– Wydaje mi się, że nie byli aż tak… – Podgórski nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa. – Wydaje mi się, że nie byli aż tak ranni. To znaczy, nie znam się na tym aż tak dobrze, ale wydawało mi się, że na ciele zakonnicy było więcej obrażeń niż normalnie.
– Dokładnie. Zakonnica miała o wiele więcej obrażeń niż normalnie w przypadku potrącenia. Tak jak pan mówi. Nieprzyjemny widok, nawet jeżeli na co dzień się obcuje ze zwłokami. Oczywiście obrażenia w wypadkach samochodowych i przy potrąceniach mogą być bardzo różne. W zależności od rodzaju pojazdu, jego prędkości, kierunku poruszania się pieszego i różnych innych czynników. Trzeba na przykład pamiętać, że już nawet przy tak małej prędkości jak pięćdziesiąt kilometrów na godzinę urazy, których doznaje pieszy potrącony przez auto, mogą prowadzić do śmierci. Ale to wszystko na pewno pan wie.
– Mniej więcej – potwierdził Podgórski.
– Analizując uszkodzenia tkanek miękkich, stawów i kości poszkodowanej osoby, mogę z dość dużą dozą pewności odtworzyć przebieg takich wypadków. Mamy teraz też dobre programy komputerowe, które mogą tworzyć całe symulacje wydarzenia. Jest o wiele łatwiej niż za dawnych czasów – entuzjazmował się lekarz sądowy. – Otóż po dokonaniu sekcji zwłok naszej ofiary mogę z całą pewnością stwierdzić, że to nie było zwykłe potrącenie. Zaryzykowałbym raczej twierdzenie, że było to morderstwo.
Daniel uniósł brwi ze zdziwienia. Od początku czuł, że ta sprawa ma drugie dno, ale teraz, kiedy ktoś oficjalnie to potwierdził, był naprawdę zaskoczony.
– Co pan ma na myśli?
– Dokładnie to, co powiedziałem. To było morderstwo. Trochę się nad tym napracowaliśmy. Początkowo założyliśmy, jak zazwyczaj w takich przypadkach, że ktoś stracił panowanie nad kierownicą i potrącił starszą panią. Obrażenia ciała wskazują jednak na coś zupełnie innego.
Patolog zamilkł na chwilę, jakby dla większego efektu. Daniel Podgórski czekał niecierpliwie na dalszy ciąg.
– Obrażenia ciała wskazują na to, że kiedy samochód najechał na zakonnicę, kobieta leżała na plecach na ziemi – poinformował lekarz sądowy. – Nie została potrącona z tyłu, z przodu ani z boku, jak można by się tego spodziewać w przypadku standardowego potrącenia. Ona leżała, kiedy to się stało.
– Czy zakonnica jeszcze wtedy żyła?
– Prawdopodobnie tak.
– Może straciła przytomność z jakiegoś powodu? – zgadywał Daniel Podgórski. – Potem ktoś nie zauważył leżącej i na nią najechał.
– Mogłoby tak być, gdyby nie fakt, że samochód przejechał po niej kilka razy – wyjaśnił lekarz sądowy. – Między innymi dlatego mamy do czynienia z tak dużym stopniem uszkodzenia ciała. Nie jestem policjantem i moim zadaniem jest tylko wyczytać z ciała zmarłego, co się wydarzyło, ale mnie osobiście wygląda to na działanie jak najbardziej celowe. Jakby ktoś chciał być pewien, że zakonnica nie przeżyje. Nikt nie zasłużył sobie na taką śmierć.
Daniela zaskoczył ton głosu patologa. Zawsze wydawało mu się, że lekarze sądowi powinni być pozbawieni emocji. Zimni jak kostnica, gdzie pracują. Ten najwyraźniej taki nie był.
– Jeden szczegół nie daje mi tu jeszcze spokoju. Chodzi o pewne obrażenia… – dodał lekarz sądowy. – Nie pasuje mi do całego obrazu sytuacji. Wolałbym jednak o tym na razie nie mówić. Muszę to jeszcze przemyśleć na spokojnie. Dam panu znać później. W porządku?
– Dobrze. Czy da się powiedzieć coś na temat samochodu?
– Obrażenia wskazują na to, że samochód musiał być duży i ciężki, ale też bez przesady. Marki oczywiście panu nie podam, ale stawiałbym na auto terenowe lub mniejsze ciężarowe. Opony w każdym razie miały dość dużą szerokość. Coś około dwustu trzydziestu pięciu milimetrów. Ewentualnie trochę więcej.
– Możemy oczekiwać jakichś uszkodzeń na tym samochodzie?
– Nie znalazłem odprysków lakieru na ciele zakonnicy. Jeżeli auto jest odpowiednio wysoko zawieszone, może się okazać, że nie znajdzie pan na nim żadnych szkód. Na oponach natomiast na pewno będą ślady krwi. Jeżeli sprawca je zmył, trzeba będzie zastosować luminol.
Daniel znowu przytaknął. Zwykłe potrącenie, którego oczekiwali, zmieniało się nagle w morderstwo z premedytacją.
– Mówił pan, że coś jeszcze pana zaskoczyło.
– Tak… cóż. Rozkroiliśmy starszą panią i okazało się, że przez długi czas musiała nadużywać napojów wyskokowych. Jej wątroba jest bardzo wyniszczona chorobą alkoholową. Od pewnego czasu musiała już nie pić, ponieważ część narządów wewnętrznych zregenerowała się do pewnego stopnia. Mimo wszystko takiego stanu nie widuje się raczej u zakonnic.
– Jest pan pewien?
Podgórski był coraz bardziej zaskoczony. Siostry zakonne kojarzyły mu się raczej z ascezą i życiem w czystości, a nie z kieliszkiem.
– Kroiłem w swoim życiu wiele ofiar przepicia, więc tak, jestem całkowicie pewien. Cóż, widać i w klasztorach takie rzeczy się zdarzają – podsumował Koterski. – Dlatego cała ta sprawa wydaje się tym bardziej interesująca. Nic nie jest tu oczywiste. To była prawdziwa gratka dla moich studentów. Poza tym jest jeszcze jedna rzecz…
– Jeszcze coś? – wykrzyknął Daniel Podgórski zdumiony.
– Mówiłem już na początku, że zainteresowały mnie trzy rzeczy w tym przypadku. Powiedziałem dopiero o dwóch – przypomniał patolog skrupulatnie. – Trzecia interesująca rzecz to fakt, a to mogę stwierdzić z całą pewnością, że ta kobieta rodziła dzieci.
Ręka Daniela Podgórskiego zamarła nad kartką. Siostra Monika nie wydawała się już wcale taką zwyczajną zakonnicą.
– To można stwierdzić? – wydusił zaskoczony.
– Oczywiście, że tak. Widać to na pierwszy rzut oka, kiedy spojrzy się na miednicę. Ta kobieta bez wątpienia była matką co najmniej jednego dziecka.
Lekarz sądowy jeszcze raz obiecał, że zaraz prześle faksem pełny raport. Podgórski podziękował za rozmowę i obiecał, że będzie informował Koterskiego o postępach w śledztwie.
– Trzymam pana za słowo – zażartował patolog i rozłączył się.
Młodszy aspirant Daniel Podgórski odłożył słuchawkę i spojrzał na swoje zapiski. Takich informacji na pewno się nie spodziewał. Wstał zamyślony, żeby zawołać kolegów na naradę i streścić im najnowsze wiadomości. Będą mieli dużo do przedyskutowania.
Grażyna Kamińska patrzyła na swoje odbicie. Było dziwnie rozmyte i niewyraźne, ponieważ lustro w łazience było już trochę brudne. Wyciągnęła ścierkę z szafki pod zlewem i przetarła je dokładnie. Spojrzała na siebie jeszcze raz. Jej wygląd nie poprawił się wiele. Związała włosy w koński ogon, żeby lepiej widzieć. Siniaków już prawie nie dało się dostrzec. Nałożyła więcej podkładu i ponownie rozpuściła włosy. Westchnęła krytycznie. Twarz, którą widziała w lustrze, zdawała się nie należeć do niej. Zmęczona życiem, wychudzona, szara. Oto kim się stała. Mogła iść ulicą i nikt by jej nie zauważył. Niewidzialna kobieta.
Pomyśleć