Motylek. Katarzyna Puzyńska. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Katarzyna Puzyńska
Издательство: PDW
Серия: Lipowo
Жанр произведения: Современные детективы
Год издания: 0
isbn: 9788379616596
Скачать книгу
policjant jako jedyny wydawał się skupiony na sprawie. Może czuł się odpowiedzialny, ponieważ wypadek miał miejsce w jego dzielnicy. – Ktoś stracił panowanie nad kierownicą i w nią uderzył?

      Podgórski pokiwał głową.

      – Dokładnie. Na razie nie mamy powodów podejrzewać celowej zbrodni. Jeżeli założymy, że to wszystko stało się niechcący, tak jak mówi Młody, skupianie się na osobie zakonnicy niewiele nam da. Jeżeli to był przypadek, to najprawdopodobniej nie jest ona w ogóle powiązana ze sprawcą. To nam utrudni zadanie, bo nie mamy pierwszego punktu zaczepienia. Mimo wszystko uważam, że powinniśmy przesłuchać tego księdza z Warszawy. Lepiej, żebyśmy nie zaniedbali żadnego tropu już na początku śledztwa. Ksiądz Piotr obiecał, że przyjdzie tu koło dziesiątej. – Daniel zerknął na zegarek. – Czyli będzie za jakieś piętnaście minut. Nie wiem, czy rozmowa z nim coś nam da. Wczoraj twierdził, że nie wie, czemu zakonnica mogła przyjechać do Lipowa. Wydawał się pewny swego.

      – Mimo wszystko możemy chyba założyć, że w jakiejś sprawie do niego – zasugerował Marek Zaręba. – Po co inaczej by tu miała przyjeżdżać? To nie ma sensu. Zwłaszcza że byli z jednej parafii.

      Marek wstał i nalał sobie trochę wody z butelki.

      – No i znowu się z tobą zgadzam, Młody – przyznał Podgórski. – Pierwsze wytłumaczenie, które się nasuwa, to że przyjechała do Piotra. Nie możemy jednak niczego z góry zakładać. Równie dobrze mogła znać tu jeszcze kogoś innego. Trzeba będzie to sprawdzić.

      – Pieprzenie. Podejrzewam, że wszyscy widzieli jej zdjęcie na naszym-lipowie – wtrącił Paweł Kamiński. – Jeżeli ktoś inny by ją znał, już by się do nas zgłosił. Albo zgłosiłby się ktoś inny, kto słyszał, że ktoś tam ją znał. Sami wiecie, jak to u nas jest.

      – Niekoniecznie. Ludzie mogą na przykład myśleć, że to nie ma znaczenia. Często tak jest. Sam dobrze wiesz.

      – Sam przed chwilą mówiłeś, że to nie ma znaczenia – zadrwił znowu Kamiński. – Zresztą tu się z tobą zgadzam, bo tak naprawdę nieważne, kim była ta siostrzyczka. Na moje, przejechał ją ktoś stąd. Wszyscy znacie moje zdanie, kto to konkretnie mógł być. W każdym razie to był pieprzony przypadek albo głupawy dowcip. Nie musimy nagle badać jej przeszłości do piątego pokolenia. Strata pieprzonego czasu. I pieniędzy podatników. Ja się pytam, kurwa, po co tracić czas i pieniądze? Na moje, to powinniśmy po prostu poprzyglądać się samochodom i zobaczyć, czy nie ma gdzieś jakiegoś śladu po zderzeniu. Proponuję zacząć od samochodu Janusza.

      Rosół rzucił Pawłowi mordercze spojrzenie.

      – Czemu w takim razie po prostu nie zadzwoniła? – odezwała się po raz pierwszy tego ranka Maria Podgórska.

      Na jej twarzy malowało się skupienie. Wpatrywała się w blat stołu, jakby nie zważała na to, co właściwie dzieje się w pokoju. Wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni.

      – Co masz na myśli, mamo?

      – Czemu po prostu nie zadzwoniła? – powtórzyła pytanie Maria. – No, gdybym miała sprawę, na przykład do kogoś w Brodnicy. No weźmy na przykład do Zośki Helskiej. To taka moja znajoma – dodała tonem wyjaśnienia. – Pamiętasz ją, Danielku? To ta, która ma tego starego jamnika. Taki siwy calutki.

      – Tak, tak – uciął Podgórski. – I?

      – No to gdybym miała do niej sprawę, tobym po prostu do niej zadzwoniła, i tyle. Nie jechałabym do niej przez pół Polski.

      – Mamo, Brodnica jest piętnaście kilometrów stąd.

      – Wiem przecież, synku. Chodzi mi o samą zasadę. Rozmawiałam z Gienią Solicką. Mówiła, że ten ksiądz Piotr przyjechał z Warszawy. To jest pół Polski stąd. Czemu zakonnica nie zadzwoniła do niego, że jedzie? Albo po prostu nie przedyskutowała sprawy przez telefon? Dla mnie to dziwne. Nie rozumiem, po co tu jechała. Dla osoby w jej wieku to nie jest takie łatwe jak dla was młodych.

      Poprawiła siwiejące włosy.

      – Na razie nie możemy nawet założyć, że jechała do niego. Już o tym mówiliśmy.

      – Ja myślę, że pani Maria ma rację – poparł kobietę Marek Zaręba. – Zresztą Paweł też ma rację, że każdy by nam powiedział, gdyby wiedział, że jechała do niego. Wszyscy w wiosce tylko o tym mówią. Nikt by nie ukrywał, że miała być jego gościem. Chyba że miałby coś na sumieniu. Trzeba będzie koniecznie przycisnąć Piotra! Może nie powiedział wszystkiego.

      Słowo „przycisnąć” Zaręba wymówił z wyraźną lubością. Daniel uśmiechnął się w duchu.

      – Tak zrobimy – powiedział. – Młody, wypadek zdarzył się w twojej dzielnicy, więc pogadamy z nim we dwóch. Będziemy też musieli porozmawiać z Eweliną.

      – Jak to? Ewelinka jest podejrzana? – zaperzył się Zaręba.

      Jego dobry humor zniknął w jednej chwili.

      – Nie, oczywiście, że nie jest – zapewnił go Daniel Podgórski. – Ale przecież to ona znalazła ciało i musimy spisać jej zeznania. Wszystko musi być dobrze udokumentowane. Prokurator Czarnecki był w tej sprawie nieugięty. My się tym zajmujemy, ale musimy zrobić to wszystko porządnie.

      – Moim skromnym zdaniem trzeba pogadać z dzieciakami z wioski. Jestem pewien, że to któreś z nich. Mieliśmy już tu taki przypadek – zaczął znowu Paweł, jakby nie dopuszczał do siebie innego rozwiązania. Wydawało się, że czerpie radość ze zdenerwowania Rosoła, ale Janusz tym razem mruknął coś tylko pod nosem, nie reagując na kolejną zaczepkę. Zapasy jego energii chyba się wyczerpały. – To jest cholernie prosta sprawa. Tak jak mówiłem. Pogadamy z małolatami, sprawdzimy samochody i mamy winnego zaraz jak na dłoni. Kurwa, że też muszę strzępić język bez potrzeby.

      – To oczywiście też zrobimy – pojednawczo orzekł Daniel. – Przygotowałem już listę mieszkańców i rozdzieliłem ją na cztery. Każdy z nas ma z kim rozmawiać. Od tego zaczniemy. Musimy sprawdzić, czy ktoś coś widział i czy ktoś może zna powód przyjazdu siostry Moniki do Lipowa. Przy okazji możecie się też poprzyglądać samochodom.

      Rozdał wydrukowane listy nazwisk każdemu z policjantów. Dom autora bloga nasze-lipowo przypisał sobie. Nie zaszkodzi delikatnie i dyskretnie wybadać, czy bloger wie coś na temat sprawy. Bez wzbudzania niepotrzebnych podejrzeń mieszkańców wsi i pozostałych policjantów.

      – Czekamy jeszcze na wyniki obdukcji. Może sekcja przyniesie jakieś dodatkowe wskazówki. Podobno mają zadzwonić z wynikami w ciągu kilku dni. Zobaczymy. Najlepiej, gdyby można było jednoznacznie stwierdzić, jaki samochód potrącił zakonnicę. Nigdy nie wiadomo, co technicy znajdą na ciele. To by nam pomogło zawęzić krąg poszukiwań.

      – Dla mnie nadal jest dziwne, że ona tak po prostu tutaj przyjechała – powiedziała w zamyśleniu Maria. – Bez powodu. Nic nie dzieje się tak po prostu, bez powodu!

      – Pani Mario, z całym szacunkiem, ale nie demonizowałbym – odparł Paweł Kamiński. – Mamy tu śmiesznie prosty przypadek, więc po co komplikować sprawę niepotrzebnie? Co to kogo obchodzi, po co ona przyjechała? Przyjechała, kurwa, i tyle. To któryś z naszych dzieciaków. Nie wskazuję na nikogo, ale co? Nie ma tu dużego ruchu. Przyznacie sami. Raczej nie przejeżdża tamtędy nikt obcy. Wszyscy raczej wybierają główną szosę na Brodnicę, a nie przedzierają się przez las. Z tego wynika, że to ktoś od nas. Zapamiętajcie moje słowa. Tylko miejscowi tamtędy jeżdżą.

      Daniel znowu westchnął.

      – Bartek