– Nie. Może to służbowy. Filmujesz go?
– Tak. Numer rejestracyjny WE4667H. Podaj do Witka, może ustali właściciela.
– Okej. Już.
– Ostro ruszyła. Ma pojęcie, oj, ma… Pociągnę za nią, ile zdołam, ale coś czuję, że mogę się wyłożyć. Wygląda na to, że bystra z niej babka.
– Oczywiście. Nie przeginaj, sprawa nie jest tego warta. Mamy numer rejestracyjny i teraz to nam wystarczy.
| 9 |
W dniu dzisiejszym o godz. 6.30 wraz z of. Marco udałem się do domu Warega. Byłem zaniepokojony jego milczeniem po wczorajszym spotkaniu z Alibabą. Od rana nie odbierał telefonu. Jego kierowca Yacef też milczał. Dom Warega był zamknięty. Wyważyliśmy drzwi do garażu i weszliśmy. Najpierw znaleźliśmy ciało Yacefa z podciętym gardłem. Na ścianie duży napis krwią po arabsku i symbol AQIM. Ciało Warega, też z podciętym gardłem, znaleźliśmy w sypialni na pierwszym piętrze. Na ścianie również namalowany był znak AQIM. O zdarzeniu natychmiast poinformowałem telefonicznie szefa Agencji Wywiadu i za jego zgodą ambasadora, który oficjalnie złożył zawiadomienie do miejscowej policji.
Tuareg
No to mamy problem – pomyślał Roman. Al-Kaida Islamskiego Maghrebu zamordowała oficera polskiego wywiadu? Nie porwali go jak Henryka? Byłoby trochę dziwne, gdyby…
Nie dokończył myśli, bo na biurku zadzwonił telefon i zapaliła się lampka Szef. Wcisnął interkom.
– Leski – rzucił.
– Niech pan do mnie przyjdzie, panie pułkowniku – powiedział spokojnie szef Hafner.
– Będę za dziesięć minut.
– Dobrze.
Śmierć oficera wywiadu za granicą zawsze jest podejrzana, a gdy do niej dochodzi, staje się najważniejszą sprawą dla całej organizacji. Służba nie szczędzi wysiłków, by dopaść zabójców. Dlatego Roman zakładał, że Hafner nie zaprasza go, by rozmawiać o Olgierdzie Rubeckim, tylko wzywa w sprawie śmierci Warega. Problem był w tym, że Roman nawet nie wiedział, jak Wareg się nazywa. Agencja miała ponad stu pięćdziesięciu oficerów na przykryciu i Roman nie mógł go sobie przypomnieć. Wiedział jedynie, że był przedstawicielem PKZ w Algierii. Nic więcej.
Otworzył aplikację Kadry, potem Zewnętrzni i w wyszukiwarce wpisał wareg. Pojawiło się zdjęcie mężczyzny około pięćdziesiątki, mocno łysiejącego, o owalnej twarzy i małych głęboko osadzonych oczach. Twarz bez wyrazu – pomyślał Roman.
– Major Waldemar Zenonik, legalizacyjne Fijałkowski – przeczytał na głos. – Nie znam. Nie żyje. Hm…
Przeleciał wzrokiem spis treści dokumentów w teczce personalnej Zenonika, ale nic nie zwróciło jego uwagi. Typowe dokumenty oficera zewnętrznego, którego przez prawie całą służbę przerzucano z jednej instytucji państwowej do drugiej.
– Konsulat Generalny w Sankt Petersburgu… – przeczytał nagłówek notatki. – Odwołany przed czasem… żona, romans… konsul.
Spojrzał na zegar ścienny. Minęło dziesięć minut, więc pomyślał, że powinien już iść.
Piotr Hafner był szefem Agencji od pół roku. Został przyniesiony w teczce przez premiera po usunięciu Koryckiego. Roman od razu zauważył, że premier wymienił szefa o chorobliwym ego i rozbudzonych ambicjach politycznych na jego idealny negatyw. Hafner był posłuszny premierowi, bezbarwny i tchórzliwy. Mówił dosyć niewyraźnie, urywał w pół zdania, czasem więc należało się wysilić, by zrozumieć, co ma na myśli. To nie była jego wada, tylko metoda unikania odpowiedzialności.
Rzadko opuszczał Agencję, jakby bał się zostawić ją bez opieki, nie przyjmował gości z zewnątrz i unikał zwoływania narad. Firma powoli zapadała w operacyjny letarg. Roman doskonale zdawał sobie sprawę, że premier wsadził na to stanowisko wiernego aparatczyka, bo nie chciał, żeby powtórzył się taki pucz jak Koryckiego i Grobelnego. Hafner był wtyką i bezpiecznikiem jednocześnie. Agencja miała istnieć, ale już nigdy nie stwarzać problemów.
Nie był to jednak człowiek głupi, a zadanie, które otrzymał, wypełniał skutecznie i inteligentnie. Pod jego kierownictwem wywiad polski nie robił nic, co mogłoby utrudnić życie premierowi. Po sprawie Olewskiego Bolecki jeszcze bardziej nie lubił złych wiadomości, a Hafner potrafił zapewnić mu spokój.
Roman wszedł do gabinetu i czekał przy drzwiach, aż szef wyjdzie ze swojego pokoju socjalnego. Po chwili doleciał go odgłos spuszczanej wody i do gabinetu wszedł Hafner, strzepując mokre dłonie.
– Niech pan siada. – Wskazał krzesło po drugiej stronie biurka. – Co nowego, panie pułkowniku? – zadał pytanie, od którego zawsze zaczynał rozmowę, jakby się bał, że usłyszy jakąś złą wiadomość.
– Nic specjalnego – odparł Roman. – Działamy.
– Poprosiłem pana, bo przypomniałem sobie, że nie będzie pana przez dwa tygodnie, a sprawa Olgierda Rubeckiego robi się coraz pilniejsza i ciekaw jestem, czy przed wyjazdem zdąży pan z raportem.
– Tak jak powiedziałem. Raport będzie u pana na biurku w piątek.
– No ale wie pan… – Hafner zawiesił głos i wyprostował się w fotelu – ważne, żeby był rzetelny. Pan Rubecki jest bardzo aktywny politycznie i nie chcemy, żeby przez przypadek ucierpiał autorytet państwa i Agencji. Rozumie pan?
– Nie bardzo wiem, jak ma ucierpieć autorytet państwa. Olgierd Rubecki dobrze zasłużył się Polsce i jest teraz emerytem. Ma takie same prawa jak wszyscy obywatele. Co tu rozumieć? – Roman był trochę złośliwy.
– Nie rozumie pan czy udaje? – Hafner go wyczuł. – Pan przecież wie, rozmawialiśmy już o tym, że Rubecki posiada wiedzę, która wciąż objęta jest klauzulą „ściśle tajne”. Ktoś, kto dysponuje taką wiedzą, może wykorzystać ją do swoich celów… celów politycznych. Wciąż ma znajomych, którzy są w służbie… w Agencji, wojsku i niemało ich też wśród naszych sojuszników. Dziwi to pana, że premier może mieć powody do niepokoju?
Roman nie krył zdziwienia.
– Premier obawia się czegoś ze strony Rubeckiego? Teraz naprawdę nie rozumiem – dodał, choć doskonale wiedział, czego premier może się obawiać.
– Trudno. Jeśli pan nie rozumie, to już pana problem. – Hafner wyślizgał się z tematu. – W takim razie czekam na raport… piątek rano. – Podniósł się na znak, że rozmowa skończona.
– W Algierze został zamordowany nasz oficer – rzucił sucho Roman. – Nie czytał pan depeszy?
– Czytałem, a dlaczego pan pyta? – Szef spojrzał zdziwiony na Leskiego. – Rozmawiałem z rezydentem… tym… no… Tuaregiem. Sprawą zajmie się WBW i nasz MSZ. Już zleciłem odpowiednie czynności.
– Aha. – Roman popatrzył na Hafnera i od razu wiedział, że ten kłamie. Nie był taki prędki w podejmowaniu decyzji i nie miał żadnego doświadczenia w sprawach kryzysowych, a jego zastępca do spraw operacyjnych towarzyszył naczelnik Gerber za granicą. – Obawiam się, że sprawą szybciej zajmą się media…
– I co z tego? – przerwał mu Hafner. – Zdarza się. A poza tym Algieria to kraj ryzyka. I tak musimy polegać na miejscowych władzach, a dopiero potem…
– Zginął nasz oficer i przedstawiciel Polskiego Koncernu Zbrojeniowego. Naszym obowiązkiem jest doszukiwanie się drugiego dna.
– Czytał