Księga przeznaczenia. Parinoush Saniee. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Parinoush Saniee
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-7508-950-9
Скачать книгу
za mąż, ale sprzeciwiliście się, ponieważ woleliście posłać ją do szkoły. No właśnie, do szkoły, aby mogła się nauczyć, jak pisać listy miłosne.

      Nie miałam nic na swoją obronę. Nie miałam już żadnej broni. Poddałam się. Patrzyłam na ojca z przerażeniem i obawą. Jego usta drżały, a twarz pokryła się bladością. Bałam się, że zaraz straci przytomność. Popatrzył na mnie ciemnymi oczami, w których malowało się zdumienie. Wbrew moim oczekiwaniom nie dostrzegłam w nich gniewu. Zamiast niego ujrzałam głęboki żal skryty w  blasku niewylanych łez.

      – A więc tak mi się odwdzięczasz? – powiedział cicho. – Rzeczywiście dotrzymałaś słowa i zadbałaś o mój honor.

      Jego wzrok i słowa sprawiły mi większy ból niż ciosy, które otrzymałam. Przeszyły moje serce niczym sztylet. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.

      – Przysięgam, nie zrobiłam nic złego – odpowiedziałam drżącym głosem.

      Ojciec odwrócił się do mnie plecami i powiedział:

      – Dość tego! Zamknij się!

      Po czym wyszedł z domu, nie zabierając płaszcza. Zrozumiałam, co oznaczało jego wyjście. Wycofał swoje poparcie i zostawił mnie na łaskę reszty rodziny.

      Ahmad nadal przeglądał listy. Wiedziałam, że nie potrafił zbyt dobrze czytać. Poza tym Saiid napisał je kursywą, co nie ułatwiało zadania. Mój brat zachowywał się jednak, jakby wszystko rozumiał, i pod maską udawanego gniewu próbował ukryć zachwyt. Kilka minut później zwrócił się do Mahmuda:

      – Co zrobimy z tym skandalem? Ten drań myśli, że jesteśmy tchórzliwymi kundlami. Już ja dam mu nauczkę, którą zapamięta do końca życia. Nie poprzestanę, dopóki nie poleje się jego krew. Biegnij, Ali. Przynieś mi mój nóż. Mam prawo do jego krwi, prawda, Mahmudzie? Miał pewne zamiary wobec naszej siostry. Oto dowody. Sporządzone własnoręcznie przez niego. Pospiesz się, Ali. Nóż leży w szafce na piętrze…

      – Nie, zostaw go w spokoju! – krzyknęłam przerażona. – On nie zrobił nic złego.

      Ahmad się roześmiał i ze spokojem, jakiego dawno u niego nie widziałam, zwrócił się do matki:

      – Widzisz, jak broni swojego kochanka? Mam również prawo do jej krwi. Prawda, Mahmudzie?

      Ze łzami w oczach matka uderzyła się w pierś i zawołała:

      – Boże, widzisz, jaka spotkała mnie kara? Dziewczyno, niech Bóg ześle na ciebie cierpienie. Jesteś bezwstydna. Żałuję, że nie umarłaś zamiast Zari. Widzisz, coś uczyniła?

      Ali zbiegł po schodach z nożem. Ahmad wstał nonszalancko, jakby miał do załatwienia zwykłą sprawę. Wygładził dłońmi spodnie, wziął nóż i podsunął mi go przed twarz.

      – Którą część jego ciała mam ci przynieść?

      Po czym roześmiał się w ohydny sposób.

      – Nie! Nie! – krzyknęłam. Rzuciłam mu się do stóp, objęłam go za nogi i zaczęłam błagać:

      – Na miłość boską, przysięgnij na życie matki, że go nie skrzywdzisz.

      Ciągnąc mnie za sobą, skierował się ku drzwiom.

      – Błagam cię, proszę, nie rób tego. Postąpiłam źle. Żałuję…

      Ahmad patrzył na mnie z dziką przyjemnością. Gdy dotarł do drzwi wejściowych, przez zaciśnięte zęby wysyczał przekleństwa, szarpnął nogą i uwolnił się ode mnie. Ali, który podążał za nami, mocno mnie kopnął i zepchnął ze schodów prowadzących do domu.

      Wychodząc, Ahmad krzyknął:

      – Przyniosę ci jego wątrobę.

      A następnie zamknął za sobą drzwi z trzaskiem.

      Miałam połamane żebra. Nie mogłam oddychać. Ale prawdziwy ból czułam w sercu. Byłam przerażona tym, w jaki sposób Ahmad może potraktować Saiida. Siedziałam na lodzie i śniegu obok lustrzanej sadzawki i płakałam. Drżałam na całym ciele, ale nie czułam zimna. Matka nakazała Mahmudowi, aby wprowadził mnie do domu, ponieważ chciała uniknąć jeszcze większego skandalu. Mahmud nie chciał mnie jednak dotknąć. W jego oczach byłam teraz zhańbiona i nieczysta. W końcu złapał mnie za ubranie i z niesamowitą złością odciągnął od sadzawki, zaprowadził do domu i wepchnął do pokoju. Uderzyłam głową we framugę drzwi i po chwili poczułam ciepłą krew spływającą po twarzy.

      – Mahmudzie, idź za Ahmadem i przypilnuj, aby nie wpakował się w kłopoty – powiedziała matka.

      – Nie martw się, cokolwiek Ahmad uczyni temu facetowi, tamten na pewno na to zasłużył. Prawdę mówiąc, ją też powinniśmy zabić.

      Mimo to wyszedł, a w domu ponownie zapanował spokój. Matka mamrotała coś do siebie i płakała. Ja również nie mogłam pohamować łez. Faati stała w kącie, obgryzała paznokcie i wpatrywała się we mnie. Znajdowałam się w stanie dziwnego stuporu i  straciłam poczucie czasu. W pewnym momencie odgłos otwieranych drzwi wejściowych wyrwał mnie z zamyślenia. Podniosłam się ze strachu. Chichocząc ordynarnie, Ahmad wszedł do domu i  pokazał mi zakrwawiony nóż.

      – Proszę, przyjrzyj się uważnie. To krew twojego kochanka.

      Pokój zaczął wirować, twarz Ahmada widziałam jak przez mgłę, a po chwili zrobiło mi się ciemno przed oczami. Spadałam w głęboką studnię. Dźwięki wokół mnie zmieniły się w niewyraźną, przedłużającą się kakofonię. Spadałam coraz głębiej, bez nadziei, że kiedykolwiek się zatrzymam.

      Zari umierała. Jej twarz przybrała dziwny kolor. Oddychała z  trudem; każdemu wdechowi towarzyszył świst. Jej klatka piersiowa i brzuch unosiły się gwałtownie. Obgryzając paznokcie, obserwowałam ją zza sterty pościeli. Głosy dochodzące z podwórza dodatkowo pogłębiły mój strach.

      – Ago Mostafo, przysięgam, ona jest w złym stanie. Idź po lekarza.

      – Dość już! Nie histeryzuj. Denerwujesz mojego syna. Nic jej się nie stanie. Czekam, aż napar będzie gotowy. Jeśli teraz jej go podam, poczuje się lepiej, zanim zdążysz wrócić. Idź, nie stój tak… Idź, moja droga. Bądź spokojna, dziewczyna nie umrze.

      Zari trzymała mnie za rękę. Biegłyśmy przez ciemny tunel. Gonił nas Ahmad. Miał nóż. Z każdym krokiem zbliżał się do nas o kilka metrów. Miałam wrażenie, że leci. Krzyczałyśmy, lecz śmiech i głos Ahmada odbijał się od ścian tunelu.

      – Krew. Krew. Popatrz, to krew.

      Babka próbowała nakłonić Zari, aby wypiła napar. Matka trzymała jej głowę na kolanie i palcami ściskała jej usta. Zari była słaba i w ogóle się nie opierała. Babka podała jej płyn za pomocą łyżeczki, ale moja siostra nie mogła go połknąć. Matka dmuchnęła jej w twarz. Zari na chwilę przestała oddychać, poruszyła rękami i nogami, a gdy znowu złapała oddech, zaczęła przy tym wydawać dziwne dźwięki.

      – Pani Azra powiedziała, że musimy zabrać ją do lekarza, który przyjmuje w pobliżu świątyni – zawołała matka.

      – Przestań, do cholery! – odparła babka. – Lepiej ugotuj obiad. Niebawem wrócą twój mąż i synowie.

      Babka siedziała pochylona nad Zari i szeptała modlitwy. Twarz Zari stała się ciemna, a z jej gardła zaczęły wydobywać się dziwne dźwięki. Wtedy babka wybiegła szybko na podwórze i krzyknęła:

      – Tajbo, Tajbo, biegnij po lekarza!

      Złapałam dłoń Zari i pogłaskałam ją po włosach. Jej twarz była niemal czarna. Otworzyła oczy, które wydawały się olbrzymie