Zły przykład bywa zaraźliwy. Wspomnienia i refleksje znalazły naśladowców i kontynuatorów. Członek korespondent Wojskowej Akademii Nauk, generał major M. Biełow, pisał o „zbawczym geniuszu Żukowa” i ośmiokrotnej przewadze Niemców[25]. Przyjmijmy to za dobrą monetę. A zatem Armia Czerwona posiadała 464 czołgi. Jak to się ma do wszystkich znanych liczb? Przecież w Armii Czerwonej 22 czerwca 1941 roku samych tylko czołgów średnich T-34/76 było 1363. Ponadto Armia Czerwona posiadała 677 równie nowoczesnych czołgów ciężkich KW-1 i KW-2.
Oprócz T-34/76 i KW Armia Czerwona miała czołgi innych typów, i to w o wiele większej liczbie. Były to czołgi ciężkie T-35, średnie T-28 oraz cała gama czołgów lekkich, T-37, T-38, T-40, T-26 i BT-7.
Jak pogodzić to wszystko z informacjami generała Biełowa na temat ośmiokrotnej przewagi niemieckiej? I gdzie się podziało 7000 czołgów, które Armia Czerwona otrzymała w ciągu dwóch i pół roku poprzedzających napaść hitlerowską?
Gdzie przepadło 17 745 samolotów bojowych?
IV
Wspomnienia marszałka to kolejna hańba domowa Rosji. To przestępstwo przeciwko narodowi, o wiele poważniejsze niż publikacja sześciotomowej chruszczowowskiej historii wojny. Brednie Żukowa przetłumaczono na wszystkie języki. Cudzoziemcy czytają te bzdury i ogarnia ich zdumienie: To ma być dzieło geniusza? Przecież on nawet nie potrafi liczyć. I takiego Żukowa powołano do Sztabu Generalnego? Osobnikowi jego pokroju nie powinno się powierzać nawet zajęcia dozorcy. Jeśli to pisał rosyjski geniusz wojskowy, to jaki poziom prezentują prości dowódcy?
Sekret światowej popularności wspomnień Żukowa jest bardzo prosty. Niemcy zwyczajnie lubią czytać o naszej głupocie, zwłaszcza jeśli potwierdzają ją tak autorytatywne źródła. Z kolei dla Francuzów wspomnienia Żukowa to prawdziwy balsam na rany. Francja skapitulowała po miesiącu. Wstyd, prawda? A tu proszę – Rosjanie są jeszcze bardziej beznadziejni. W Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii książkę Żukowa wprost rozchwytywano, wyraźnie z niej bowiem wynika, że wojnę wygrali zachodni sojusznicy, bo czego mogły dokonać rosyjskie przygłupy, skoro ich największy geniusz wojskowy nawet nie potrafi rachować? Cztery tysiące niemieckich czołgów, według niego, stanowiło pięcio-, sześciokrotną, a nawet większą przewagę wobec 7 tysięcy czołgów rosyjskich!
Mnie jednak nie tyle zadziwiają kłamstwa Żukowa, ile jego kompletna nieporadność w mijaniu się z prawdą. Zdarza się, że kierownik magazynu jest złodziejem. Kradnie, ale sprytnie. Przywłaszcza sobie cudze dobro, potrafi się jednak wykręcić od odpowiedzialności. Bywa jednak, że złodziej jest durniem, niezdolnym nawet do zręcznego kłamstwa. Żukow to właśnie kawał bandziora durnia. Robił to tak głupio, że Stalin wiedział o wszystkich jego przekrętach.
Marszałek kradł nie tylko brylanty z korony cesarzowej Niemiec, nie tylko sztaby złota, obrazy dawnych mistrzów, całe galerie unikatowych starodruków w tłoczonych złotem oprawach, nie tylko kilometry jedwabiu, brokatu, aksamitu, walizy szmaragdów i wagony mebli. Wynosząc pod niebiosa rzekomą potęgę hitlerowskich Niemiec, Żukow skradł naszemu narodowi jego sławę wojenną. Była to kradzież na wielką skalę, dokonana – jak zwykle – bardzo nieumiejętnie i głupio. Wszystkie zmyślone informacje o naszej słabości i zacofaniu, które znalazły się w tak zwanych wspomnieniach Żukowa, można obalić i zdementować na podstawie jego własnej książki.
V
W czym jednak kryje się tajemnica popularności dzieła Żukowa w Rosji, którą tak oszczerczo w nim spotwarzył? Marszałek miał całe rzesze wielbicieli i obrońców. Laureat literackiej Nagrody Nobla, Michaił Szołochow, nazwał wspomnienia Żukowa genialnymi. Ale jeśli są one przejawem geniuszu, czymże jest głupota?
Marszałek Związku Radzieckiego Wiktor Kulikow regularnie wychwala dzieło Żukowa przy każdej nadarzającej się okazji. Przewodniczący Związku Pisarzy ZSRR, Bohater Związku Radzieckiego, Władimir Karpow, zgromadził trzy tomy pochwał pod adresem Żukowa. A Karpow dysponuje całą sforą usłużnych literatów, którym rzucił bojowe hasło: „Róbcie tak, jak ja!”
I zrobili. Szkalując własny kraj, jego armię, naród i historię.
Ja zaś ponawiam pytania.
Po pierwsze: Czy można zajmować się sprawami wojskowymi, nie interesując się jednocześnie drugą wojną światową?
Po drugie: Czy można prowadzić badania nad drugą wojną światową, nie przeczytawszy książki, na której okładce widnieje nazwisko szefa Sztabu Generalnego Robotniczo Chłopskiej Armii Czerwonej w dniu 22 czerwca 1941 roku?
Po trzecie: Czy można przeczytać tę książkę i nie dostrzec służalczego, wynaturzonego uwielbienia Żukowa dla Hitlera i hitlerowców? Czy można nie dojrzeć bezmiaru ohydy, podłości i oszczerczych potwarzy wobec narodu, jakie ona zawiera? Czy można nie zwrócić uwagi na fakt, że w tym dziele nic się ze sobą nie zgadza, że informacje przeczą sobie nawzajem, a twórcy Wspomnień i refleksji sami wystawiają sobie świadectwo?
Po czwarte: Czy można przeczytać tę książkę i się nie oburzyć?
Wciąż słyszymy, że wojna była narodowa. Niektórzy zwą ją ojczyźnianą. Dlaczego więc nikt nie wystąpił w obronie ojczyzny? Gdzie się podziali wszyscy bohaterowie, kiedy Żukow wylewał na nią kubły pomyj?
Bohaterze Związku Radzieckiego, pisarzu Władimirze Karpow, proszę przyznać, że zagadnieniami wojskowymi nigdy się pan nie interesował, wojnę zna pan ze słyszenia, a wspomnień Żukowa pan nie czytał. Jeśli zaś pan je czytał, dlaczego nie splunął pan w twarz bezczelnemu oszczercy? Spotykał się pan z nim przecież! Gdzie pańska odwaga? Jak można uwierzyć w pańskie bohaterstwo, jeśli nie zdobył się pan na wystąpienie w obronie honoru swojej ojczyzny i narodu?
Marszałku Związku Radzieckiego, Wiktorze Kulikow, proszę się przyznać, że zagadnienia wojskowe nigdy pana nie interesowały, że wojnę zna pan ze słyszenia, a Wspomnień i refleksji pan nie czytał. Jeśli zaś czytał je pan i nie zauważył uderzających wprost sprzeczności, podłości i głupoty, jakie zawierają, staje się jasne, jakiego rodzaju strategiem byłby pan sam. Łatwo także zrozumieć krach Układu Warszawskiego, na którego czele pan stał, i upadek Związku Radzieckiego, którym kierował i rządził między innymi także pan, prowadząc kraj od zwycięstwa do zwycięstwa.
Wszyscy chwalcy Żukowa, nadszedł czas, by się ujawnić. Wszystkim wam rzucam wielkodusznie koło ratunkowe, pozostawiam możliwość, by się jeszcze wycofać: nie czytaliście Wspomnień i refleksji. To wszystko. Oto wasze usprawiedliwienie.
Marszałek Związku Radzieckiego Gieorgij Żukow również może pośmiertnie skorzystać z tej furtki – on także po prostu nie czytał Wspomnień i refleksji. Nie interesował się wojną ani tym, co pierwszy ideolog KPZR Susłow i Główny Zarząd Polityczny wypisywali, sygnując własne brednie jego nazwiskiem. Jeśli ktoś będzie się starał udowodnić, że Żukow czytał swoje wspomnienia, nieodparcie nasunie się wniosek, że marszałek był albo kompletnym durniem, albo sprzedajnym pismakiem.
Jeżeli zaś Żukow rzeczywiście czytał własne memuary, nie zasługuje na przebaczenie. Skoro bowiem nie znalazł w sobie dość odwagi, by zaprotestować przeciwko podłym oszczerstwom, którymi wrogowie narodu naszpikowali „jego” książkę, to znaczy, że i on sam był wrogiem narodu.
VI
Najstraszniejszą, naprawdę zabójczą ocenę stanu naszej historiografii przedstawił doktor nauk wojskowych, generał porucznik N. Pawlenko: „W połowie lat sześćdziesiątych Gieorgij Żukow, a także my, historycy, uważaliśmy, że na początku wojny przeciwnik miał przewagę sił i środków nad naszymi zgrupowaniami w strefie przygranicznej. Obecnie, w związku z nowymi publikacjami (…), pogląd na stosunek sił zmienia