– Wedle życzenia, gubernatorze – odpowiedział krótko. – Przybyłem, aby oznajmić, że zabieram flotę sektora na zaplanowaną akcję.
Gubernator drgnął, jakby Jesanowi udało się go dosięgnąć i spoliczkować. Wokół rozległy się coraz głośniejsze szmery rozmów, jednak Mich ignorował gwar i nie spuszczał wzroku z twarzy miejscowego władcy.
– Chyba słuch mnie zawodzi. – Gubernator skrzywił się ponuro.
– Obawiam się, że nie, gubernatorze. Okazało się, że zdarzenia w przestrzeni Przysiężnych wymagają mojej pełnej uwagi oraz uwagi floty.
Wokół wybuchły okrzyki protestów, ale nie miały one żadnego znaczenia. Jesana nie obchodziło, co myślą miejscowi oficjele, ich opinia liczyła się tylko w tutejszych kręgach. Ani jeden z urzędników nie miał wystarczającej władzy i pozycji, aby miało to wpływ na Micha. Nie stanowili dla niego zagrożenia.
Jednak gubernator to zupełnie inna sprawa. W praktyce pozycje jego i Jesana były równe. Pod wieloma względami Mich sam należał do gubernatorów, tyle że mobilnych. Sprawował głównie jurysdykcję nad flotą, a to stawiało go w praktyce nieco wyżej niż gubernatora zarządzającego prowincjonalnym sektorem. Jednak Jesan rzadko miał okazję tworzyć dla siebie długoterminowe wsparcie na danym obszarze, w przeciwieństwie do władców, którzy dysponowali latami, aby wyrobić sobie sieć koneksji i wpływów.
– Wydaje się to bardzo nierozważne – zauważył gubernator cicho, a rozmowy natychmiast umilkły, ponieważ oczywiście władca znajdował się w jednym z akustycznych punktów sali. – A w najgorszym razie wygląda na paniczną i bardzo przesadną reakcję.
Jesan zesztywniał, ale zmusił się, aby nie ulec prowokacji.
– Powiedziałbym raczej, że chodzi o szybką eliminację potencjalnego problemu. – Uśmiechnął się z przymusem. – Przysiężni ostatnio zmienili taktykę i zaskakująco rozwinęli swoje możliwości techniczne, a to zmusza mnie do natychmiastowego podjęcia zdecydowanych działań.
– Doskonale, ale po co ci do tego cała flota sektora, panie? Twoje żądanie wydaje się dość wyolbrzymione.
– Im większe siły zbiorę, tym szybciej rozwiążę problem i zajmę się ważniejszymi sprawami – stwierdził Jesan spokojnie.
Gubernator zmarszczył brwi, lecz nie odpowiedział.
– Ale nasze planety pozostaną bez ochrony! – zabrzmiał jakiś głos.
Jesan tylko zerknął na tego, który się odezwał, po czym znowu zwrócił spojrzenie na twarz gubernatora.
Gubernator westchnął.
– Mimo że szlachetny Nierey nie powinien się wtrącać, w jego słowach jest trochę racji, panie.
– Każda planeta posiada straż graniczną – odrzekł na to Jesan. – Jeżeli te siły nie są zdolne tymczasowo chronić twoich światów, należy zadać sobie pytanie, czy stosownie inwestowałeś w rozwój flot, jak nakazuje twoja umowa z rodem Jej Wysokości.
Gubernator zaczerwienił się, ale – co zaskakujące – nie odwrócił spojrzenia od Jesana.
– Zapewniam cię, panie, że moja straż graniczna jest doskonale wyposażona i uzbrojona, jak nakazuje prawo.
Jesan skłonił lekko głowę i uznał, że nie warto pytać o floty strzegące obszarów wokół innych światów sektora. Znał odpowiedź. Oczywiście mógłby dla własnej satysfakcji rzucić kilka złośliwości „szlachetnemu” krzykaczowi, jednak uznał, że nie będzie to zbyt pomocne.
– Nie wątpię, gubernatorze.
Władca sektora skrzywił lekko wargi. Na pewno zdawał sobie sprawę, w jakiej sytuacji postawił go własny administrator, jednak słów nie można było już cofnąć. Westchnął ciężko i wreszcie skinął głową.
– Chcę być informowany o przygotowaniach floty do odlotu – stwierdził. – Przekażę twoją decyzję, panie, do światów centralnych przy najbliższym transporcie.
– Oczywiście, gubernatorze. – Jesan ponownie ukłonił się dokładnie pod kątem dziesięciu stopni. – Pozwolę sobie zatem odejść, żeby jak najszybciej wykonać zadanie i ponownie oddać flotę pod twoje dowództwo.
– Niech tak będzie.
Jesan wycofał się z sali, zadowolony ze zwycięstwa, ale dopiero teraz czekała go prawdziwa praca. Ledwie przekroczył próg, wyciągnął komunikator i wezwał adiutanta.
– Ferinie, czy flota już jest gotowa? – zapytał, idąc korytarzem.
– Prawie, panie mój.
– Ile czasu jeszcze potrzebuje do pełnej gotowości? – Jesan przyśpieszył kroku.
– Dzień, jeśli trzeba by szybko odlecieć – odpowiedział adiutant. – Mamy ruszać jutro?
– Nie zamierzam zmniejszać naszych szans na zwycięstwo, pośpiech jest wskazany. Chcę jak najszybciej załatwić sprawę w sektorze Przysiężnych i wrócić do swoich zwykłych zajęć.
– Zadbam, aby wszyscy we flocie dobrze to rozumieli, panie mój. I jestem pewien, że będziemy mogli wyruszyć w przewidywanym terminie.
– Doskonale. Postaraj się. – Jesan rozłączył się, zanim Ferin zdążył odpowiedzieć.
Czas na pogaduszki minął.
„Stwórcom niech będą dzięki”.
***
– Zwierzchniczko?
Misrem podniosła wzrok znad swojej pracy, gdy adiutant stanął w drzwiach.
– Tak?
– Rozkazy od pana floty – oznajmił przybyły. – Okręty mają być gotowe do odlotu na jutro.
Zwierzchniczka westchnęła i skinęła głową ze znużeniem.
– Przyjęłam. Dziękuję. Przekaż wiadomość moim podwładnym, adiutancie.
– Jak sobie życzysz, zwierzchniczko. – Mężczyzna odwrócił się i wyszedł.
Misrem w zamyśleniu popatrzyła na otwarte drzwi, zastanawiając się, co oznaczają nowe rozkazy. Oczywiście spodziewała się ich już od jakiegoś czasu, Jesan wystarczająco wiele razy uprzedzał o swoich planach. Jej eskadra była gotowa i mogła wyruszyć nawet w ciągu godziny, gdyby pan floty tego sobie zażyczył.
Po raz trzeci siły Imperium wkroczą na terytorium anomalii, jednak tym razem nie będzie ani zwiadu, ani sprawdzania zamiarów przeciwnika.
„Dwa razy uciekaliśmy przed nimi z podwiniętym ogonem”. Misrem zaczęła się zastanawiać, czy wróg nabrał przez to nadmiernej pewności siebie, czy też nie. Rozmyślała także nad tym, co anomalia wie o Imperium i czy zdaje sobie sprawę, jakie są naprawdę rozmiary imperialnej floty. Bardzo możliwe, że ci „ludzie” uważali eskadrę Misrem za znaczącą część imperialnych sił militarnych.
Uznała, że to nie do wiary, jednak z danych zdobytych na okręcie Przysiężnych wynikało, że przeciwnik mógł uważać eskadrę za znaczące siły zbrojne, możliwe zatem, że popełnił również błąd w szacowaniu wielkości i liczebności Floty Imperium.
Misrem