– Przyrzekam, że nigdy tam nie poszłam – odparłam. – Za bardzo się wstydziłam.
– Dlaczego? On nie ma pojęcia, o czym myślimy i rozmawiamy.
– Tak ci się tylko wydaje.
– Nie ma mowy, aby coś podejrzewał. Powiedział coś? Skąd wiesz, że on wie?
– Nie wiem, po prostu tak mi się zdaje.
– Możemy udawać, że nic się nie dzieje, i zająć się sobą.
Ale prawda wyglądała tak, że coś się zmieniło. Moje spotkania z Saiidem nabrały innego znaczenia oraz poważniejszego charakteru. W głębi serca czułam, że połączyła nas silna, choć głośno nienazwana więź, a ukrycie tego przed Parwaną nie było łatwe. Tydzień po rozpoczęciu roku szkolnego Parwana znalazła pierwszą wymówkę, aby pójść do apteki i zaciągnęła mnie tam ze sobą. Byłam niezwykle onieśmielona. Miałam wrażenie, że wszyscy mieszkańcy miasta mnie obserwują i wiedzą, co się dzieje w moim sercu. Gdy Saiid zauważył nas w drzwiach, zastygł w bezruchu. Parwana kilkakrotnie poprosiła go o aspirynę, ale on zachowywał się tak, jakby jej nie słyszał. W końcu doktor Ataii podszedł, przywitał się z Parwaną i zapytał o ojca. Potem zwrócił się do Saiida:
– Dlaczego stoisz, jakby cię zamurowało? Podaj tej młodej damie opakowanie aspiryny.
Gdy wyszłyśmy z apteki, cała prawda wyszła na jaw.
– Widziałaś, jak na ciebie patrzył? – zapytała zaskoczona Parwana.
Nic nie odpowiedziałam. Odwróciła się do mnie i spojrzała mi prosto w oczy.
– Dlaczego jesteś taka blada? Wyglądasz, jakbyś miała zaraz zemdleć!
– Ja? Nie! Nic mi nie jest.
W moim głosie słychać było jednak drżenie. Przez kilka minut szłyśmy w milczeniu. Parwana pogrążyła się w myślach.
– O co chodzi, Parwano? Wszystko w porządku?
Nagle wybuchła niczym petarda i głośniej niż zwykle warknęła:
– Jesteś wredna. A moja głupota dorównuje twojej przebiegłości. Dlaczego mi nie powiedziałaś?
– Czego ci nie powiedziałam? Nie mam nic do powiedzenia.
– Akurat! Coś między wami jest. Nie jestem ślepa. Powiedz prawdę, jak daleko zaszły sprawy?
– Jak możesz tak mówić?
– Przestań! Przestań zgrywać szarą myszkę. Jesteś zdolna do wszystkiego. Najpierw ta chustka na głowie, teraz romans! O, ja głupia! Przez cały ten czas myślałam, że on wystaje tam z mojego powodu. Jesteś taka przebiegła. Teraz rozumiem, dlaczego się mówi, że mieszkańcy Kom są sprytni. Nie powiedziałaś nawet mnie, swojej najlepszej przyjaciółce. Ja mówię ci o wszystkim. Zwłaszcza gdy w grę wchodzą tak istotne sprawy.
Poczułam, że strach chwyta mnie za gardło. Złapałam przyjaciółkę za rękę i zwróciłam się do niej błagalnym tonem:
– Proszę, przyrzeknij, że nikomu nie powiesz. Cicho, nie mów tak głośno na ulicy. To nie wypada. Ludzie nas usłyszą. Przysięgam na życie mojego ojca, przysięgam na Koran, nic nie ma między nami.
Lecz Parwana była niczym wzbierająca na sile powódź, z każdą kolejną minutą kipiał w niej coraz większy gniew.
– Jesteś zdrajczynią. A w moim pamiętniku pisałaś, że nie myślisz o takich sprawach, że zależy ci jedynie na nauce, że mężczyźni cię nie obchodzą i są źli, a mówienie o takich rzeczach to grzech…
– Błagam cię, przestań. Przysięgam na Koran, nic między nami nie ma.
Gdy znalazłyśmy się w pobliżu jej domu, załamałam się i zaczęłam płakać. Moje łzy niczym woda przygasiły nieco płomienie jej gniewu i po chwili Parwana nieco się uspokoiła.
– Dlaczego płaczesz? – zapytała łagodniejszym głosem. – I to na ulicy! Jestem zła, ponieważ nie rozumiem, dlaczego trzymałaś to przede mną w tajemnicy. Ja mówię ci o wszystkim.
Przyrzekłam wówczas, że zawsze byłam jej najlepszą przyjaciółką, że nie ukrywałam przed nią niczego i w przyszłości też nie będę tego robić.
Parwana towarzyszyła mi, gdy po kolei doświadczałam wszystkich stadiów miłości. Była równie podekscytowana jak ja i nieustannie pytała:
– Co teraz czujesz?
Gdy tylko widziała, że pogrążyłam się w zadumie, chciała wiedzieć, o czym myślę. A ja opowiadałam o moich fantazjach, lękach, ekscytacji, obawach o przyszłość oraz strachu przed przymusowym małżeństwem z innym mężczyzną. Zamykała wówczas oczy i mówiła:
– Och, jak poetycko! A więc tak wygląda zakochanie. Ja jednak nie jestem tak wrażliwa i uczuciowa jak ty. Niektóre rzeczy, które robią lub mówią zakochani, są dla mnie śmieszne. No i nigdy się nie rumienię. Więc skąd będę wiedzieć, że się zakochałam?
Piękne i pełne życia jesienne dni minęły równie szybko jak jesienny wiatr. Nadal nie zamieniłam z Saiidem ani słowa. Lecz teraz za każdym razem, gdy przechodziłyśmy z Parwaną obok apteki, mamrotał pod nosem powitanie. Kiedy je słyszałam, moje serce dawało nura niczym dojrzały owoc wrzucony do koszyka.
Codziennie Parwana zdobywała jakieś nowe informacje o Saiidzie. Wiedziałam, że dorastał w Rezaije, jego matka i siostry nadal tam mieszkały, a ojciec zmarł kilka lat wcześniej. Pochodził z powszechnie szanowanej rodziny, miał na nazwisko Zarei, był na trzecim roku farmakologii, odznaczał się inteligencją i pracowitością, a doktor Ataii bezgranicznie mu ufał i był zadowolony z jego pracy. Każda z tych wiadomości była niczym pieczęć umacniająca moją czystą i niewinną miłość. Miałam wrażenie, że znam go całe życie i to z nim się zestarzeję.
Raz lub dwa razy w tygodniu Parwana wynajdywała jakiś pretekst, aby zaprowadzić mnie do apteki. Wymienialiśmy się wówczas ukradkowymi spojrzeniami. Jego ręce drżały, a moje policzki oblewały się rumieńcem. Parwana uważnie obserwowała każdy nasz gest. Raz nawet powiedziała:
– Zawsze się zastanawiałam, na czym polega wlepianie w kogoś wzroku. Teraz już wiem!
– Parwana! Przestań tak mówić.
– No co? Kłamię?
Rano ze szczególną uwagą układałam włosy, a chustę zakładałam w taki sposób, aby z tyłu można było pod nią dostrzec włosy. Rozpaczliwie próbowałam zakręcić kilka loków, ale moje włosy nie chciały poddać się tym zabiegom. I wtedy pewnego dnia Parwana powiedziała:
– Ty idiotko! Masz piękne włosy. Proste włosy są teraz niesłychanie modne. Nie słyszałaś, że dziewczyny w szkole używają żelazka, aby je rozprostować?
Regularnie prałam i prasowałam mundurek szkolny. Błagałam matkę, aby kupiła więcej materiału, z którego krawcowa mogłaby uszyć mi nowy strój. To, co wychodziło bowiem spod rąk matki, zawsze wyglądało nieelegancko i ponuro. Jedyne, czego się nauczyłam na kursie krawieckim, to dostrzeganie błędów w strojach wykonanych przez matkę. Na szczęście pani Parvin uszyła dla mnie stylowy mundurek, a ja w tajemnicy poprosiłam ją, aby skróciła nieco spódnicę. Mimo to nadal miałam najdłuższy mundurek w szkole. Gdy udało mi się odłożyć trochę pieniędzy, poszłam z Parwaną na zakupy. Kupiłam jedwabną chustkę na głowę w kolorze soczystej zieleni.
– Naprawdę ładnie wyglądasz – stwierdziła Parwana. – Dzięki niej twoje oczy wydają się jeszcze bardziej zielone.
Zima