– Mój ojciec nie żyje – wyjaśnił krótko Daniel.
– Och, przykro mi – zawstydziła się Weronika. – Nie wiedziałam. Przepraszam…
– Nic się nie stało – uspokoił ją. – To dawne dzieje.
Siedzieli przez chwilę w milczeniu.
– No i co my tu mamy? – zapytał Podgórski po chwili, chwytając pudło z książkami.
Wyglądało na to, że woli nie drążyć tematu ojca policjanta.
– To głównie kryminały. Uwielbiam je.
– Ja też. U nas trudno jest coś dostać, więc zamawiam głównie przez Internet. Proszę nie mówić tego moim kolegom, i tak już mają dużo powodów do żartów – zaśmiał się Daniel lekko.
– A co, nie wolno panu czytać?
– Nie tutaj. W Lipowie zajmujemy się tylko „praktycznymi rzeczami” – zaśmiał się znowu, robiąc palcami znak cudzysłowu. – O! Tych Skandynawów też mam. Ciekawe, jacy tam są ludzie, na północy. Nigdy nie byłem w Szwecji ani nigdzie. Właściwie to nie byłem nawet za granicą. Pani dużo podróżuje?
– Kiedyś… z byłym mężem… ale w Skandynawii też nie byłam. Przyznam się, że chciałabym pojechać.
– Ja też.
Rozpakowali pierwsze pudło książek.
– Widziała pani coś wczoraj? Coś niepokojącego? – Daniel wrócił do celu wizyty. – Mówię oczywiście o sprawie przejechanej zakonnicy.
Nie miał ochoty przepytywać Weroniki. Nie teraz. Trzeba było to jednak zrobić.
– Zupełnie nic! – odparła Nowakowska. – Czuję się jak w jednej z tych książek kryminalnych. Chciałabym coś wiedzieć, ale niestety. Nie przechodziłam tamtędy nawet. Byłam w sklepie u Wiery, ale przyszłam na skróty od strony pola. W sklepie spotkałam tylko Tomka Szulca, a potem pana kolegę z komisariatu. Musicie mieć ciekawą pracę.
Zawsze zazdrościła Mariuszowi. W głębi duszy zawsze chciała rozwiązać jakąś sprawę kryminalną. Mąż często pozwalał jej przeglądać dokumentację i opowiadał o sprawach, które prowadził. To akurat w nim lubiła.
– Właściwie to raczej nic się u nas nie dzieje. To pierwszy taki wypadek. To znaczy, pierwszy tak poważny wypadek. Do tej pory było kilka potrąceń, ale żadna ofiara nie zmarła. Najczęściej wypadki się nasilają, kiedy w czasie wakacji przyjeżdżają do nas turyści.
– Widziałam zdjęcia przejechanej, kiedy byłam wczoraj u Kojarskich – powtórzyła Weronika. – Pokazywali mi na jakiejś stronie o Lipowie. Straszny widok. – Wzdrygnęła się.
– Nasze-lipowo, tak… lokalna strona z plotkami.
– Człowiek widzi takie sceny na filmach, ale wiedząc, że to prawdziwa krew…
Mariusz nigdy nie pokazywał jej zdjęć ofiar. I chyba miał rację. Od wczorajszego wieczoru Weronika nie mogła zapomnieć twarzy martwej zakonnicy. Stawała jej przed oczami w najmniej odpowiednich momentach.
– Nic pani nie przychodzi do głowy? – spróbował Podgórski jeszcze raz. – W tej sprawie?
– Nie. Naprawdę nic nie widziałam, żadnych podejrzanych ludzi, zakrwawionego samochodu. Nic. Chciałabym pomóc, ale niestety nic nie wiem.
Opróżniali kolejne pudła, ustawiając książki na półkach. Razem praca rzeczywiście szła znacznie szybciej. Rozmowa zeszła na inne tory. Weronika czuła się przyjemnie rozluźniona.
– Ale ma pani tych książek! – zagwizdał policjant, kiedy zapełnili już całą bibliotekę. – Przy tym moja własna kolekcja wygląda bardzo skromnie!
Weronika uśmiechnęła się, dumna z komplementu.
– Proszę mi mówić po imieniu, w końcu zna już pan wszystkie moje sekrety – zażartowała.
– Daniel.
– Weronika.
– No nic. Będę już ruszał do domu. Jeżeli będziesz kiedyś jeszcze potrzebowała pomocy przy domu, to jestem – zaoferował się Podgórski.
– Dzięki. Od kiedy przyjechałam do Lipowa, ludzie wydają się znacznie milsi.
– A co? W Warszawie nie oferują pomocy?
– Pomagają, pomagają. Ale tu jest jakoś inaczej. No, nie wiem. – Uśmiechnęła się. – Po prostu chyba byłam zmęczona wielkim miastem.
– A ja za nim tęsknię. Byłem w Warszawie na szkoleniu. Spodobało mi się – dodał Daniel. – No nic, tu jest moja wizytówka. Jakbyś coś sobie jednak przypomniała na temat tej zakonnicy, to dzwoń.
– W porządku. Jeszcze raz dziękuję za pomoc. I przepraszam za ten wybuch na początku! Strasznie mi głupio.
– Nie ma problemu. – Daniel Podgórski uśmiechnął się szeroko.
Pogłaskał Igora i ruszył do wyjścia.
Patrzyła, jak oddalał się w mrok. Zamknęła drzwi dopiero, kiedy zniknął w czerni zimowej nocy. Nie było już słychać stukania młotka. Widocznie Tomek skończył pracę na dziś.
Poszła do gabinetu, by jeszcze raz popatrzeć na swój zbiór książek. Nagle ogarnęło ją uczucie, że jednak o czymś zapomniała, kiedy rozmawiali z policjantem o wypadku. Nie było to nic konkretnego, raczej męczące wrażenie, że jakiś szczegół mógł być ważny dla sprawy. Nie dawało jej to spokoju.
– Ewka, potrzebuję twojej natychmiastowej pomocy! – Julka przyłożyła do twarzy dwa sweterki. – W którym mi lepiej?
– W różowym. – Ewa Rosół malowała usta błyszczykiem. Dziś nie miała ochoty na swoją ulubioną czerwoną szminkę. – Myślisz, że taki dekolt wystarczy?
Poprawiła bluzkę wprawnym ruchem. Jej biust wyglądał imponująco. Julka przyglądała mu się zazdrośnie. Sama była praktycznie płaska jak deska.
– Dla tego twojego mężczyzny? – Julka westchnęła tęsknie.
– A dla kogo! – Ewka przytaknęła niedbale. – Jest dorosły.
Ewka Rosół doskonale wiedziała, że przyjaciółka zazdrości jej starszego kochanka. I tak właśnie powinno być, pomyślała zadowolona. W końcu nie każda piętnastolatka mogła się pochwalić, że robiła to z dorosłym facetem. Chłopaki z klasy to zupełnie nie to samo.
Nawet taki Ziętar był przy tym niczym. Julka kręciła z nim od jakiegoś roku. Ewka na początku zazdrościła koleżance, w końcu Ziętar i jego przyboczna gwardia praktycznie trzymali w garści całą wieś, ale potem znalazła sobie swojego Mężczyznę. Ziętar miał chyba ze dwadzieścia pięć lat, więc nie było opcji, żeby miał takie doświadczenie jak jej kochanek. Zresztą Ziętar to półmózg, podsumowała swoje rozważania Ewka, patrząc na Julkę z politowaniem. Czuła się lepsza od koleżanki. O wiele lepsza. Była kobietą wyrafinowaną. Wy-ra-fi-no-wa-na. Uwielbiała to słowo. Sprawdziła w Internecie, co oznacza. Okazało się, że opisywało ją wprost idealnie.
– Chyba jest nieźle. Co prawda gdybyś miała takie cycki jak ja, toby lepiej wyglądało. – Julka chyba wyczuła, co myślała o niej przyjaciółka.