Bardzo interesująca wydaje się taka oto kwestia: Żukow i historycy wojny znali co do jednego liczbę niemieckich czołgów i samolotów. Jeśli więc popełnili tak wielki błąd przy określaniu stosunku sił przeciwników, wygląda na to, że nie dysponowali danymi dotyczącymi drugiej strony, czyli Armii Czerwonej. Laureat Nagrody Nobla Michaił Szołochow uznał za genialne dzieło Żukowa, który zwyczajnie nie wiedział nic o siłach zbrojnych znajdujących się pod jego dowództwem. W tę samą pułapkę wpadli i przewodniczący Związku Pisarzy ZSRR, i marszałek Związku Radzieckiego Kulikow, i tysiące ich następców.
Generał Pawlenko pierwszy przyznał, że nasi eksperci, oficjalni historycy i autorzy wspomnień, począwszy od Żukowa, nie wiedzieli nic o Armii Czerwonej. Tutaj nasuwa się pytanie: Czy Żukow naprawdę w 1941 roku nie miał pojęcia, jakimi siłami dysponuje? Jakże mógł planować działania wojenne, nie wiedząc, ile ma armii, korpusów wojsk zmechanizowanych i powietrznodesantowych, ile armat, amunicji i karabinów? A może w 1941 roku wiedział to wszystko, a potem zapomniał, dlatego też po wojnie wypisywał wszelkie głupstwa pod wspólnym tytułem Wspomnienia i refleksje?
Jeśli wierzyć Żukowowi, wygląda na to, że nasz ciemny, zacofany i leniwy naród nie uzbroił odpowiednio wojska. Ale wtedy na szczęście, w najbardziej krytycznym momencie, pojawił się on, geniusz i zbawca, oswobodziciel.
Jeśli zaś wierzyć liczbom, powstaje zupełnie inny obraz. Nasz zdolny i pracowity naród, o głodzie i chłodzie, nie szczędząc niczego – od kawałka chleba po życie milionów ludzi – zdołał zapewnić wojsku uzbrojenie, którego ilość i jakość zadziwiły nawet Adolfa Hitlera. Żukow natomiast rozporządził tymi siłami tak, że pięciomilionowa kadrowa armia została błyskawicznie rozgromiona i wzięta do niewoli, a tysiące czołgów i dział, 25 000 (tak, dwadzieścia pięć tysięcy) wagonów amunicji, ogromne zapasy żywności, umundurowania i wszelkiego sprzętu znalazły się w rękach nieprzyjaciela już w pierwszych dniach wojny. Należy za to winić nie naród, lecz Żukowa.
Przeciwko 3712 przestarzałym niemieckim czołgom Żukow miał do dyspozycji 23 106 czołgów radzieckich. I to nie licząc czołgów wchodzących w skład korpusów powietrznodesantowych, dywizji piechoty zmotoryzowanej, Wojsk NKWD, wojsk ochrony pogranicza, szkół wojskowych i jednostek szkolnych. Przeciwko 2510 niemieckim samolotom Żukow dysponował liczbą 21 130 samolotów bojowych, w tym najnowszych: MiG-3, Jer-3, Jak-2 i Jak-4, Ił-2 i Ił-4, Su-2, Pe-2 i Pe-8. Gdyby Żukow się do tego przyznał, musiałby odpowiadać na wiele niewygodnych pytań. Wówczas aureola heroizmu i geniuszu z pewnością by przybladła. Dlatego też marszałek udawał, że nic nie pamięta, dlatego wypisywał kłamstwa o wielokrotnej przewadze Niemców.
Żukow jest może bohaterem i geniuszem. Ale jedynie w kontekście swoich łgarstw lub niewiedzy.
VII
A teraz postawmy sobie pytanie: Kto mógł policzyć wszystkie samoloty niemieckie, u nas zaś tylko te, które wojsko otrzymało po roku 1938? Kto mógł policzyć wszystkie hitlerowskie czołgi, w tym zdobyczne francuskie, pochodzące z roku 1917, a więc liczące już dwadzieścia cztery lata w chwili wybuchu wojny radziecko niemieckiej, a u nas jedynie te, które dostarczono z zakładów w ciągu niecałych trzech ją poprzedzających? Kto mógł stwierdzić, że 3712 niemieckich czołgów to pięcio-, sześciokrotna, a nawet większa liczba niż ta, którą myśmy dysponowali? Coś takiego mogli napisać tylko wrogowie narodu. Wspomnienia i refleksje to wroga dywersja.
Zadziwiające: ludzie, którzy napisali Wspomnienia i refleksje, znali co do jednego liczbę niemieckich czołgów i samolotów, i liczbę tę powtórzyli dwukrotnie, natomiast liczebności czołgów i samolotów radzieckich nie znali nawet w przybliżeniu – może było ich pięć, może sześć, może jeszcze nie wiadomo ile razy mniej.
VIII
A lata lecą, mijają dziesięciolecia, wśród naszego społeczeństwa zaś narastają wątpliwości: Dlaczego wojna nadal pozostaje okryta tajemnicą? I jak długo jeszcze to będzie trwało?
W odpowiedzi na to nasi przywódcy obmyślili nową sztuczkę. Oto nagle w 1996 roku „Krasnaja zwiezda” zachłysnęła się entuzjastycznie i obwieściła triumfalnie: Koniec z tajemnicami! Dowiedzcie się czym prędzej! Nowy sukces naukowców wojskowych! Instytut Historii Wojskowości opublikował dostępną dla każdego, nieutajnioną pracę pod tytułem Stan etatowy Sił Zbrojnych ZSRR w okresie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Zbiór materiałów statystycznych nr 1 (22 czerwca 1941 roku)[27].
Naturalnie, nie dałem temu wiary. Coś takiego jest po prostu niemożliwe. Mimo to jednak wszystkimi dostępnymi kanałami rozpocząłem poszukiwania. A kanałów jest wiele. Prywatny biznes jest wszechpotężny. W Paryżu, w Berlinie, w Warszawie, w nowojorskim Brighton Beach są dobrzy ludzie, którzy utrzymują więź z wydawcami i potrafią zdobyć każdą książkę, błyskawicznie i po przystępnej cenie. Postawiłem więc swoich przyjaciół w stan pogotowia. Niestety, żadnemu z nich nie udało się dostać Zbioru materiałów statystycznych nr 1. Dałem znać, że jestem gotów zapłacić więcej. Rezultat ten sam. Zadzwoniłem więc do Moskwy. Mam tam wiele kontaktów. W moskiewskich wydawnictwach, bibliotekach, instytutach jest wiele osób, które doceniły moją książkę Lodołamacz i są gotowe pomóc. Znów ogłosiłem alarm! Nikt jednak nie mógł znaleźć tak pożądanej przeze mnie publikacji. Zwróciłem się więc do nieprzyjaznych mi historyków – jest ich dość zarówno w Rosji, jak i na Zachodzie – z prośbą o pomoc. Nie kochają mnie, ale czasem i wśród nieprzyjaciół zdarzają się uczynni ludzie. Znów – bez rezultatu. Wtedy po prostu zacząłem ich rozpytywać: a czy wy, moi kochani, widzieliście przynajmniej na własne oczy Zbiór materiałów statystycznych nr 1? Nie, brzmiała odpowiedź moich nieprzyjaciół, nie widzieliśmy.
A „Krasnaja zwiezda” wciąż swoje: wielki sukces naszych historyków, naród wreszcie dowie się czegoś o wojnie, która przez tyle dziesięcioleci pozostawała utajniona! Czytajcie Zbiór materiałów statystycznych nr 1!
Dzwonię więc do redakcji „Krasnej zwiezdy”. Mam tam samych zaprzysiężonych wrogów. To znaczy, oficjalnie, z racji zajmowanych stanowisk, są oni moimi wrogami, ale tak naprawdę to dobrzy ludzie. Mówię więc: „Chłopaki, trąbicie w kółko o Zbiorze materiałów, a dostać go nie sposób. Gdybym przeczytał te materiały, może zrewidowałbym swoje poglądy, a wam to będzie policzone za sukces. Ale jak mogę zmienić wywrotowy punkt widzenia, jeśli nikt nic nie wie o tej wojnie?”
Coś tam kręcą, marudzą. Więc pytam wprost: „Widzieliście tę publikację na własne oczy?”
To podstępne pytanie. Nie chcę nikogo zawstydzać, więc nie przytoczę tego, co usłyszałem w odpowiedzi. Ale muszę uczciwie przyznać, że po mojej indagacji „Krasnaja zwiezda” przestała wychwalać Zbiór materiałów statystycznych nr 1.
Postanowiłem wykorzystać jeszcze ostatnią szansę: telewizję. Moskiewską, wszechmocną. Nie powiem, jakimi drogami tam dotarłem. Nie zdradzam swoich źródeł. Korzystając jednak z okazji, w tym miejscu wyrażam wdzięczność ludziom, którzy dokonali owego wyczynu. Rzuciłem wyzwanie grubym rybom z telewizji: Pokażcie, co możecie!
I pokazali. Dostałem Zbiór materiałów statystycznych nr 1.
Najważniejsza w każdej książce jest tak zwana stopka, gdzie podaje się między innymi wysokość nakładu. Otóż nakład Zbioru materiałów wynosi 25 egzemplarzy. Słownie: dwadzieścia pięć. Jeden z nich jest w moim posiadaniu. Dla reszty świata pozostają jeszcze dwadzieścia cztery egzemplarze.
W 1956 roku Chruszczow w tajnym wystąpieniu poinformował,