckiem, a później ona sprzedawała się dalej, myśląc, że coś się kiedyś zmieni. Ale koniec końców wiedziała, kim była. Dziwką. Cieniem, który mieszkał w drogim apartamencie i udawał ważnego człowieka.
I chociaż to mężczyzna z hotelu odebrał jej wolę życia, raniąc kawałek po kawałku jej serce oraz duszę, odpowiadając na pytanie, kim ona tak naprawdę jest i ile znaczy, wiedziała kto był za to odpowiedzialny. I kto za to musi ponieść konsekwencje.
Zastanawiała się też, czy to wszystko nie było snem, czy nie popadła w paranoję, ale krew na jej ciele, którą dzisiaj zmyła, była realna. Tak jak wspomnienia.
Ruszyła chodnikiem, kierując się do pobliskiej kawiarni, w której czasem przesiadywała.
– Chwalmy Pana, który wkrótce się narodzi ponownie! – Zobaczyła uśmiechniętego mężczyznę. Wręczył jej ulotkę, na której widniał jakiś kościół i wiele różnych zdań określających wielkość i chwałę Pana. – Czy jesteś gotowa na jego przyjście? Sam wpatrywała się w niego przez chwilę, po czym oznajmiła: „Oczywiście, nie mogę się doczekać”. Powiedziała to beznamiętnie i zgniotła ulotkę, odrzucając ją na bok.
– On ci wybaczył, pani – krzyknął za nią.
– Ale ja jemu nie – odpowiedziała cicho Sam, bardziej do siebie niż do mężczyzny, po czym weszła do kawiarni.
Jej oczom ukazał się wielki bar z drewna, a nad nim podświetlone logo Caffé and Cookies. Zobaczyła kilka zajętych stolików, jednak większość była pusta. Za barem stał właściciel, który zawsze uśmiechał się, gdy tylko ją zobaczył, i próbował postawić kawę.
Tego Sam nie znosiła. Wiedziała, jak jest atrakcyjna. Niemal każdy mężczyzna próbował o nią zabiegać, co było dla niej męczące. Uświadomiła sobie, że pomimo iż mogłaby mieć każdego mężczyznę na tym świecie (pewnie też i kobietę, ha ha, pomyślała), nie znalazł się żaden, którego chciałaby ona. Do tego grona zaliczał się również barista Barry. „Barrista Bary”. Jakie to głupie, pomyślała i zachichotała. Zauważyła, że śmieje się z coraz głupszych rzeczy. Pomyślała, że naprawdę jej odbija.
– Witaj, Barry. Jak się miewasz? – powiedziała tonem, który wskazywał, że ma to gdzieś, jednak Barry tego nie zauważył. A raczej nie chciał.
– Dzień dobry, panno Mori! Wyśmienicie. To co zawsze dla pani? Chociaż nie ukrywam, że polecam dzisiaj naszą herbatkę pomarańczową z dodatkiem laski wanilii. Sam wymyśliłem! – Uśmiechnął się, jakby wynalazł co najmniej nowy pierwiastek.
Był wysoki. Na jego czole widać było oznaki łysienia, a gdy się uśmiechał, widoczne było jego całe uzębienie. Pomimo tego nie był taki zły. Gdyby tylko miała dzisiaj inny nastrój.
– Dobrze, może być – powiedziała beznamiętnie, po czym skierowała się do najbardziej kameralnego miejsca, w samym rogu na końcu sali.
– Już się robi – odrzekł z entuzjazmem Barry.
Gdy była w połowie drogi, cofnęła się i podeszła do niego jeszcze raz, zdobywając się tym razem na uśmiech.
– Barry, czy miałbyś może pożyczyć laptopa? Potrzebuję coś sprawdzić w Internecie.
– Niestety, nie posiadam w lokalu – odrzekł, szczerze zasmucony, że nie może jej pomóc.
– W porządku, nie kłopocz się tym. Poradzę sobie jakoś. – Gdy już się odwracała, Barry krzyknął:
– Momencik! Proszę chwilę zaczekać. – Po czym zniknął za zasłonką, która prawdopodobnie oddzielała zaplecze od baru.
Wrócił po chwili z jakimś przedmiotem w dłoni.
– To nie laptop, ale dopiero co kupił mi to bratanek, żebym miał z nim kontakt przez jakiś program. Jest tu przeglądarka i Internet, na pewno będzie lepsze niż telefon – powiedział i dał jej urządzenie. Sam wiedziała, że to tablet, którego ten nie umiał nazwać i pomyślała, że urządzenie do kawy musi stanowić dla niego szczyt możliwości w dziedzinie technologii.
– Dzięki, Barry, to mi wystarczy. – Uśmiechnęła się i pomachała tabletem, jakby podkreślając, za co dziękuje.
– Nie ma sprawy, panno Mori, do usług. – Wyszczerzył zęby, a Sam mogłaby przysiąc, że potrafiłaby je teraz dokładnie policzyć.
Usiadła przy stoliku i położyła tablet przed sobą, po czym wcisnęła przycisk zasilania. Dioda zapaliła się i po chwili widoczne było logo Windows. Poszukała karteczki w portfelu, mając w duchu nadzieję, że to jednak był sen, a karteczki nie ma, jednak już po chwili trzymała ją w dłoni. Otworzyła i zobaczyła 32 52 90 T napisane wyraźnie ołówkiem.
Gdy tablet był gotowy do pracy, uruchomiła przeglądarkę i przepisała cyfry do okienka Google. Po chwili ładowania wyświetliło się jej 103.293 pasujących wyników. Super, pomyślała i zaczęła palcem przesuwać po ekranie dotykowym, szukając odpowiedzi na dręczące ją pytanie.
Wyniki były różne, od numerów telefonów, z których żaden nie pasował do cyfr, przez usługi budowlane po produkty odzieżowe. Spróbowała wpisać cyfry bez spacji, ale wynik był ten sam. Nic nie pasowało do cyfr.
– Proszę bardzo, herbatka dla zjawiskowej panny Mori. – Barry przyniósł kawę do stolika, choć zawsze robiły to kelnerki. Jednak nie zdziwiło to Sam.
– Dziękuję, Barry.
– Gdybyś czegoś potrzebowała…
– Tak, wiem, zgłoszę się do ciebie. – Mrugnęła do niego.
– Dokładnie – odrzekł, po czym odchrząknął (na co Sam z irytacją uniosła oczy) i powoli, od niechcenia skierował się w stronę baru.
Sam myślała intensywnie, o co może chodzić z numerami. Czuła, że to wie, ale nie potrafiła sobie przypomnieć. Odpowiedź była gdzieś w głowie, ale umiejętnie się przed nią schowała. Gdy tak rozmyślała, naprzeciw niej wchodzili i wychodzili klienci. Słońce zaczęło prześwitywać, rażąc ją w oczy.
Po chwili zamarła. Zdawało się jej, że widzi Tony’ego w kolejce do kasy, lecz zorientowała się, że mężczyzna, a raczej chłopak ten jest jednak niższy, choć lepiej zbudowany. Jego ciemne, krótko przystrzyżone włosy kontrastowały z niebieskim swetrem. Z postury wyglądał jak żołnierz. Sam odetchnęła z ulgą, że to nie jej były szef i wróciła do rozmyślań. Zdawała sobie sprawę, że jest bezsilna. Nie miała do kogo zwrócić się o pomoc. Spojrzała z powrotem na żołnierza, który odnalazł ją wzrokiem, i od razu odwróciła głowę. Wiedziała z doświadczenia, że nie minie pięć minut, kiedy ten podejdzie do niej, proponując drinka. Co bardziej wyrafinowani zapraszali na kolację. On wyglądał jednak na tego od drinka.
Dostrzegła kątem oka, że zmierza w jej kierunku i pomyślała, że ten jest szybszy niż większość i gdy już obmyśliła w głowie zdanie: „Wybacz, jestem teraz zajęta, ale zostaw swoją wizytówkę, w razie czego zadzwonię”, ten minął ją i usiadł dwa stoliki dalej.
Odetchnęła.
Wsypała zawartość dwóch saszetek cukru do szklanki, wyjęła laskę wanilii i z irytacją odłożyła na podstawkę. Nawet to ją denerwowało. A najbardziej irytował ją fakt, że stoi w miejscu z tymi cholernymi