Życie podziemne mężczyzny. Michał W. Pistolet. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Michał W. Pistolet
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Сказки
Год издания: 0
isbn: 978-83-941124-1-7
Скачать книгу
doskonałą kaczkę! – ochoczo odpowiedziała – chociaż będziecie musieli państwo trochę poczekać.

      Znaliśmy to miejsce doskonale. Wiedzieliśmy z Sarą, że głównymi klientami tego przybytku byli okoliczni mieszkańcy, z których nikt nigdy, ani wcześniej, ani za 150 lat, nie pozwoliłby sobie na taką fanaberię jak kaczka. Flaczki i fasolka po bretońsku były hitem, zaś rekordy popularności biły niewiarygodnie tanie, ale niezwykle proste w przygotowaniu dla podchmielonej, czy wręcz kompletnie pijanej klienteli, paluszki rybne. Takiego rybiego paluszka można było spokojnie wziąć nawet w dygoczące paluszki i bez problemu trafić nim do ust.

      – A co do picia? – pytała dalej uradowana kobieta. Spojrzeliśmy z trwogą na połyskujące flaszki.

      – Bycza krew? – zaproponował Bruno wpatrując się w nas z uśmiechem.

      – Fu! Już wolę to świństwo obok, a ty kochanie? – zwróciłem się do Sary.

      – A ja chcę olbrzymiego drina z wódką.

      Natychmiast zrobiło mi się ciepło.

      – No to super! – mówię.

      Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego alkohol plus kobieta równa się seks na męską modłę. Rżnięcie. Nie świece przy stole i patrzenie sobie w oczy, ale wyuzdanie i lubieżność. Po co im do tego alkohol? Albo jeszcze inaczej: czy znaczy to, że działanie alkoholu na korę mózgową wywołuje u kobiet większą otwartość i szczerość, czy też jest na odwrót? Może właśnie wtedy udają, by być bliżej nas, by nas – no, nie wiem – może zrozumieć lepiej?

      W każdym razie Sara i alkohol to było już bardzo blisko spełnienia moich fantazji erotycznych.

      Bruno, jak zwykle, zasypywał nas mnóstwem udziwnionych słów, wyrażeń í całych zdań, układających się w barwne i dowcipne historie. Co chwilę wybuchaliśmy śmiechem. Było tak niezwykle przyjacielsko, radośnie, że po pewnym czasie seks przestał odgrywać rolę przewodniego motywu. Nie miałem nic przeciwko temu. Dalej co prawda trzymałem jedną rękę na wewnętrznej stronie uda Sary, która raz po raz napierała krokiem na moje przedramię, ale po pół godzinie słuchania kawałów i rubasznych opowieści Bruna, zwyciężyła ochota na zwykłą zabawę. Co chwila podnosiliśmy do ust kieliszki z winem, a Sara wysysała pomarańczowe drinki z szybkością światła. Zanim podano główne danie, opróżniliśmy dwie butelki, a Sara co najmniej ćwiartkę wódki.

      Wszystkie elementy składające się na udaną imprezę powoli się ze sobą zazębiały: poczucie humoru; Sara, która niezbyt często zdobywa się na to, by mówić, a nie tylko słuchać, też dała się opanować temu beztroskiemu nastrojowi; miejsce – puste przecież – tak jakby oddane nam do wyłącznej dyspozycji oraz menu wieczoru, z flagowym okrętem pod postacią kaczki, chrupiącej, doskonale przyprawionej i niezwykle wykwintnie, jak na takie miejsce, podanej. Bawiliśmy się znakomicie.

      Po mniej więcej godzinie postanowiliśmy rozegrać partię bilarda. Oprócz nas nie było tam nikogo i wcześniejszy zamiar, by opuścić to miejsce jak najszybciej, by nie robić kłopotu właścicielom, pod wpływem nalegań gospodyni, która przekonywała nas, że możemy bawić się do upadłego, ustąpił chęci skorzystania ze wszystkich możliwych dobrodziejstw. Ze strzałek, z bilarda, z piłkarzyków i możliwości słuchania własnej muzyki. Właścicielka spytała tylko, czy to wszystko, czego potrzebujemy, bo „na dole nie ma już nikogo i ona idzie do siebie na górę i zostawia nas samych, a jak będziemy chcieli wyjść to mamy do niej zadzwonić domofonem”. Rewelacja!

      Ponownie zrobiło się jakoś tak seksualnie.

      Wstaliśmy z foteli. Bruno i Sara, ruszyli z dwóch różnych miejsc w kierunku ściany z kijami. Bruno szedł pierwszy, a Sara tuż za nim. Przypatrywałem się sukience, opinającej doskonale zarysowaną pupę Sary i przypomniałem sobie, że moja dziewczyna jest pod spodem naga i całkowicie wygolona. Czułem jak mi rośnie; przy czym fakt, że ja też nie mam gaci i chuj opiera się tylko o spodnie potęgował jeszcze moje podniecenie.

      Dopadł mnie znowu ten sam stan błogości, który kręci mną zawsze na początku naszych pieszczot. Trwa to kilka sekund, ale owa błogość jest tak niesamowicie ostra i przejmująca, że nie jestem wtedy niemal w stanie wykonać nawet najmniejszego ruchu… Po chwili uczucie to ustępuje.

      Ustawiłem bile i rozbiłem je. Bruno siedział w fotelu i paląc papierosa przyglądał się nam. Graliśmy jeden na jeden. Śmiech ustąpił pewnemu skupieniu. Daleko nam było do powagi, ale zdecydowanie się wyciszyliśmy. Jednym z objawów tej zmiany było inne niż wcześniej odczuwanie muzyki. Te same rytmy brzmiały teraz zupełnie inaczej. Drugi raz puszczona ta sama płyta wydała mi się historią z zupełnie innej bajki. Wcześniej słyszałem radosne i pełne sił witalnych walenia w bęben, jakby obwieszczające narodziny; natomiast teraz ten sam kawałek brzmiał dla mnie jak powolna, tłumiona napięciem modlitwa.

      Zresztą po tych kilkunastu minutach od opuszczenia wygodnych siedzeń w sali jadalnej wszystko było inne.

      Nie wiadomo jak to się stało, ale wszystko przybrało seksualny podtekst. Ja wiedziałem, że wie o tym Sara, a oboje wiedzieliśmy, że wie o tym także i Bruno. Siedział i wpatrywał się w nią. A właściwie w jej ciało. Stałem z boku, tuż za nią. A ona, gdy tylko przychodziła jej kolej, wyginała się niemiłosiernie, wypinała dupę. Po trzeciej kolejce spostrzegłem, że jej spontaniczność ustąpiła wyrachowaniu, a każdy jej gest był od jakiegoś czasu reżyserowany. Wyginała się z premedytacją. Jak mistrzyni baletu, partii solowych. Nie mówiliśmy wiele. Od czasu do czasu padały jakieś nic nie znaczące słowa, mniej lub bardziej celnie opisujące przebieg gry. Jedna rzecz była jednak niewątpliwa. Atmosfera robiła się coraz bardziej erotycznie naładowana. Gdy przymierzałem się do kolejnego trafienia i kładłem się na stół, Sara – jakby od niechcenia – łapała mnie za dupę, a wskazujący palec wkładała między pośladki. Gdy przychodziła jej kolej, układała się na stole wyginając się w iście akrobatycznych pozycjach, a ramiączko jej sukienki, zsuwając się w dół, odsłaniało całkowicie jej pierś. Bruno patrzył więc albo na jej falujący biust, albo na jej gołe nogi, na opięte krótką sukienką biodra, albo na jej pupę; może widział też, że nie ma na sobie majtek. Wlepiał w nią wzrok, a drugą ręką masował przez spodenki swojego chuja. W końcu w ogóle przestaliśmy się odzywać.

      W pewnym momencie Sara stanęła tyłem, dokładnie naprzeciwko Bruna. Brzuchem przywarła do stołu i rozstawiła szeroko nogi. Podszedłem do niej z prawego boku. Jedną ręką trzymałem się przez spodnie za ptaka, a drugą zacząłem podciągać do góry jej sukienkę.

      Jeszcze przecież nie wiedziałem. Nie byłem pewien jej reakcji. Równie dobrze mogła tego nie chcieć. Co innego atmosfera zalotów, przypuszczenia, że to, co było treścią moich fantazji może rzeczywiście dojść do skutku, ale zrobić to, to zupełnie inna sprawa. A wyglądało to wszystko tak, jakby to już, tu i teraz miało dojść do skutku. Oprócz niesamowitego podniecenia czułem walenie serca. Taka historia, chociaż wcześniej wielokrotnie przez nas omawiana, zdarzała się nam po raz pierwszy!

      Podciągnięty do góry materiał odsłonił cały pośladek Sary, w sekundę później krok, wewnętrzną część uda i w końcu pizdę. Sara odłożyła kij i położyła się na stole, wygięta dokładnie pod kątem prostym. Podwinąłem jej sukienkę na talię, potem wyżej i stojąc nieco z boku w stosunku do Bruna, złapałem ją oburącz za tę jej nieprawdopodobnie piękną dupę. Zacząłem ją miętosić i gnieść, rozchylając skórę pośladków na zewnątrz, tak by wargi jej gładko wygolonej pizdy były jak najlepiej widoczne. Chciałem by czuła, że podnieca mnie najbardziej to, że patrzy na nią inny facet. Dwa moje palce wniknęły do środka jej cipy. Syknęła. Bruno wstał z fotela, podszedł i opuścił spodnie. Wyjął swoją pałę i zaczął się brandzlować. Jakaż ona była już mokra!

      Ruchałem ją teraz trzema palcami. W sekundę później zaczęła być już bardzo głośna. Jęczała i skomlała. To było niesamowite. Ruszała