– A kiedy mogę zwracać się do niego „kapitanie”?
– Kiedy wyda ci rozkaz podczas walki. Możesz wtedy odpowiedzieć „tak jest, kapitanie” albo „aye, kapitanie”. Niektórzy wolą wtedy nazywać dowódcę „skipperem” i to też jest w porządku. Można też używać rangi komodora, ale zwykle robią tak tylko nowi członkowie załogi, którzy dobrze go nie znają.
– Protokoły zachowań są dziwaczne – mruknął Odyseusz z rozdrażnieniem. – Podręczniki o tym nie wspominają.
– Niektóre wspominają, ale za bardzo skupiasz się na oficjalnych. – Steph skończył kodowanie rutynowego manewru i wyprostował się w fotelu. – Musisz też pamiętać, że istnieje protokół podręcznikowy i protokół nieformalny. Podręcznikowy jest jasny i nigdy nie popełnisz pomyłki, jeśli będziesz się go trzymał, ale nieformalne zasady pozwalają ludziom czuć się częścią drużyny, a to również jest bardzo ważne.
Chłopiec z powagą skinął głową, a potem skupił się na programie, który właśnie zapisał Steph.
– Możesz dociągnąć tym kodem prawie do dziesięciu procent – wskazał. – Wystarczy dopasować wartości tutaj i tutaj…
Steph przerwał mu uniesieniem ręki.
– Wiem, Odys. Zdaje się, że mógłbym wtedy uzyskać około osiem procent, więc twoje wartości są lepsze od moich, ale umknęła ci sekcja adaptacji. Jeżeli sprowadzę manewry tylko do poruszania się po najbardziej skutecznym kursie w określonych typowych sytuacjach, pozbawię okręt zdolności reagowania na prawdopodobne niespodzianki, które może nam zaserwować przeciwnik.
Chłopak zmrużył oczy.
– Prawdopodobne niespodzianki? Coś takiego w ogóle jest możliwe?
– Wszystko jest możliwe – roześmiał się Steph. – A przynajmniej tak mi się wydaje, gdy patrzę na swoje obecne życie. Prawdopodobna niespodzianka to coś, co może zrobić przeciwnik i co możemy logicznie przewidzieć, ale nie mamy pewności, czy takie działanie nastąpi. Na przykład, Imperium lubi wykorzystywać własne okręty jako jednostki samobójcze. Nie robi tego na początku starcia, jeżeli jednak będziemy przeć zbyt mocno, imperialny dowódca może zdecydować, że warto użyć kamikaze.
– Och, rozumiem.
– Pilot nie myśli tylko o idealnych manewrach, Odysie – wyjaśniał cierpliwie Steph, otworzywszy kolejny plik i kontynuując pracę. – Musimy zastanawiać się, co może się nie udać, i zaplanować warianty dla jak największej liczby scenariuszy. Przewidywanie przyszłości jest najtrudniejsze.
– Istnieje zbyt wiele zmiennych, żeby przewidywać przyszłość – burknął Odyseusz. – Równania są niekompletne.
Steph uśmiechnął się, ale nie zaśmiał się z uwagi chłopaka.
Poznanie Odyseusza okazało się dla niego interesującym doświadczeniem. Znajdował się na mostku, gdy chłopak pojawił się po raz pierwszy. Steph był wtedy zbyt zajęty, aby zareagować normalnie. Na dodatek nie miał broni, co jeszcze bardziej utrudniało sytuację. Dlatego pozwolił marines zająć się zabezpieczeniem mostka, a sam prowadził okręt.
Dzięki temu miał okazję obserwować i słuchać.
Był zdziwiony, że Weston nie wyglądał na zaskoczonego pojawieniem się Odyseusza. Dowódca bez wątpienia był wstrząśnięty, nawet przerażony, ale chyba ani trochę zdziwiony.
Kryła się za tym jakaś historia, której Steph chętnie by posłuchał. Niestety, jak na razie wszyscy mieli pełne ręce roboty przy naprawach i różnych innych pracach, więc nie było okazji, aby spotkać się z komodorem w bardziej nieformalnych okolicznościach i pociągnąć go za język.
Za to chłopak, który przedstawił się jako Odyseusz, okazał się bardzo otwarty.
Inni odsuwali się od niego, ale Steph nie rozumiał, o co im chodzi. Jasne, sztuczka z czytaniem w myślach wydawała się przerażająca, ale komandor miał do czynienia z o wiele bardziej przerażającymi ludźmi, których uważał za bliższych niż rodzina. Wzbudzanie przerażenia stanowiło jedną z typowych ludzkich cech i nie traktował jej jak wady.
Chłopaka, jak się szybko przekonał, do szału doprowadzała jedna kwestia – kiedy napotykał niekompletne równania. Znajdowanie luk w obliczeniach wydawało się naprawdę denerwować Odyseusza. Steph uważał, że to niedobrze.
Wszechświat był przecież stworzony właśnie z niekompletnych równań.
– Nie trzeba znać wszystkich zmiennych, aby przewidzieć przyszłość – powiedział. – Wystarczy poznać te najważniejsze. Przewidywanie w przybliżeniu wystarczy, a im dokładniej uda ci się przewidywać, tym lepszy będzie twój czas reakcji, kiedy nadejdzie pora i będziesz musiał radzić sobie ze zmiennymi, których nie potrafisz określić. Nie pozwól, aby dążenie do perfekcji przeszkodziło ci uczyć się, jak robić coś wystarczająco dobrze.
Odyseusz mruknął, ale nie wyglądał na uszczęśliwionego wyjaśnieniami. Zaraz potem rozpłynął się w powietrzu.
Steph tylko pokręcił głową i wrócił do pracy.
***
Odyseusz był zmieszany własnym zmieszaniem.
Od przebudzenia nie potrafił odpowiedzieć na żadne z dręczących go pytań. Nie wiedział, kim jest, i nikt wokół również tego nie wiedział. Przez głowę przemykało mu tysiące myśli jednocześnie, głównie o jego istnieniu, ale żadna nie stanowiła odpowiedzi na podstawowe pytanie.
Większość tego, co wiedział, pochodziła z komputerów, które zostały zainstalowane… w nim?
Sądził, że jest okrętem, ale nie miał na to żadnego dowodu.
Bardzo wcześnie uświadomił sobie, że dla większości ludzi liczyły się dowody, dlatego poświęcał bardzo wiele czasu, aby szukać dowodów na wszystko. Równanie musiało być kompletne.
Jednak jeden z ludzi, których… lubił? Czy w ogóle coś lubił…?
Odyseusz odłożył analizę tego na później.
Jeden z ludzi, któremu poświęcał więcej uwagi, stwierdził, że dowód to nie wszystko, a Odyseusza bardzo to zmieszało i głęboko zaniepokoiło. Dlaczego „wystarczająco dobrze” miało stanowić akceptowalne rozwiązanie?
Dla chłopca nie miało to sensu. Odnosił wrażenie, że zasady nie pozostawały niezmienne, a to było po prostu złe.
Zasady powinny stanowić stałe odniesienie, do którego każdy mógł się odwołać, aby wiedzieć, na czym stoi. Zasady – od protokołu postępowania do podstawowych praw wszechświata – powinny być wzorcem, któremu Odyseusz mógł ufać i który mógł wykorzystać, aby określić swoje miejsce we wszechświecie.
Wystarczająco dobrze?
Nie sądził, aby zadowoliło go „wystarczająco dobrze”.
Rozdział 5
Okręt Sojuszu Ziemskiego „Autolikos”
Głęboka przestrzeń
Morgan Passer, kapitan „Autolikosa”, dryfował leniwie w niskiej grawitacji panującej w mesie oficerskiej. Oglądał film na dużym ściennym ekranie, a bluza munduru unosiła się za jego plecami, gdy rozmasowywał sobie ramię pod przepoconą koszulką.
– Kapitanie, reaktor