4
Podlotek w redakcji gazety
„Ojciec odwrócił się do mnie gwałtownie i zapytał zdumiony: »Medycyna?! Zamierzasz studiować medycynę?«. »Tak« – odpowiedziałam. »Myślałem, że chcesz pisać i podróżować jak Jack London. Co ma wspólnego Jack London z medycyną?« »London może nie, ale Cronin tak. Cronin był lekarzem« – odparłam”.
Po ukończeniu liceum Oriana nie mogła zrobić nic innego, jak tylko zapisać się na uniwersytet. Uważała to za swój moralny obowiązek w stosunku do matki. Cała rodzina dyskutowała nad wyborem kierunku. Oriana nie miała wątpliwości, że pragnie poświęcić się pisaniu, ale stryj Bruno stwierdził, że nie trzeba studiować kierunków humanistycznych, by tworzyć literaturę. Lepsza jest medycyna, bo ta pozwala prawdziwie poznać człowieka.
Oriana chodziła na zajęcia pierwszego roku medycyny: na fizykę, chemię, biologię, histologię, anatomię. Z nikim się nie zaprzyjaźniła. Była na roku jedną z niewielu dziewcząt. Drobniutka, ubrana w sukienki uszyte przez matkę i bawełniane pończochy, wyglądała na młodszą siostrę, która przez przypadek znalazła się wśród znajomych starszego rodzeństwa. Zresztą była o rok młodsza od innych. Nie znosiła żartobliwych odzywek i pobłażliwych spojrzeń starszych studentów. Czasem robiono jej dość ciężkie dowcipy, wracała wtedy do domu rozwścieczona i trzeba ją było długo uspokajać. „Jakiś kretyn włożył mi do torby podczas sekcji zwłok kawałek mózgu. Natrafiłam na niego po zajęciach, gdy szukałam papierosów. Wpadłam we wściekłość, ale ojca to rozśmieszyło: »Nie powinnaś tak reagować. Uznaj to za rodzaj chrztu bojowego. Zanieś z powrotem na uniwersytet i powiedz przed wszystkimi, że ktoś chyba zostawił przez pomyłkę swój mózg w twojej torbie i nawet tego nie zauważył, bo i tak go nie używa«”.
Papierosy zaczęła palić jeszcze w liceum, skręcała je z tytoniu, który wysypywała z niedopałków ojca.
„Byłam niesamowicie dumna, że studiuję medycynę. Tak bardzo fascynowały mnie nieograniczone horyzonty, jakie otwierały się przede mną, gdy uczyłam się biologii, fizjologii czy patologii, że bez problemu znosiłam trud wkuwania nazw kości czy wstręt przy krojeniu zwłok na lekcjach anatomii. Cóż to była za okropność, te zakrwawione kawałki mięsa i ten mdły odór! Z trudem to znosiłam. A przecież to było nic w porównaniu z widokiem martwych ciał, kawałków ludzkiego mięsa i krwi, ze smrodem, jaki musiałam znosić jako korespondent wojenny”.
Podczas gdy wykładowcy wykonywali sekcje zwłok, ona starała się myśleć o czymś innym. Uciekała w krainę fantazji, zastanawiała się nad tajemnicami ludzkiej duszy. Na marginesie zeszytu z wykładów zanotowała: „Któregoś dnia patrzyliśmy, jak wykładowca kroi mózg mężczyzny, a ja myślałam o tym człowieku pod prześcieradłem, który nosił jakieś imię, kochał kobiety, może miał dzieci, może był ambitny albo próżny i nie wychodził z domu, jeżeli nie był elegancko ubrany i starannie ogolony”. Oriana przez całe życie kłóciła się z lekarzami i podważała ich diagnozy, ale nie ukrywała, że darzy ich wielkim szacunkiem. Uważała ich za humanistów wśród naukowców, przeciwstawiających się temu największemu skandalowi, jakim jest śmierć. „Zawsze uważałam, że lekarze byliby najlepszymi politykami. Lekarze i kobiety ciężarne”.
Rodziców nie było stać na opłacenie jej studiów. Od początku wiedziała, że będzie musiała poszukać sobie pracy, a dla niej praca to dziennikarstwo. Z tego żył stryj Bruno, jeden z jej pierwszych mistrzów, wprowadzający w życie ideę wolności słowa, za którą wszyscy w rodzinie walczyli w czasach faszyzmu. „Pewnego dnia znalazłam w jakiejś gazecie informacje odmienne od tych, jakie przekazywano nam w szkole. Przeczytałam w niej między innymi, że Hitler i Mussolini byli mordercami. Zaniosłam to ojcu i zapytałam:
– Co to znaczy?
– To znaczy, że ta gazeta mówi prawdę.
– Czy to dlatego nie sprzedaje się jej w kiosku?
– Tak, właśnie dlatego.
Byłam tak wstrząśnięta tym, co usłyszałam, że wykrzyknęłam (jak wspomina się w rodzinie):
– Kiedyś będę pisać do gazet, w których będzie sama prawda, i będzie je można kupić w każdym kiosku”.
Pewnego dnia pod koniec lata Fallaci włożyła swoją najlepszą sukienkę i weszła do budynku przy via Ricasoli, gdzie mieściły się redakcje trzech florenckich gazet: „La Nazione”, „Il Nuovo Corriere” oraz „Il Mattino dell’Italia Centrale”. Zamierzała zapytać o pracę w „La Nazione”, dla której pisał stryj Bruno, ale pomyliła piętra i znalazła się w redakcji „Il Mattino”, dziennika chrześcijańskich demokratów. Przyjął ją Gastone Panteri, reporter z dużym doświadczeniem, zaskoczony determinacją tej filigranowej dziewczyny. Usłyszawszy jej nazwisko, zapytał, czy jest krewną Brunona Fallaciego. „To mój stryj” – odparła Oriana, patrząc na niego wyzywająco. Dziennikarz zdecydował, że da jej szansę, i wręczył karteczkę z adresem lokalu z dansingiem nad rzeką Arno. Polecił, żeby napisała coś na jego temat. „Dużo mnie to kosztowało. Wstydziłam się wejść do lokalu z dansingiem, ale przemogłam się i powstał tekst, który nawet dzisiaj wydaje mi się nie najgorszy. Problem w tym, że napisałam go ręcznie na kartce w linie, na jakich w szkole pisze się prace klasowe, i od razu usłyszałam od Panteriego: »Co to jest!? Nie potrafisz nawet pisać na maszynie?«. Posadził mnie przed przedmiotem, który wzbudził we mnie przerażenie: przed maszyną do pisania. Nie miałam pojęcia, jak się go używa, przepisanie tekstu zajęło mi dziewięć godzin, od dziesiątej rano do siódmej wieczorem”.
Wkrótce weszła w stały skład redakcji. W dzień chodziła po mieście w poszukiwaniu tematów, wieczorem siedziała w redakcji i pisała. Do domu wracała o trzeciej nad ranem bagażówką, która woziła na stację świeżo wydrukowane gazety. O dziewiątej była już na uniwersytecie, by uczestniczyć w zajęciach. Schudła, była wiecznie śpiąca, często chorowała. Drugi rok studiów rozpoczęła jeszcze jako studentka medycyny, ale po dwóch miesiącach przeniosła się na wydział filologiczny. Krótko potem w ogóle zrezygnowała z uniwersytetu. „Byłam zmuszona wybrać między medycyną, która nie dawała mi chleba, a dziennikarstwem, które pozwalało zarobić pieniądze. Wybrałam dziennikarstwo”.
Dla kolegów z redakcji była „dziewczynką”. Nosiła płaskie pantofle, nie malowała się i wyglądała młodziej, niż to wynikało z metryki. Podczas gdy inni jeździli na lambrettach, ona miała tylko stary rower jeszcze z czasów szkolnych, na którym co wieczór krążyła między komisariatami policji i szpitalami, często położonymi na peryferiach miasta, bardzo daleko od domu. Pewnej zimy zaziębiła się w drodze do szpitala ortopedycznego oraz na komisariat San Jacopino i poważnie zachorowała. „Tamtego wieczoru wiał tak silny wiatr, że mój sfatygowany rower zdawał się stać w miejscu. Musiałam pedałować na stojąco, żeby jechał do przodu. Parę godzin później zaczęło mnie boleć ucho, po kilku dniach leżałam na stole operacyjnym szpitala w Careggi ze zdiagnozowanym zapaleniem wyrostka sutkowego kości skroniowej i początkami zapalenia opon mózgowych”.
Jest bardzo młoda, ale już widać, że ma wyjątkowy talent. Posiada wnikliwy zmysł obserwacji, zdolność do niebanalnej interpretacji zaobserwowanych faktów, a do tego łatwość ubrania tego w słowa. Oto z polotem napisany początek artykułu na temat pewnej szkoły o innowacyjnym