– No… może i tak. A co pan sugeruje?
– Przyjrzę się, co tam się dzieje… porozmawiam z naczelnikiem siedemnastki.
– Hm… ale sprawa Rubeckiego…
– Będzie na czas.
– No dobrze – zgodził się Hafner. – Tylko niech pan nie robi z tego jakiejś afery. Delikatnie, spokojnie, bez nerwów. Wie pan… o co chodzi? – zadał najważniejsze pytanie. – To sprawa dla pułkownika Wiśniewskiego i naczelnik Gerber… jak wrócą.
– Wiem.
Leski wiedział, że Hafner zgodził się, bo nie miał wyboru. Nie mógł odmówić, bo mogłoby to wyglądać podejrzanie. Wolał nie prowokować Leskiego, tym bardziej że miał on dokończyć sprawę Rubeckiego, a to było o wiele ważniejsze niż jakiekolwiek zabójstwo, nawet oficera w Algierze.
Odkąd Hafner objął stanowisko szefa, starał się delikatnie, ale systematycznie odsuwać pułkownika Leskiego od najważniejszych spraw Agencji. Robił to na polecenie premiera Boleckiego, który po sprawie Filipa Koryckiego i pułkownika Pańskiego zrozumiał, że ma do czynienia z niebezpieczną siłą. Chociaż Roman pomógł mu wtedy wybrnąć z poważnych kłopotów, Bolecki uznał, że nie może pozwolić, by wewnątrz Agencji Wywiadu działał człowiek, który ma wpływ na politykę i może wysadzić ze stołków szefa Agencji i ministrów. Leski mógł być tylko po jego stronie albo miało go nie być w ogóle.
Zlecenie sprawy Olgierda Rubeckiego było także testem lojalności Sekcji i ofertą na przyszłość. Roman doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie wiedział jednak, że jeżeli nie spełni oczekiwań premiera, los jego i całej Sekcji będzie przesądzony.
| 10 |
Witek szybko ustalił, że czarna toyota zarejestrowana jest na pięćdziesięcioletniego Mariana Kolasińskiego zameldowanego w kawalerce przy ulicy Grójeckiej. Samochód miał pełne ubezpieczenie, także dla osób trzecich.
Sprawdził zużycie energii w lokalu i okazało się, że jest praktycznie niezamieszkany. Brak telefonu sieciowego, wszystkie rachunki płacone przez internet z adresu mailowego, na którym nie ma innej korespondencji. Żaden profil na Facebooku nie pasował do Mariana Kolasińskiego.
– To samochód operacyjny pod dane legalizacyjne – poinformował Witek bez emocji. – Tak przynajmniej to wygląda na pierwszy rzut oka. Słabo zabezpieczony. Trochę to dziwne.
– Tak podejrzewałem – odparł Dima, jedną ręką przytrzymując kierownicę, a drugą słuchawkę w uchu. – Kto to może być?
– Każdy – włączyła się Monika. – Ale to trochę dziwne… zgadzam się. Sprawdza się na ulicy, a jeździ trefnym samochodem.
– Nasi?
– Może być – dodał Witek. – Ale trochę to za słabe.
– Co słabe? – zapytał Dima.
– To zabezpieczenie samochodu. Operacyjny, a taki łatwy do rozkucia. CBA?
– Policjantka tak by się nie sprawdzała. Po co?
– Gdzie teraz jesteś, Dima? – odezwała się zaniepokojona Monika.
– Stoję w korku na placu Konstytucji.
– Zostaw ją i wracaj – zarządziła. – Roman ustali, kto to jest. Jesteś tutaj potrzebny, bo bohater jest już ubrany i pewnie zaraz będzie wychodził.
– Dobrze, wracam.
Zmieniły się światła i czarna toyota pojechała prosto ulicą Piękną. Dima skręcił w lewo, zajechał drogę ciężarówce i zawrócił na Powiśle. Warszawa zaczynała się korkować.
– Witek?
– Tak?
– Przekaż dane tego samochodu do Romana – zarządził Dima.
– I zdjęcie tej laluni – dodała Monika.
| 11 |
Szef Hafner zadzwonił do majora Wacława Sokolnika, naczelnika Wydziału XVII, i zapowiedział wizytę pułkownika Leskiego, polecając jednocześnie, by udzielił mu wszystkich informacji na temat zdarzenia w Algierze.
Roman wyszedł z gabinetu szefa i od razu zjechał na drugie piętro.
Podpułkownik Sokolnik, zwany Oko, czekał już w swoim sekretariacie, przestępując z nogi na nogę w butach za tysiąc złotych. Zawsze chodził w granatowym garniturze z poszetką, białej koszuli i z bordowym krawatem ze spinką w kształcie czołgu. Wysportowany, wypachniony dobrą wodą kolońską i modnie przystrzyżony starał się wyglądać jak prawdziwy handlarz bronią. Tak przynajmniej wydawało mu się na podstawie obserwacji środowiska, w którym się obracał. Sokolnik miał o sobie wysokie mniemanie, co podkreślał, mówiąc: „Mam na to oko”.
To była pierwsza wizyta Leskiego w Wydziale XVII, odkąd Sokolnik został naczelnikiem, i od razu w tak dramatycznych okolicznościach. Dlatego nawet Oko, który chciał uchodzić za prawdziwego twardziela, musiał zmięknąć. W końcu Wareg był też jego przyjacielem. Ale już samo to, że szef zapowiedział wizytę Leskiego tak wcześnie, wróżyło dodatkowe kłopoty i Oko zaniepokoił się jeszcze bardziej.
Oficjalnie Wydział XVII zabezpieczał operacyjnie interesy polskiego przemysłu zbrojeniowego za granicą i śledził poczynania obcych koncernów w Polsce. W rzeczywistości oficerowie w Centrali i firmach przykryciowych realizowali wszystko to, co nie mieściło się w normach biznesowych i było poza prawem. Handel bronią, technologiami wojskowymi, dual-use’ami był najdroższym biznesem świata i najbardziej niebezpiecznym, bo wbrew pozorom nie było w nim żadnej ideologii, obowiązywały tylko bezwzględne zasady prawa i pięści. Nie wchodziły w grę żadne normy etyczne, przyjaźń ani litość. Liczył się tylko interes kraju, pojmowany czasem bardzo osobiście.
Roman znał zasady, bo z tej mętnej wody czasami musiał wyławiać skołowane płotki, które natychmiast zastępowano nowymi, ale tak było wszędzie na świecie.
– Zapraszam, panie pułkowniku. – Sokolnik szerokim, nieco teatralnym gestem wskazał otwarte drzwi do swojego gabinetu. – Kawy? – zapytał, ale Leski pokręcił głową. – Straszna sprawa – oznajmił, zanim usiedli. – Jestem załamany. Waldek był moim przyjacielem. Jak to możliwe?
– Oficer polskiego wywiadu zginął za granicą – zaczął Roman, kiedy tylko usiadł. – Mamy sytuację nadzwyczajną. Nieprawdaż? Co pan na to?
– Co ja na to? – powtórzył zaskoczony Sokolnik. – Nie rozumiem.
– Dlaczego zginął? Nie podejrzewa pan czegoś?
– Według depeszy Tuarega to wygląda na robotę Al-Kaidy. Oni mają jeden powód, by zabijać chrześcijan. Co tu filozofować? Zresztą zajmie się tym nasz WBW i policja algierska, wtedy wszystko będziemy wiedzieć. Potrzebne jest normalne śledztwo.
– Czy Waldemar Zenonik zajmował się korumpowaniem miejscowych decydentów? – zapytał Leski wprost.
– Wie pan, pułkowniku, my tak tego nie określamy. My to nazywamy prowizją. Wspieramy polski biznes i nasz przemysł, dostosowując się do lokalnych warunków i konkurencji. To czasami wymaga działań niestandardowych, ale wszystko jest robione za zgodą naszych władz.
– Zenonik był w Algierze od niedawna, prawda?
– Od trzech miesięcy…
– A kto to jest Alibaba?
– To generał Al-Burgiba, szara eminencja reżimu. Wszystko może. Odpowiedzialny ze strony armii algierskiej za zakup naszych