Odyssey One Tom 7 W cieniu zagłady. Evan Currie. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Evan Currie
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная фантастика
Год издания: 0
isbn: 978-83-65661-85-2
Скачать книгу
wszystkich mniej ważnych systemów na pokładzie.

      Sprzęt, który nie potrzebował dużo energii, między innymi ekrany i wyświetlacze, działał na baterie, ale systemy wymiany ciepła, jedne z najważniejszych na pokładzie, zasilane były energią z reaktora. Wbrew pozorom zimno nie stanowiło największego zagrożenia na okrętach międzygwiezdnych. Próżnia była znakomitym izolatorem, a jednostki przystosowane do lotów międzygwiezdnych projektowano tak, aby wytrzymywały ekstremalne temperatury. Bez systemów wymiany ciepła, które aktywnie regulowały warunki wewnętrzne, okręt zaczynał się szybko nagrzewać od środka.

      Oczywiście po jakimś czasie ciepło by wypromieniowało i „Auto” by się ochłodził. Jednak taki proces trwałby lata i nikt z załogi by nie przeżył – wszyscy dosłownie upiekliby się żywcem.

      Morgan założył i zapiął bluzę, a potem spojrzał na Li.

      – Będziemy mogli ruszyć, gdy tylko wróci zasilanie?

      – Tak, kapitanie. Wszystkie systemy okrętu są w gotowości i w pełni sprawne.

      – Świetnie. – W głosie Morgana zabrzmiała satysfakcja. Odbił się od okna i poszybował w stronę drzwi.

      Li odchyliła się, gdy przelatywał obok niej na korytarz, a potem ruszyła za dowódcą.

      Niedługo potem oboje wciągnęli się na pokład dowodzenia, a wokół usłyszeli pomruk włączającej się maszynerii.

      Morgan westchnął z ulgą, gdy poczuł na twarzy chłodniejszy powiew, wciąż ciepły, ale o wiele przyjemniejszy niż nieruchome, zatęchłe powietrze, którym wszyscy musieli oddychać podczas przeglądu.

      „Autolikos” znajdował się w układzie gwiezdnym, w którym stanowił jedyną formę życia, i w bezpiecznej odleg­łości orbitował wokół czerwonego giganta. W tę odległą, piekielną okolicę sprowadziły „króla złodziei” wytyczne dotyczące operacji Prometeusz oraz związanej z nią misji, podczas której dokonywał zwiadu i sprawdzania ano­malii gwiezdnych w poszukiwaniu czegoś wartościowego lub niebezpiecznego dla Ziemi i sojuszników.

      Bieżące zadanie okazało się fiaskiem. Anomalie wykryte podczas skanowania najbliższej gwiazdy zostały wywołane najprawdopodobniej zderzeniem ciała niebieskiego ze stabilną czarną dziurą. Kolizja rozdarła układ gwiezdny na strzępy, pożerane przez monstrum, które zajmowało teraz centralne miejsce wśród tego rumowiska.

      – No dobrze, włączyć główny napęd – rozkazał Morgan. – Li, przekaż jajogłowym, że mogą zrobić pomiary i skany podczas odlotu. Zmarnowaliśmy tutaj dość czasu.

      – Aye, aye, skipper – odpowiedziała młoda porucznik przy stanowisku nawigacyjnym, podczas gdy komandor Li wpisała kilka komend na swojej konsoli.

      – Zrobione, kapitanie. Pewnie będą skanować, dopóki nie wykonamy tranzycji.

      – Pewnie tak – zaśmiał się Morgan. – Niech się zabawią, co nam szkodzi. Ta wyprawa to fiasko. Dziesięć gwiazd i same naturalne zjawiska.

      – Nie można… Jak to się mówi? Na loterii nie wygrywa się za każdym razem? – odpowiedziała Li.

      – Mniej więcej. Nie można wygrać za każdym razem, to prawda. Oczywiście chciałbym natrafić na coś nowego, co pomoże Ziemi, ale będę zadowolony, jeśli nie znajdziemy niczego, co może jej zagrozić. – Kapitan zaśmiał się cicho. – Przynajmniej nie damy bosmanowi kolejnego pretekstu, aby igrać z antymaterią.

      Li wzdrygnęła się, a Morgan wcale się tej reakcji nie dziwił. Wciąż przechodził go dreszcz, gdy wracało wspomnienie strasznego zdarzenia. Żaden dowódca nie powinien celowo wystawiać swojego cholernego okrętu na działanie antymaterii, a kapitana ogarniał czasem strach, że „Autolikos” znów znajdzie się w równie przerażającej sytuacji.

      – No to się bosman zmartwi – uśmiechnęła się Li po chwili. – Chyba jest dumny ze swojej reputacji.

      – Jedyny człowiek we flocie, który dostał zakaz wejścia na pokład „Odyseusza”, a na dodatek rozkaz wydał osobiście Eric Weston. – Morgan pokręcił głową, a przez okręt przetoczył się pomruk, gdy włączył się napęd.

      – Szkoda, że nie możemy zrobić tego samego tutaj – westchnęła Li niemal z nadzieją, co wywołało u Morgana kolejny wybuch śmiechu.

      Kapitan oczywiście zdawał sobie sprawę, że załoga mostka słyszy tę rozmowę, zresztą ani on, ani Li nie starali się o dyskrecję. Żarty z bosmana stały się na „Autolikosie” tradycją, która zapewne przetrwa okres służby Doohana i przeniesie się na jego następcę. Niektóre zwyczaje żyły długo po odejściu tych, którzy je wymyślili.

      – Silniki włączone, kapitanie – zameldował sternik. – Wszystkie systemy w gotowości.

      – Dobrze. – Morgan przypiął się pasami do fotela. – No to ruszajmy. Kurs na kolejną gwiazdę z listy podejrzanych.

      – Aye, skipper. Kurs obliczony, wprowadzony i potwierdzony.

      – No to gaz do dechy, poruczniku.

      – Przyjąłem, skipper. Przyśpieszam. – Ledwie porucznik odpowiedział, przez „Autolikosa” przetoczył się niski warkot, a załogę wgniotło w fotele. Okręt zaczął przyśpieszać, aby wydostać się poza pole grawitacyjne gwiazdy centralnej układu.

      Kiedy przeciążenie wewnątrz sięgnęło jednego g, ciśnienie trochę zelżało, a włączone systemy masy przeciwnej pozwalały utrzymać odpowiednie warunki. Morgan i reszta załogi mostka rozpięli pasy i wstali, aby się przeciągnąć. Grawitacja na Włóczęgach stanowiła luksus, pojawiający się wyłącznie wtedy, gdy okręt przyśpieszał w drodze do nowego celu. Wszyscy na pokładzie nauczyli się wykorzystywać jak najlepiej takie okazje.

      „Autolikos” nie poleciał w głąb układu, gdy stało się jasne, że zauważone tam zjawiska nie mają żadnej wartości dla misji, więc do punktu tranzycji nie było daleko. Po kilku godzinach przyśpieszenia okręt znowu zacznie swobodny spadek, podczas gdy nawigator dokona ostatnich obliczeń i korekt przed skokiem.

      – Skipper?

      Morgan obrócił się w pasach, które znowu zapiął, i popatrzył na stanowisko detekcji.

      – O co chodzi, chorąży?

      – Impuls tachionowy. Zakodowany. To jeden z naszych, sir – odpowiedziała specjalistka od detekcji i łączności.

      – Wrzuć na moją konsolę – rozkazał Morgan. – Utrzymać tranzycję.

      – Aye, skipper. Utrzymuję tranzycję – potwierdził sternik.

      Morgan otrzymał sygnał na swoją konsolę i przepuścił go przez program deszyfrujący. Zmarszczył brwi.

      – No cóż… – mruknął w zamyśleniu. – To już coś, nie?

      – Co takiego, kapitanie? – Li pochyliła się do niego ze swojego fotela.

      Morgan nie fatygował się z wyjaśnieniami, tylko przerzucił wiadomość na jej konsolę. Gdy czytała, rozejrzał się po mostku. Cała załoga przyglądała mu się wyczekująco.

      – Nowe współrzędne tranzycji – rozkazał. – I nowe zadanie. Zasygnalizować zmianę kursu. Cała załoga w gotowości, gdy tylko przylecimy na miejsce. Rozpocząć przygotowania. Wygląda na to, że zaczynamy bardziej niebezpieczną zabawę, moi drodzy.

      ***

      Na małym, lecz znaczącym obszarze ramienia Galaktyki kilka samotnych okrętów otrzymało identyczne wezwanie i odpowiedziało podobnie jak „Autolikos”. Włóczęgi przerwały bieżące zadania i natychmiast zaczęły