Sekret rodziny von Graffów. Bożena Gałczyńska-Szurek. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Bożena Gałczyńska-Szurek
Издательство: Автор
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-66201-42-2
Скачать книгу
ty nie doceniasz niemieckich nazistów – przerwał jej lodowatym tonem Alfred. Starannie unikał przy tym nawiązywania kontaktu wzrokowego z niemiecką publicystką.

      Ta zamilkła speszona, słysząc jego odpowiedź. Sympatyczny Andrzej też jakoś zmarkotniał. W końcu przemówił cicho:

      – Majdanek, Sobibór, Bełżec… W okolicznych obozach koncentracyjnych podczas drugiej wojny światowej zginęło mnóstwo Żydów. Może rzadziej się o tym wspomina, ale uwierz mi, Oświęcim nie wyczerpuje w Polsce żydowskiego tematu. Masowa zagłada na naszych terenach, oprócz planowej eksterminacji, miała też inny cel.

      – Można by powiedzieć sarkastycznie, że przesiedleńczy, o czym zresztą sama wspominałaś – wtrącił Alfred. – Faktycznie sporo ludzi wtedy i na różne sposoby stąd „wysiedlano” – dodał z przekąsem.

      Maria pobladła. Naprędce sklecony temat – pretekst do tej podróży – przezornie omijał problematykę żydowską. Poszukiwanie w takim kontekście jej pradziadka, niemieckiego oficera, było wykluczone. Chciała wyłączyć z badań te kwestie w nadziei, że uniknie dodatkowych stresów i teraz, niejako na własne życzenie, znalazła się w tarapatach. Majdanek, Sobibór, Bełżec… Obiło mi się coś o uszy, ale nie wiedziałam, że to te okolice – kotłowało się jej w głowie. No, to ładnie! Już wyszło na jaw, że nie mam pojęcia o niemieckiej okupacji na wschodzie Polski. Tak to jest, jak się kłamie – pomyślała ze złością o chorym Hansie i manipulacjach, które jej zafundował.

      Zaczęła się zawile tłumaczyć:

      – Z powodu znajomości języka polskiego bywam często zapraszana do realizacji programów o obozie oświęcimskim, dlatego osobiście unikam podobnej problematyki. Poza tym nie ja wybrałam dla nas temat, a szef mojej redakcji. – To, co powiedziała tym razem, przynajmniej było zgodne z prawdą. To Johann zasugerował, by opisać historię przesiedleń na Zamojszczyźnie i koniecznie przedstawić cierpienia wszystkich nacji dotkniętych tym procederem. Niemców też.

      Planowany cykl artykułów był pomysłem jej szefa, ale teraz, by wyjaśnić przekonująco swój brak rozeznania w temacie, do prawdziwego scenariusza zdarzeń dołożyła własny, zmyślony. Dodała:

      – Zastępuję dziennikarkę, która zachorowała. Z tego powodu postawiłam na improwizację i zebranie informacji na miejscu. Stąd moja kiepska orientacja w historii tych okolic, wybaczcie. Przyznaję, miałam nadzieję, że proponowana tematyka będzie lżejsza niż oświęcimska. – Gdy tylko to powiedziała, twarze jej towarzyszy znowu spochmurniały. Czuła, że z każdym słowem mimo woli brnie w złym kierunku i dotyka jakichś bolesnych kwestii.

      Szczególnie Alfred przyglądał się jej z wyraźnym sceptycyzmem. Nie obdarzył jej sympatią.

      – Przeciwnie, proponowana tematyka nie będzie lżejsza niż oświęcimska, ale też będzie ciekawie. Jeszcze jak! – odparł i aż sapnął, inkasując potężnego kopniaka pod stołem.

      Andrzej rzucił mu kolejne groźne spojrzenie i życzliwie zwrócił się do rozmówczyni:

      – Mieszkańcy tych terenów dużo przeszli podczas niemieckiej okupacji. Nie uważamy jednak, że każdy Niemiec odpowiada za hitlerowskie zbrodnie, choć tak by się mogło zdawać. – Spiorunował wzrokiem sąsiada. – Niestety, niektórzy przedstawiciele polskiej skrajnej prawicy nadal mają różne uprzedzenia. – Sugestia przystojniejszego z Polaków w zasadzie nie wymagała komentarza, było wiadomo, do kogo kierował przytyk. Wciąż spoglądał z naganą na kolegę. – Jeden z działaczy takiej kontrowersyjnej organizacji jest wybitnym historykiem archiwistą i tylko dlatego został zaproszony do twojego zespołu redakcyjnego. Wprawdzie padła podczas narady w muzeum obietnica, że powściągnie swoje złe nastawienie, ale jak widać, ma z tym kłopoty.

      Wypowiedź zawierała jasny przekaz. Maria musi się przyzwyczaić do zgryźliwości polskiego historyka archiwisty.

      Adresat wypowiedzi oburzył się.

      – O! Wypraszam sobie krytykowanie moich poglądów i takie pomówienia. Moje uwagi mają charakter czysto merytoryczny. Wierzę, że zamierzamy działać profesjonalnie, niezależnie od płci i wrażliwości naszego niemieckiego partnera. Tak czy nie? – Prowokował, oj prowokował…

      Maria posłała mu piękny uśmiech. No, to mamy jasność. Nienawidzi Niemców i w dodatku seksista. Szykuje się „urocza współpraca” – skonstatowała w myślach.

      – Nie oczekuję szczególnego traktowania. Nie jestem słabą kobietką, która nie radzi sobie z emocjami – zapewniła lodowatym tonem.

      – To i dobrze, bo lekko nie będzie. – Usłyszała w zamian złowieszczą obietnicę. – To znaczy, chciałem powiedzieć, że możesz zyskać bardzo dobry materiał. – Alfred perfidnie złagodził wypowiedź po kolejnym pochmurnym spojrzeniu Andrzeja.

      Maria w odpowiedzi na złośliwe zaczepki dała popis niemieckiego pragmatyzmu. Zamiast się obrażać, przeszła do konkretnych wyjaśnień.

      – Przyjechałam tu z powodu Himmlerstadt i nazistowskich planów stworzenia na Zamojszczyźnie centrum osadnictwa niemieckiego. Przyczyny chyba już rozumiem. – Rozejrzała się dookoła. – Miasto i okolica są przepiękne, działają na wyobraźnię, a pomijając urodę tego miejsca, znajdujemy się na wschodnim przyczółku Europy.

      Andrzej pospiesznie uprzedził kolejną ripostę Alfreda.

      – Masz rację, te strony są i urocze, i ważne dla wojskowych strategów. Z obu powodów Zamość upodobali sobie różni najeźdźcy. Nasza Padwa Północy przypadła do gustu nie tylko nazistom, co miało często fatalne konsekwencje dla miasta i jego mieszkańców. Ucierpiały zabytki, na różne sposoby prześladowano okoliczną ludność. Na szczęście niszczycielskie zakusy zawłaszczenia Zamościa nigdy się nie powiodły.

      – Aaaa, więc Padwa Północy – powtórzyła po nim z podziwem.

      – I perła renesansu. – Historyk mrugnął do niej.

      – Też ładnie – odpowiedziała mu uśmiechem, omiatając spojrzeniem kolorowe attyki kamienic.

      – Pragnę podkreślić, że żaden z planów zastosowanych w intencji zaboru tego miasta i okolic nie był tak dobrze pomyślany jak niemiecki. – Alfred z błyskiem w oczach przerwał miłą konwersację. – I że mieliśmy tutaj, podczas okupacji naprawdę sporo twoich rodaków – dodał.

      – Domyślam się, że niemiecka ludność cywilna na tych terenach w czasie drugiej wojny światowej to osiedleńcy. – Maria poczerwieniała po tym stwierdzeniu aż po dekolt, bo dotarło do niej, że porusza kolejny bolesny temat, a Alfred nie odmówił sobie przyjemności jego skomentowania.

      – A w istocie, sprowadzano tutaj Niemców, ale żeby ich osiedlić, postanowiono najpierw wszystkich Roztoczan wysiedlić. Taki to prosty plan powstał. Miażdżąca niemiecka logika. O perfekcyjnie zorganizowanej realizacji i kwestii żydowskiej na razie nawet nie wspomnę.

      Ostatnimi docinkami niesforny archiwista przekroczył granice dobrego smaku. Nawet zakładając, że mówił wyłącznie prawdę, ton jego wypowiedzi cechowała trudna do zaakceptowania napastliwość. Przy stoliku zrobiło się cicho i nieprzyjemnie. Maria w zadumie obserwowała teraz renesansowych przebierańców szykujących inscenizację pod jednym z podcieni. Andrzej, skonsternowany zachowaniem kolegi, zerkał na niego spod oka. Co go napadło, żeby się tak podle zachować wobec Niemki? To jest karygodne! Oj, bracie, będziemy musieli poważnie porozmawiać – planował w myślach.

      Tymczasem mało sympatyczny towarzysz niemieckiej dziennikarki i przystojnego muzealnika wydawał się bardzo kontent z siebie. Z nieprzeniknioną twarzą studiował kartę deserów, nic sobie nie robiąc z wyraźnej irytacji rozmówców.