Sekret rodziny von Graffów. Bożena Gałczyńska-Szurek. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Bożena Gałczyńska-Szurek
Издательство: Автор
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-66201-42-2
Скачать книгу
matki nie ma, nazwisko Fischer jest bardzo popularne wśród Niemców, a na podstawie twojego genotypu – zaśmiała się – drzewa genealogicznego raczej nikt nie zbuduje. Jesteś, dziadku, najzupełniej bezpieczny. Nie widzę klucza do wyjaśnienia tajemnicy twojego pochodzenia.

      Hans patrzył przez chwilę na wnuczkę, nie mówiąc ani słowa. Potem dłuższy czas porządkował dokumenty porozrzucane na biurku. Gdy skończył, powiedział spokojnie:

      – Nie widzisz klucza do wyjaśnienia tej sprawy? A ja tak. Ty nim jesteś.

      – Ooo! Lubisz szokować. A co dokładnie masz na myśli? – zapytała zaskoczona.

      – Przecież to oczywiste. Tylko ty w naszej rodzinie mówisz po polsku i znasz ten kraj. Masz tam przyjaciół.

      – Komunistów! – poprawiła go z przekąsem. – Wciąż powtarzasz na swoich wiecach, że w Polsce żyją Żydzi, komuniści i złodzieje niemieckich samochodów. Już ci to nie przeszkadza?! – Nie potrafiła darować sobie drobnej uszczypliwości.

      Często w momentach stresujących ujawniało się pokrewieństwo Marii i Hansa. Reagowała tak wrednie jak on. Znowu odezwała się w niej natura von Graffów, ale szybko przyszło opamiętanie. Uświadomiła sobie, że wybuch złości nie poprawi jej stosunków z nestorem rodu. Pospiesznie złagodziła ton wypowiedzi.

      – Załóżmy jednak, że twój, delikatnie mówiąc, niechętny stosunek do moich polskich przyjaciół jest teraz bez znaczenia. Jak sobie wyobrażasz moją pomoc?

      Doświadczony polityk nie spuszczał oczu z rozmówczyni. Znał dobrze to piękne i porywcze dziecko, dlatego wiedział, czego się spodziewać. Był pewien, że mu pomoże. Gdy wybuchnęła gniewem, oczywiście uzasadnionym, z trudem opanował uśmiech. Gdy zadeklarowała pomoc, odetchnął z ulgą. Pokazał palcem na stertę urzędowych pism.

      – Obawiam się, że więcej informacji na temat mojej adopcji na terenie Niemiec nie ma. Przewertowałem wszystkie dokumenty, jakie były w domu, i nic nie znalazłem. Dziwi mnie to.

      – Dziwi cię to… – powtórzyła po nim.

      – Tak. Dziwi, i to bardzo.

      Maria wiedziona reporterskim nawykiem już przeglądała rozłożone na biurku akty zgonów, urodzeń, ślubów i inne rodzinne archiwalia.

      – Przyznaję, to jest zastanawiające – mruknęła. Mnie się nawet wydaje, że ktoś poczynił wysiłki, by w przyszłości trudno było dojść do prawdy – rozmyślała. Czyżby kolejny zbrodniarz wojenny ukrywał się w pomrokach historii naszej rodziny, tym razem pod nazwiskiem Fischer, i był moim pradziadem?

      Po plecach przeszły jej ciarki. Tego wolałaby się nie dowiedzieć. Zestresowana zapytała:

      – A co miałabym dla ciebie zrobić? Jak sobie wyobrażasz moją pomoc?

      – Nie zadawaj naiwnych pytań. Jesteś dziennikarką! Podróżujesz po całym świecie i nie takie sprawy już badałaś. Nie zamierzam cię pouczać, jak masz działać, skoro śladów w Niemczech nie ma, za to wątek polski jest niezwykle obiecujący – obruszył się.

      – Dziadku, ale to jest sprawa prywatna! – Teraz dla odmiany zirytowała się Maria. – W co ty mnie chcesz wpakować? Mamy same niewiadome. To jakaś tajemnicza i podejrzana sprawa Wyraźnie jest to jakieś matactwo i w dodatku chodzi o moją najbliższą rodzinę. Zlituj się, czego ty ode mnie wymagasz?! Przecież wszyscy znają twoje poglądy. Nie mogę się oficjalnie podjąć tak śliskiej sprawy. Pracuję w lewicowej prasie.

      – To się podejmij nieoficjalnie! A kto mówi o jawności na ten temat? Mnie na rozgłosie nie zależy!

      – Nieoficjalnie? – szepnęła pod nosem. – To znaczy, że co?

      – Że przy okazji wyjazdu służbowego spróbujesz się dowiedzieć czegoś o swoim pradziadku.

      – A przedtem, oczywiście „przypadkowo”, mam sobie zorganizować podróż w tamte rejony Europy. Widzę, że wszystko szczegółowo dla mnie zaplanowałeś.

      Hans był zmęczony burzliwą dyskusją. Na czoło wystąpiły mu krople potu. Oddychał coraz ciężej, gdy zadał pytanie:

      – Zrobisz to dla mnie, dziecko?

      Przygryzła wargę tak mocno, że aż poczuła ból. Nie zamierzała spełnić tej prośby, jednak zrezygnowana mruknęła:

      – Tak, zrobię.

      Reakcja rozmówcy była zaskakująca. Na jego ziemiście bladej twarzy natychmiast pojawił się lekki rumieniec. Zapadnięte oczy rozbłysły.

      – Zacznij od Himmlerstadt4 – wyszeptał podekscytowany. – To jest jedyna istotna wskazówka. – Stukał kościstym palcem w stary dokument. – Tam mój ojciec był zakwaterowany od tysiąc dziewięćset czterdziestego pierwszego roku. Wierzę, że w tym mieście zachowały się dokumenty na ten temat.

      Dystyngowany starzec drżącą ręką nalał sobie znowu wody mineralnej. Był ogromnie poruszony. Pił teraz tak nieuważnie i łapczywie, że część przezroczystego płynu spływała mu po brodzie. Maria zorientowała się, jak bardzo zależy dziadkowi na jej wyjeździe na wschód Polski i wyjaśnieniu tej sprawy.

      – A więc Himmlerstadt? – zapytała, wciąż spod oka obserwując grę emocji widoczną na twarzy Hansa.

      – Tak, miejscowość blisko granicy z obecną Ukrainą. Miasto, które w zamierzeniach Trzeciej Rzeszy miało się stać centrum niemieckiego osadnictwa na wschodzie Polski. Powiem więcej, tam mieli po wojnie zamieszkać ludzie zasłużeni dla Rzeszy. Planowano z tych okolic utworzyć bastion przesiedleńczy i zaplecze gospodarcze dla Niemców.

      – Masz na myśli oczywiście hitlerowców – wtrąciła sprostowanie wnuczka, ale staruszek nie przerwał irytującego wywodu.

      – Jak widzisz – wskazał palcem na dokument adopcyjny – były nawet i takie plany, by miastu nadać niemiecką nazwę pochodzącą od nazwiska samego Himmlera. Na przeszkodzie stanęły, niestety, klęska naszych żołnierzy i przegrana wojna. – Starszy pan był przygotowany do rozmowy.

      – Rozumiem. Genialne zamysły nazistów nie powiodły się, choć tak się przywiązali do okupowanych terenów, że zapobiegliwie wymyślili dla polskiego miasta nazwę Himmlerstadt. Ech! – Maria była zniesmaczona.

      – Planowano też nazwę Pflugstadt5, by nie obrazić Hitlera, który w tym momencie nie miał jeszcze „swojego miasta” – dopowiedział z powagą Hans.

      – Ach tak! Hitler w tym momencie nie miał jeszcze w Polsce, jak rozumiem, „swojego miasta” – powtórzyła za nim z ironią.

      – Właśnie – przytaknął naburmuszony.

      – A to dopiero! I z tego powodu naziści wymyślili dla tej polskiej miejscowości aż dwie niemieckie nazwy! Cóż za pomysłowość! Jestem pod wrażeniem – kpiła Graffówna.

      – I czemu się tak dziwisz? Była wojna. Nasi rodacy planowali zagospodarować rozsądnie dobra europejskie. Tam też, na wschód od Rzeszy wszystko miało być nasze.

      – Dziadku, tereny po drugiej stronie Odry zamieszkują Polacy. POLACY! Niemcy mogą tutaj tworzyć ośrodki osadnictwa. Nie jesteś na wiecu. No, proszę cię! Dość tej propagandy! Natychmiast przestań!

      – Dobrze już, dobrze, chciałem tylko powiedzieć, że chodzi o miasto we wschodniej Polsce, istotny punkt strategiczny drugiej wojny światowej. Z różnych powodów był dla Rzeszy ważny – podkreślił von Graff. Zamierzał rozwinąć swoją wypowiedź, ale pod wpływem wnikliwego spojrzenia Marii speszył się, jakby miał coś w tej materii


<p>4</p>

Od 1940 roku propaganda niemiecka rozpowszechniała informacje, że Zamość jest miastem niemieckim. Dowódca SS dystryktu lubelskiego zbrodniarz wojenny Odilo Globocnik rzekomo odkrył tam skupiska ludności niemieckiej. Z tego powodu zapowiedział utworzenie w Zamościu czysto niemieckiego obszaru osiedleńczego. Miasto miało być przekazane SS i zamieszkałe tylko przez 20–25 tysięcy rodzin zasłużonych esesmanów. Utworzenie wspomnianego obszaru zarządził Himmler w 1941 roku.

<p>5</p>

W tłumaczeniu „miasto pługa” – ze względu na okoliczne żyzne gleby. Ostatecznie oficjalnie nazwy miasta Zamość nie zmieniono.