Życie podziemne mężczyzny. Michał W. Pistolet. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Michał W. Pistolet
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Сказки
Год издания: 0
isbn: 978-83-941124-1-7
Скачать книгу
rozmiarów, a był przy tym tak nieprawdopodobnie mokry. Jeszcze jeden ruch, a się spuszczę!

*

      Zmienialiśmy się dwu albo trzykrotnie. Obróciłem Sarę, by mogła jednego z nas ssać, podczas gdy drugi ją pierdolił. Potem znowu się zmieniliśmy. W końcu Bruno spuścił się jej na pośladki i plecy, a ja do ust.

*

      To, że moja kochana dziewczynka i ja mieliśmy orgazm w tym samym momencie, było tylko potwierdzeniem tego, że ani na moment nie straciliśmy ze sobą kontaktu. Przez cały czas ruchania, niezależnie od tego, czy miała w sobie Bruna, czy mnie, czy skupiała swoją uwagę na obciąganiu jego pały czy mojej, przez ten cały czas, czułem niewiarygodną więź z nią! Tego drugiego nie było. Widziałem go, widziałem jak ją ruchał, ale on nie istniał. Była tylko Sara i ja. Boże! Jak ja ją wówczas kochałem!

*

      Często, gdy staramy się opisać coś, co nami wstrząsnęło coś, na co nie ma określeń oddających temperaturę emocji, piszemy „nie ma słów, by to wyrazić” albo „tego się nie da określić słowami”, albo „to się po prostu nie mieści w głowie!”.

      Nie ma więc słów, by opisać jak silne to było uczucie. Moja miłość do Sary. Jestem mężczyzną. Mój sposób wyrażania emocji jest ograniczony. Nie jestem więc w stanie bardziej opisowo przekazać, przelać na papier tego, co wówczas czułem do niej, mojej Lary Croft, mojej Claudii Shiffer i Naomi Campbell w jednym. Nie inaczej – mojej Sary. Ona była od nich lepsza… Po prostu czułem miłość. „I belong to you, you belong to me too, you make my life complete, you make my feel so sweet”. Saro, kocham Cię!

*

      Następnego dnia rano Bruno nas opuścił. Potem czas zawirował. Popędził błyskawicznie, jak zawsze, kiedy musieliśmy się zbierać. Przez ostatnie dwie godziny, z tego smutku i żałości, z powodu zbliżającego się wyjazdu nie mówimy wiele. Bo i o czym tu mówić. Czujemy się tak, jakbyśmy mieli podświadomy żal do wszystkich, za to, że… Ale tak musi być.

*

      Wsiadamy do samochodu, żegnamy się z Kocurkami i adieu. Do następnego razu.

      Dobrze przynajmniej, że jazda do Gdańska trwała ponad godzinę, zaś to, że muszę skupić się na drodze, powoduje, że wróciłem do rzeczywistości nie tylko ciałem, ale też i umysłem, który przez tych kilka ostatnich dni był całkowicie poza realnym światem.

*

      Lecz gdy już wrócę do świata żywych, to tam jestem…

*

      Pod domem Sary poczułem lekkie zirytowanie. Sara, wysiadając, popatrzyła na mnie o kilka sekund za długo. Wpatrywała się tymi kochanymi (jasne, że tak!), półprzytomnymi oczami jakby chciała mnie zatrzymać, nie puścić… Jakby chciała te chwile szczęścia jeszcze przedłużyć, troszeczkę tylko, odrobinę. Ale niestety. Ja już byłem gdzie indziej i chciałem, by szybciej zabierała z tylnego siedzenia swoją torbę i znikła w drzwiach. Szybko!

      – Pa… Zobaczymy się… Zadzwonię jutro… Będę pewnie zajęty. Wiesz, ojciec… Tak, tak… Też cię kocham do nieprzytomności.. No, to pa…

*

      Podjechałem na stację benzynową. Najpierw opróżniłem popielniczkę i wyrzuciłem wszystkie pojemniki po jogurtach i puszki po piwie. Bardzo uważnie, badając każdy centymetr, zdjąłem z siedzeń włosy Sary. Przypomniałem sobie, że w aucie używała gumki do włosów. Rozejrzałem się dokładnie. Gdy odchylałem siedzenia, przypomniałem sobie ten moment: „Tak… Wychodząc z samochodu, zabrała gumkę ze sobą. Pamiętam…”. Odkurzyłem cały samochód. Następnie z bagażnika wyjąłem z torby na garnitury spodnie i białą koszulę. Od kasjera wziąłem klucz do toalety. Przebrałem się i umyłem zęby. Trzeba się było spieszyć. Dochodziła szesnasta. Przypuszczałem, że o tej właśnie porze na stół wjeżdżał obiad.

*

      Jak zwykle w takich sytuacjach czułem mocne bicie serca. Nigdy przecież nie wiem, jak zareaguje na mój powrót.

      Drzwi się otworzyły. Stała w nich Darni.

      – Jesteś już? – uśmiechała się. Szczerze. „Uff… kamień z serca”.

      – Tata! Tata przyjechał! – natychmiast przybiegły z pokoju dzieciaki.

      Najpierw, jak zwykłe, rzuciła się na mnie Zosia. Uniosłem ją do góry.

      – Moje ty kochanie! Moja Zosieńka… Chodź Igorku… Ty też.

      Podniosłem Igora drugą ręką.

      – A Igor to się ciągle bije i siedzi z Maćkiem na komputerze i nie chce się ze mną bawić i w ogóle – mówi Zosia ze śmiejącymi się oczyma i widać, że kompletnie się tym nie przejmuje.

      – A my mamy nowy ekran! – krzyczy rozradowany Igor – z Bioniklami! Mama zrobiła!

      – Trafiłeś idealnie – mówi Darni – właśnie siadamy do obiadu. A jak szkolenie? Nauczyli cię tam czegoś? Czy znowu jakieś bzdury, których nawet wymówić nie potrafisz? – pyta ze śmiechem moja żona.

      Postawiłem dzieci na podłodze.

      – Wyobraź sobie, że jeszcze do dwunastej były zajęcia. Ale skserowałem wszystkie materiały dla ciebie – mówię i czule obejmuję ją z tyłu. Odchylam jej włosy i całuję w szyję.

      – Stęskniłeś się Misiu? – pyta Darni i przytula swój policzek do mego.

      – Bardzo kochanie…

      5 stycznia

      budować świat doskonały

      Paliła jednego za drugim. Z wściekłością rozgniatała je w popielniczce, ledwie na wpół wypalone.

      – Na pewno nie wszyscy mężczyźni są tacy! – warknęła.

      – Masz rację, nie wszyscy. Tylko ci, co mają ptaki – odparowałem.

      Siedziałem rozparty w fotelu. Nie odrywałem od niej wzroku. Patrzyłem na nią bardzo uważnie. Starałem się nawet nie mrugać powiekami. Przez ułamek sekundy myślałem, że pójdę na całość i powiem jej wszystko. Boże! Jaka to byłaby ulga! Ale to utopia. Powiedzieć wszystko kobiecie i liczyć na zrozumienie to tak, jakby wcielać w realne życie piękne idee komunizmu. Człowiekiem kierują może i szlachetne intencje, ale kończy się to obozami koncentracyjnymi.

      – Nawet ty taki nie jesteś. Tylko tak mówisz. I w ogóle nie wiem po co tak mówisz?! – powiedziała to z nutą rozpaczy.

      Na to czekałem. Powoli nachyliłem się do przodu i ująłem ją za rękę.

      – To, że nie potrafimy inaczej kochać, jak poprzez seks, nie znaczy, że kochamy mniej albo gorzej. To, że ja mówię „dymać”, a ty „kochać” nie znaczy przecież…

      – Ja też mówię „dymać” – zauważyła.

      – …nie znaczy przecież, że moja miłość do ciebie ma niższą temperaturę niż twoja do mnie! Sara, kochanie! Zaakceptujcie nas takimi, jakimi nas Pan Bóg stworzył.

      – To źle was stworzył – przerwała – z jakimś wyraźnym defektem!

      Wysunęła dłoń z mojej ręki i hardo na mnie spojrzała. „Ona naprawdę tak myśli. Nie… One wszystkie tak myślą”. Zwiesiłem głowę z rezygnacją.

      @ dlaczego ŻYCIE PODZIEMNE MEŻCZYZNY

      Potwornie mnie bawi rozdźwięk pomiędzy tym, co mężczyźni deklarują, a tym, co robią naprawdę. Przede wszystkim, co MÓWIĄ innym kobietom, a co ROBIĄ; co mówią, że czują, a co czują naprawdę. Co mówią swoim ukochanym żonom, dziewczynom, kochankom na temat, na przykład gdzie byli, a gdzie byli naprawdę…

      Mam kilkunastu przyjaciół, mężczyzn w różnym wieku, różnej profesji o zróżnicowanym wykształceniu i zainteresowaniach, rozrzuconych po całej Polsce. Właściwie łączy ich tylko