Motylek. Katarzyna Puzyńska. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Katarzyna Puzyńska
Издательство: PDW
Серия: Lipowo
Жанр произведения: Современные детективы
Год издания: 0
isbn: 9788379616596
Скачать книгу
nic, niestety. Dużo o tym myślałem wczoraj wieczorem. Nie mogłem spać. Nie po tym, jak zobaczyłem to zdjęcie! Nie rozumiem, jak ktoś mógł ją potrącić i tak po prostu zostawić na jezdni. Jakby była zwykłym śmieciem. Co się dzieje z tym światem? Co się dzieje? Przeraża mnie to. Co się dzieje z tym światem? – powtórzył.

      Pytanie zawisło w powietrzu bez odpowiedzi.

      – Zostaw nam, proszę, adres twojej parafii i numer kontaktowy. Może będziemy musieli porozmawiać z siostrą Anną.

      – Nie chciałbym, żebyście niepotrzebnie ją niepokoili. Jest już dość wiekowa.

      – Nie martw się. Zrobimy to tylko w ostateczności. Na razie skupiamy się na innych wątkach.

      Daniel Podgórski skarcił się w duchu. Nie powinien był tego powiedzieć. Za dużo zdradzał.

      Ksiądz skinął głową w podziękowaniu.

      – Siostra Anna nie zasłużyła na to. Śmierć siostry Moniki sama w sobie jest już straszna. Rozmowy z policją mogłyby ją tylko niepotrzebnie zdenerwować.

      ROZDZIAŁ 5

      Lipowo. Środa, 16 stycznia 2013, po południu

      Wokół było tak cicho, że każdy odgłos niósł się daleko. Słyszała wyraźnie stukanie młotka dochodzące z budynku stajni. Tomek naprawiał ścianki działowe boksów. Echo wyolbrzymiało uderzenia, aż Weronice wydało się, że słyszy nie wbijanie gwoździ, ale dalekie werble jakiegoś wojska wzywające żołnierzy do walki. Igor na nic nie zwracał uwagi i spał, lekko pochrapując.

      Do południa udało jej się uporządkować i do końca oczyścić zakurzone meble na parterze. Poprzestawiała je i od razu wszystko wyglądało inaczej. Była bardzo zadowolona z efektu. Dom wreszcie zaczynał przypominać jej własne miejsce na ziemi. Rozradowana stwierdziła, że właściwie nie potrzebuje już żadnych nowych sprzętów. Kiedy mieszkała z mężem, nie musiała martwić się o wydatki, ale teraz liczył się każdy grosz. Każda, nawet najmniejsza, oszczędność sprawiała, że była o krok bliżej do uruchomienia wymarzonej stajni.

      Na dole pozostało jej tylko rozpakowanie książek. Wszystkie nadal leżały poupychane w kartonach. Planowała ustawić je w gabinecie, na półkach wielkiej staromodnej biblioteki. Mimo że drewniany mebel zajmował całą ścianę, nie wydawał się przytłaczający.

      Weronika uwielbiała książki. Nie tylko dlatego, że można je było czytać. Według niej były pięknymi przedmiotami. Od dawna marzyła o ścianie pełnej książek. W ich domu w Warszawie nie miała na to szans. Mariusz wolał nowoczesne wnętrza o prostej formie. A nie przeładowane niepotrzebnymi dodatkami klitki, jak często mawiał. Do tych niepotrzebnych dodatków zaliczał również książki. Teraz koniec z tym, uznała Weronika, uśmiechając się szeroko. Wszystko będzie miała urządzone tak, jak jej się podoba.

      Pukanie do drzwi przerwało jej rozważania.

      – Otwarte, panie Tomku! – krzyknęła głośno. Miała nadzieję, że usłyszał. Poprawiła włosy automatycznym ruchem. – Niech pan wejdzie. Jestem w gabinecie.

      Ku jej zdziwieniu w drzwiach pojawił się nie Tomek Szulc, ale jakiś wysoki mężczyzna z krótką brodą. Miał nieco pucołowatą twarz i dobrotliwe przyjazne spojrzenie. Dopiero po chwili zauważyła, że w dłoniach trzyma policyjną czapkę.

      – Przepraszam, że tak wchodzę – wydawał się trochę speszony jej zdziwieniem. – Młodszy aspirant Daniel Podgórski z komisariatu w Lipowie.

      Weronika odłożyła książki, które trzymała w rękach, i otrzepała dłonie z kurzu.

      – Weronika Nowakowska – przedstawiła się. Była wysoka, ale musiała zadzierać głowę, żeby spojrzeć policjantowi w oczy. Rzadko spotykała mężczyzn dużo wyższych od siebie. – Myślałam, że to pan Tomek. Pomaga mi w stajni.

      – Bardzo przepraszam, że tak panią nachodzę bez zapowiedzi – powtórzył Daniel Podgórski. – Przychodzę w sprawie wypadku, który miał miejsce u nas w Lipowie wczoraj w godzinach rannych. Nie wiem, czy pani o tym słyszała?

      – Chodzi o potrąconą zakonnicę? Wczoraj byłam na kolacji u państwa Kojarskich i była o tym mowa. Widziałam też zdjęcia na stronie internetowej.

      – Tak, chodzi właśnie o to. Mam do pani kilka pytań. To rutynowe przesłuchanie – uspokoił ją policjant. – Jesteśmy w trakcie rozmów ze wszystkimi mieszkańcami Lipowa.

      Weronika uśmiechnęła się w duchu. Podgórski nie mógł przecież wiedzieć, że przez ostatnie pięć lat dzieliła życie ze śledczym z policji kryminalnej w Komendzie Głównej w Warszawie. Była więc przyzwyczajona do rozmów z policjantami. Nie robiły na niej wrażenia.

      – Oczywiście. Niech pan usiądzie. – Wskazała wielkie krzesło przy biurku. – Będzie panu przeszkadzało, jeżeli zajmę się książkami? Strasznie mi zależy, żeby już tu wszystko uporządkować. Chciałabym się poczuć jak w domu – dodała tonem wyjaśnienia. – A tak to ciągle jestem na walizkach.

      – Może pani pomogę? – zaproponował Daniel Podgórski nagle. W jego głosie pobrzmiewała nuta zaskoczenia, jakby sam się zdziwił, że coś takiego powiedział. – Jest pani ostatnia na mojej liście rozmówców. I tak miałem już wracać do domu. Razem szybciej pójdzie, a przy okazji porozmawiamy o tej sprawie.

      – Będzie mi bardzo miło. Dziękuję!

      Wzruszyło ją, że zaproponował jej pomoc. Odwróciła głowę, żeby nie zauważył, że w jej oczach pojawiły się łzy. Ostatnio bardzo łatwo ulegała emocjom. Za łatwo. Chyba przez ten rozwód i wkroczenie w zupełnie nowe życie.

      – Czy coś się stało? – zaniepokoił się Daniel.

      Nagle wybuchnęła niekontrolowanym płaczem. Łzy spływały jej po twarzy, a ona nie mogła nad tym zapanować. Emocje zbierały się w niej od dawna i znalazły upust właśnie w tej najmniej odpowiedniej chwili. Policjant nieporadnie starał się ją pocieszać.

      – Przepraszam pana, już się uspokajam. Po prostu ostatnio dużo się dzieje w moim życiu i nie wytrzymałam. Pewnie pan myśli, że jestem totalną histeryczką – zaśmiała się Weronika, ocierając łzy. – Przepraszam.

      – Niech pani nie żartuje. Wiem, że pani przechodzi… trudny czas – zająknął się. – U nas w wiosce wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Przepraszam, że tak się wtrącam. Po prostu pani Wiera mówiła… zresztą nieważne. Zrobię pani herbaty. Moja mama zawsze powtarza, że herbata jest dobra na wszystko.

      Daniel zaśmiał się wesoło i poszedł do kuchni, jakby doskonale znał rozkład domu. Weronika słyszała, jak przygotowuje herbatę. Te zwyczajne odgłosy świadczące o obecności drugiej osoby w domu były przyjemnie uspokajające. Wkrótce wrócił z dwoma kubkami parującej herbaty. Igor przyczłapał za nim zaspany. Nie wydawał się zaskoczony, że mają gości.

      – Pięknego ma pani psa – pochwalił Podgórski, podając Weronice herbatę. Podrapał Igora po karku. Pies machnął leniwie ogonem. – Znalazłem go w kuchni.

      – Tak, lubi tam spać.

      Herbata miała przyjemnie słodki smak.

      – Znam dobrze ten dom – zaczął Daniel Podgórski lekkim tonem.

      – Naprawdę?

      – Mieszkam od urodzenia w Lipowie – wyjaśnił Daniel. – Kiedy byłem mały, bawiliśmy się tu z kolegami. Dom od dawna stał pusty.

      – Nie