Pacjenci doktora Garcii. Almudena Grandes. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Almudena Grandes
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Поэзия
Год издания: 0
isbn: 978-83-8110-808-9
Скачать книгу
w duchu, zgadując już, co mnie czeka, znów Inés de Castro, Joanna Szalona, Comuneros, Cyd… Jednak na okładce przeczytałem całkiem niespodziewany tytuł: Orgia w Konstantynopolu i jakieś nieznane nazwisko, Federico Ramos, wraz z wyjaśnieniem, że chodzi o autora Kaprysu w serajuPsotnej młynarki.

      – Co to? – Spojrzałem na niego, a on wybuchnął śmiechem. – Ty to napisałeś?

      – Tak, tylko nie wygadaj się przed babcią.

      Wiele lat później zrozumiałem, że nie trapiła go moja izolacja, lecz podejrzenie, że samotniczy charakter i powaga jedynaka wynikają z nietypowej orientacji seksualnej. Obawiał się, że nie podobają mi się kobiety, a entuzjazm, z jakim zapewniłem go, że śmiałem się do rozpuku ze wszystkich jego żartów, że teksty piosenek uważam za strasznie zabawne, a całą sztukę przeczytałem jednym tchem, wcale go nie zadowoliły. Chciałem jedynie poznać wszystkie dzieła Federica Ramosa; tymczasem dziadek zdecydował się pójść o krok dalej, co znacząco przyspieszyło bieg mojego życia.

      – Tutaj nikt nie zna mojej prawdziwej tożsamości – ostrzegł mnie, kiedy wysiadaliśmy z taksówki przed Teatrem Eslava – dlatego najlepiej w ogóle się nie odzywaj i niech ci nie wpadnie do głowy powiedzieć mojego imienia, bo palniesz gafę.

      Nie po raz pierwszy dziadek zabierał mnie na próbę swojej sztuki, ale tamten wieczór od początku do końca był niepowtarzalny, inny niż wszystkie. Już choćby dlatego, że nie weszliśmy od frontu, lecz drzwiami dla artystów. Nie zobaczyliśmy przedstawienia z miejsc dla widowni, tylko zza kulis. Ale przede wszystkim dlatego, że choć była to tak zwana próba generalna ze strojami, to w garderobie powitała nas dziewczyna bardzo młoda i ładna, a ponadto całkowicie naga od pasa w górę. Swoją drogą, od pasa w dół także niewiele na sobie miała: jedynie mikroskopijne majteczki wyszywane złocistymi cekinami, wykończone wielkim ogonem z pawich piór. Nigdy nie widziałem tak odzianej kobiety i w pierwszej chwili poczułem przede wszystkim zdumienie, falę lodowatego zimna, która stała się zarzewiem gorąca; wybuchło ono wkrótce we mnie i zapłonęło na moich policzkach. Zawstydziłem się, ale w sposób zupełnie dla mnie nowy. Był to wstyd bardzo intymny i zarazem jakiś obcy, intensywny, lecz łagodny, przyjemny i nieprzyjemny zarazem. Zupełnie nieznane mi doznanie, tak niezwykłe, że sam zacząłem w nie wątpić, także dlatego że jak się zdawało, nikt niczego nie zauważył.

      – Och, don Federico! – Dziewczyna zachowywała się, jak gdybym był niewidzialny. – Wspaniałą rewię pan napisał! – Dziadek przytaknął, nie odrywając od niej wzroku. Uśmiechał się przy tym jak głupi. – Występować w niej to czysta przyjemność!

      Podeszła do niego, stukając obcasami. Posłała mu rozpalające spojrzenie, podkreślone refleksami połyskliwego makijażu, wykończonego małymi piórkami na skroniach, który nadawał jej oczom niezwykły wygląd, zarazem dziki i metaliczny. Hipnotyzujące oczy tancerki przyciągały moją uwagę niczym magnes, nie potrafiłem oderwać od nich wzroku, choć zdawałem sobie sprawę, że powinienem wykorzystać okazję, by przyjrzeć się jej piersiom, które sprężyście podskakiwały, gdy chodziła. Stałem jak przyrośnięty do ziemi, niczym bezbronny myśliwy wobec tygrysa, który za chwilę go pożre, a ona podeszła bliżej, tak dzika, piękna i niebezpieczna, że aż strach.

      – Susi! – Dziadek otworzył przed nią ramiona, co wystraszyło mnie jeszcze bardziej. – Cieszę się, że w końcu dali ci rolę.

      – Och, tak! – Objęła go, rozpłaszczając piersi na gorsie jego koszuli z przerażającą naturalnością. – Nawet pan nie wie, jaka jestem zadowolona…

      – Tak, tak, ale starczy tych całusów, bo mnie pobrudzisz.

      Tamtego wieczoru, za kulisami Teatru Eslava, nauczyłem się za jednym zamachem więcej niż w jakimkolwiek innym momencie mojego dotychczasowego życia. Że kobiety z pocztówek, którymi wymienialiśmy się na szkolnym dziedzińcu, istnieją naprawdę. Że nawet gdy chodzą nago, zachowują się całkiem naturalnie, jakby miały na sobie ubranie. Że erekcja bywa bolesna. Że ten ból, choć prawdziwy, nie boli tak naprawdę. I co najważniejsze: że życie jest dużo prostsze, a zarazem dużo bardziej skomplikowane, niż sądziłem. Wszystkiego tego, jak tylu innych rzeczy, nauczył mnie dziadek.

      Nigdy w życiu nie pomyślałbym, że Guillermo Medina – pełen poświęcenia ojciec, nieprzekupny funkcjonariusz, czuły mąż, przykładny republikanin, dramaturg patriota, człowiek godzien podziwu, którym od zawsze był i nadal miał pozostać aż do dnia swojej śmierci – z dziecięcym zachwytem reaguje na parę ładnych cycków. Kiedy otrząsnąłem się z oszołomienia i zdołałem pozbierać myśli, uporządkować wszystko, co odkryłem, w jakąś logiczną sekwencję, zrozumiałem, że owa tak kompromitująca słabość miała tę zaletę, że pomagała mu pojąć wiele rzeczy i rzucała światło na niezwykły charakter komisarza policji, w którego gabinecie oddawali się w ręce sprawiedliwości wszyscy złodziejaszkowie Madrytu. Serwował im wtedy przemowę o odpowiedzialności oligarchii za ich smutny los godnych pożałowania analfabetów i odsyłał do domu, kiedy tylko się dało, a kiedy się nie dało, do sądu, w którym urzędował ojciec Miguela Salcedo, mojego przyjaciela ze szkoły. Ten traktował ich z nie mniejszą dozą dobrej woli. Tak oto człowiek, którego jedyną ojczyzną była Ludzkość, zdradzał swoją żonę z połową madryckich chórzystek. Nie czyniło go to ani bardziej, ani mniej postępowym, jednak tworzyło nieoczekiwany, ludzki, wyłom w jego monolitycznej postaci, a ponadto zbliżało do temperamentu Hiszpanów, których najbardziej nie znosił, jego własnych sąsiadów z ulicy Hermosilla 49. Wszystko to dopełniało splotu sprzeczności, który uznałem za niepojęty. Jednak on sam radził sobie z nim w sposób nader harmonijny. Kiedy bowiem Susi wypuściła go z objęć i podniosła do góry dziwny obiekt pokryty piórami, który wyglądał na pusty biustonosz, zaprojektowany tak, by raczej odkrywać biust, miast go ukrywać, mało brakowało, a oblizałby się jak kot.

      – Proszę, niech mi pan to zapnie, bo nie mam pojęcia, gdzie się podziewa Candi… – Obróciła się i w końcu mnie zauważyła. – Oj! – zawołała; dziadek w tym czasie walczył z haftkami. – A ten cukiereczek co tu tobi?

      – To mój wnuczek, więc bądź dla niego miła.

      – A czemu miałabym być niemiła?

      Nie doczekała się odpowiedzi na to pytanie, bo w tym momencie rozległ się łomot wielu obcasów. W jednej chwili nadbiegło i otoczyło dziadka całe stado pawi z cyckami na wierzchu.

      – Don Federico!

      – Miło pana widzieć!

      – Jak dobrze, że pan przyszedł!

      Od widoku tylu nagich kobiet, które w moich oczach wyglądały niemal identycznie, zakręciło mi się w głowie. Uratowała mnie Susi, która podeszła bliżej i pogładziła mnie po twarzy niesamowicie długimi czerwonymi paznokciami.

      – Jak masz na imię?

      – Ja? – Uświadomiłem sobie, że nie powinienem podawać prawdziwego imienia, ale byłem tak zdenerwowany, że żadne inne nie przychodziło mi do głowy. – Ja… Guillermo.

      – O, jak ładnie! – Roześmiała się. – Tak samo jak dziadek.

      Dziewczyny z Eslavy, które aż nadto dobrze wiedziały, kim jest autor ich rewii, bardzo szybko zmieniły mi imię. Bo chociaż dziadka całkowicie zadowoliło stwierdzenie na mojej twarzy owego rozkosznego pomieszania, które towarzyszyło mi w drodze powrotnej do domu, wiedziałem dobrze – jedna wizyta w kabarecie mi nie wystarczy. Zapytałem go, czy mogę tam wrócić nazajutrz. Zabronił mi, mówiąc, że powinienem skupić się na nauce, jeżeli chcę we wrześniu pójść na uniwersytet. Zarazem podarował mi dwa bilety, żebym zaprosił Miguela na premierę. Podziękowałem mu uściskiem za tę nagrodę pocieszenia, a następnego