– Teraz to nieważne. Czytaj dalej.
Nie mam jeszcze odwagi, by napisać twoje imię na papierze, choć w myślach i sercu wykrzykuję je tysiące razy dziennie. Żadne inne imię w tak idealny sposób nie pasuje do twojego oblicza. Niewinność w twoich oczach i na twarzy jest niezwykle miła dla oka. Uzależniłem się od twojego widoku. Do tego stopnia, że gdy pozbawiono mnie tego błogosławieństwa, nie wiem, co począć z moim życiem.
Moje serce
jest niczym lustro zamglone smutkiem
Tylko twój uśmiech
może je oczyścić.
Gdy cię nie widzę codziennie, czuję się zagubiony i nie wiem, co ze sobą zrobić. Wybaw mnie od tej samotności i prześlij choć słowo lub wiadomość, abym znów mógł się odnaleźć. Całym sercem modlę się, byś szybko wróciła do zdrowia. Dbaj o siebie.
Saiid
Odurzone pięknem listu pogrążyłyśmy się w myślach, gdy nagle do pokoju wszedł Ali. Wsunęłam szybko książkę i list pod nogi. Rzucając gniewne spojrzenia, powiedział ostrym tonem:
– Matka pyta, czy panna Parwana zostaje na obiad.
– O, nie. Bardzo dziękuję – odparła Parwana. – Już wychodzę.
– Bardzo dobrze – powiedział niechętnie. – Ponieważ chcemy zjeść posiłek teraz. – Po tych słowach wyszedł.
Byłam zła i zażenowana. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Parwana zauważyła, że moja rodzina odnosi się do niej chłodno, więc powiedziała:
– Przychodziłam zbyt często. Chyba mają mnie już dosyć. Kiedy wracasz do szkoły? Leżysz w łóżku od dziesięciu dni. Chyba już wystarczy?
– Niedługo oszaleję. Jestem zmęczona i znudzona. Wrócę pewnie w sobotę.
– Nic ci nie będzie?
– Czuję się znacznie lepiej. Będę ćwiczyć kostkę.
– Wtedy będziemy wolne. Przysięgam, nie mogę już spojrzeć twojej matce w oczy. Przyjdę po ciebie w sobotę rano, o wpół do ósmej.
Ucałowała mnie w oba policzki i zbiegła po schodach, nie zawiązując nawet sznurówek. Usłyszałam jeszcze, jak zwraca się do mojej matki na podwórzu:
– Przepraszam, ale musiałam dzisiaj przyjść. W sobotę mamy test i chciałam przekazać tę wiadomość Masumie, by mogła się do niego przygotować. Dzięki Bogu, jej kostka wygląda już znacznie lepiej. Przyjdę po nią w sobotę i powoli pójdziemy do szkoły.
– Nie ma takiej potrzeby – odparła matka. – Jej kostka jeszcze się nie zagoiła.
– Ale mamy test! – nalegała Parwana.
– No i co z tego. To nie jest aż tak istotne. A Ali powiedział mi, że egzaminy zaczynają się dopiero za miesiąc.
Otworzyłam okno i krzyknęłam:
– Nie, matko. Naprawdę muszę pójść. To egzamin próbny. Ocena wlicza się do właściwego egzaminu.
Matka zdenerwowana odwróciła się do mnie plecami i poszła do kuchni. Parwana spojrzała na mnie, puściła do mnie oczko i poszła do domu.
Od razu zaczęłam ćwiczyć kostkę. Gdy tylko czułam ból, kładłam nogę na poduszce. Zamiast masować kostkę jednym żółtkiem, używałam dwóch. Podwoiłam też ilość olejków. A pomiędzy tymi wszystkimi zabiegami korzystałam z każdej sposobności, aby przeczytać list, który należał teraz do moich najcenniejszych skarbów.
Nieustannie zadawałam sobie pytanie, dlaczego jego serce przypomina lustro zamglone smutkiem? Jego życie musiało być trudne. Praca, utrzymywanie matki i trzech sióstr oraz studia – połączenie tego wszystkiego na pewno wiązało się z ogromnym wysiłkiem. Może gdyby nie ciążyło na nim tyle obowiązków i gdyby jego ojciec nadal żył, Saiid już teraz poprosiłby o moją rękę? Farmaceuta powiedział, że chłopak pochodzi z szanowanej rodziny. Byłam gotowa zamieszkać z nim choćby i w zimnym i wilgotnym pokoju. Ale dlaczego napisał, że moje imię idealnie pasuje do niewinnej twarzy i charakteru? Czy przyjmowanie jego listów nie było dowodem na to, że wcale nie byłam niewinna? Czy zakochałabym się, gdybym była naprawdę niewinna? Nie mogłam jednak nic na to poradzić. Próbowałam o nim nie myśleć, próbowałam upominać serce, by nie biło tak szybko na jego widok, a twarz, by nie oblewała się rumieńcem, ale wszystko na próżno.
W sobotni ranek obudziłam się wcześniej niż zazwyczaj. Prawdę powiedziawszy, przez całą noc prawie nie zmrużyłam oka. Ubrałam się i pościeliłam łóżko, aby udowodnić wszystkim, że wróciłam już do zdrowia. Odłożyłam laskę babci, która okazała się bardzo pomocna przy chodzeniu, a następnie, przytrzymując się poręczy, zeszłam ze schodów i usiadłam do śniadania.
– Jesteś pewna, że dasz dzisiaj radę pójść do szkoły? – zapytał ojciec. – Może Mahmud zawiezie cię motorem?
Mahmud spojrzał surowo na ojca i odparł:
– Ojcze, co ty mówisz? Brakuje tylko, aby jechała bez hidżabu z mężczyzną na motorze!
– Ależ synu, Masuma okryje głowę chustą. Prawda?
– Oczywiście – odparłam. – Czy kiedykolwiek poszłam do szkoły z odkrytą głową?
– Poza tym jesteś jej bratem, a nie obcym mężczyzną – dodał ojciec.
– Boże, zlituj się nad nami! Ojcze, mam wrażenie, że po przeprowadzce do Teheranu ty także pobłądziłeś!
Przerwałam Mahmudowi i zwróciłam się do ojca:
– Nie martw się, ojcze. Parwana po mnie przyjdzie i mi pomoże. Pójdziemy do szkoły razem.
Matka wymamrotała coś pod nosem, a Ahmad, z opuchniętymi oczami po całonocnym piciu, warknął jak zwykle ze złością w głosie:
– Ha! I to jeszcze z Parwaną. Mówiłem ci, abyś z nią nie przebywała, a ty zrobiłaś z niej laskę do chodzenia?
– Dlaczego? Co ci się w niej nie podoba?
– A co jest w niej dobrego? – zapytał z szyderczym uśmiechem. – Jest wulgarna, nieustannie się śmieje i chichocze, ma zbyt krótką spódnicę i kręci biodrami przy chodzeniu.
Oblałam się rumieńcem i odburknęłam:
– Jej spódnica wcale nie jest krótka. Parwana nosi spódnicę dłuższą niż pozostałe uczennice. Uprawia sport i nie jest jedną z tych dziewcząt, które kroczą dumnie i idą wolnym krokiem. Poza tym skąd wiesz, że kręci biodrami podczas chodzenia? Dlaczego patrzysz na córkę innego mężczyzny?
– Zamknij się, bo zaraz trzasnę cię tak, że wypadną ci zęby! Matko, widzisz, jaka ona jest bezczelna?
– Dość tego! – ryknął ojciec. – Znam pana Ahmadiego. Jest bardzo szanowanym i wykształconym mężczyzną. Wujek Abbas prosił go o pomoc, gdy wdał się w konflikt z Abolem-Ghassem Solatim o sąsiedni sklep. Nikt się nie sprzeciwia słowu pana Ahmadiego. Wszyscy mu ufają.
Twarz Ahmada przybrała kolor jaskrawoczerwony.
– Proszę bardzo! – zwrócił się do matki. – A ty się zastanawiasz, dlaczego dziewczyna stała się taka bezczelna. Nic dziwnego, skoro wszyscy zawsze biorą jej stronę.
Następnie odwrócił się do mnie i warknął:
– Idź,