Wszystko wskazywało na tym, że Hamszariego należy zabić, gdy będzie sam w mieszkaniu. Meiri i „Romi” opracowali plan wymagający współpracy innych wydziałów – co stanowiło odejście od zwyczajów Kejsarii, która funkcjonowała jako niezależna jednostka w obrębie Mossadu.
3 grudnia ludzie z Keszetu (Tęcza), czyli dawnego Kolosa, jednostki odpowiedzialnej za włamania, weszli do mieszkania Hamszariego i zrobili dziesiątki fotografii, skupiając się na jego miejscu pracy407. Zdjęcia zostały przesłane do Izraela i przeanalizowane przez Jakowa Rehawiego z działu technicznego Mossadu. Zauważył, że telefon ustawiony jest na marmurowej podstawce. Sporządził więc ze swoim zespołem identyczną podstawkę wypełnioną materiałami wybuchowymi.
7 grudnia człowiek przedstawiający się jako włoski dziennikarz Carl, a w istocie Nehemia Meiri, zadzwonił do Hamszariego i umówił się na następny dzień na wywiad w kawiarni niedaleko jego domu. Podczas tego spotkania ekipa Keszetu włamała się ponownie do mieszkania i podmieniła podstawkę. Niedługo po powrocie Hamszariego jego telefon zadzwonił.
– Czy mam przyjemność z panem doktorem Hamszarim? – rozległ się głos. Kiedy mężczyzna potwierdził, funkcjonariusz wcisnął przycisk zdalnego detonatora i marmurowa podstawka wybuchła. Według „Kurca”, który brał udział w operacji, Hamszari został „prawie przecięty na pół” przez kawałki marmuru. Zmarł kilka tygodni później w paryskim szpitalu408.
Pracownicy Mossadu i Amanu koordynujący operacje selektywnej eliminacji poświęcali dużo czasu zagadnieniom etycznym. Ważne było, żeby każdą taką akcję wykonawcy uważali za słuszną. Nawet czterdzieści lat później Harari i jego podwładni żywili głębokie przekonanie o konieczności zastosowania takich a nie innych środków. „W Kejsarii nie pracowali urodzeni zabójcy. To byli zwykli ludzie, tacy jak ja i pan – przekonywał mnie Harari. – Gdyby nie przyszli do Kejsarii, nie zostaliby płatnymi mordercami. Moi bojownicy służyli ojczyźnie. Wiedzieli, że ktoś musi zginąć, bo zabija Żydów, i jeśli przeżyje, zabije ich jeszcze więcej. To dlatego robili to z przekonaniem. Żaden z nich nie miał najmniejszych wątpliwości co do zasadności takich działań, nie przeżył ani chwili zawahania”409.
Szef Mossadu Zamir wiedział, że zapewnienie wsparcia Meir ma ogromne znaczenie dla jego bojowników. Wiedział także, jak działa umysł pani premier, dlatego zawsze przychodził na spotkanie z nią z jednym lub dwoma oficerami Kidonu. Jeden z nich zapewnił ją, jak ważna jest świadomość, że ich przywódczyni, Meir, to „osoba powszechnie znana ze swych zasad moralnych i mądrości”. Dzięki temu, ciągnął, egzekutorzy „czują się o wiele lepiej, nawet jeśli czasami mają wątpliwości co do tego, co robią”410.
Meir rozpromieniła się. „Siedziałam naprzeciwko nich – powiedziała po kolejnym spotkaniu z wojownikami z Kejsarii – i nie mogłam się nadziwić ich odwadze, opanowaniu, wiedzy. A przecież wciąż się mierzą ze złem. […] Jakież to szczęście, że ich mamy”411.
Mimo wzajemnego podziwu i przekonania o słuszności działań otwarte pozostawały pytania o motywy wielu akcji, do których doszło po masakrze w Monachium, i o to, czy wybrano właściwe cele.
„Nie wiedzieliśmy, dlaczego musieliśmy zabić niektórych Arabów, prawdę mówiąc, dotąd tego nie wiemy – powiedział mi jeden z funkcjonariuszy Kejsarii. – Zwaiter nie miał nic wspólnego z zabiciem naszych sportowców, co najwyżej to, że ich samolot przelatywał nad Rzymem w drodze do Monachium”412.
Najwyżsi rangą funkcjonariusze Mossadu przeglądający po latach akta Zwaitera przyznali poniewczasie, że „doszło do tragicznej pomyłki”413. Rzeczywiście, Palestyńczycy przez długie lata utrzymywali, że był on pokojowo nastawionym intelektualistą, który potępiał przemoc (chociaż trzeba podkreślić, że podobnie zapewniano w przypadku niemal każdej ofiary jednostki Kidon z tego okresu)414.
Dla niektórych jednak nie miało to znaczenia. „Wystarczy, że [Zwaiter] był przedstawicielem OWP w Rzymie, co do tego nie ma wątpliwości – powiedział mi oficer Amanu, który zajmował się wyznaczaniem celów dla Mossadu. – Traktowaliśmy tę organizację jako jedną całość, nie dzieliliśmy jej członków na ludzi zajmujących się polityką i tych, którzy prowadzili działalność terrorystyczną. Fatah był organizacją terrorystyczną mordującą Żydów. Każdy, kto był jego członkiem, musiał liczyć się z tym, że stanie się naszym celem”415.
Z perspektywy czasu trudno orzec, czy zabicie Zwaitera było pomyłką, czy skutkiem przekonania wielu funkcjonariuszy tajnych służb Izraela, że każdy członek organizacji terrorystycznej, nawet jeśli nie jest bezpośrednio związany z aktami terroru, stanowi uzasadniony cel ataku.
Problem związany z takim podejściem polega na tym, że pozwalało ono Mossadowi zabijać ludzi, których można było zabić, niekoniecznie zaś tych, których zabić się powinno416. Chociaż szefowie agencji uważali operacje selektywnej eliminacji za sukces, na początku 1973 roku stało się jasne, że nie dotkną one czołowych działaczy OWP. Znaleźli oni schronienie w Bejrucie. To tam Izrael musiał uderzyć. A to było o wiele trudniejsze zadanie417.
9 października 1972 roku do ośrodka Amanu odpowiedzialnego za komunikację z izraelskimi agentami na Bliskim Wschodzie dotarł szyfrogram. Ośrodek położony jest na skarpie z widokiem na morze i otoczony wydmami, w jednym z najpiękniejszych miejsc w Izraelu. Setki żołnierzy pracują tam nad odbieraniem, rozszyfrowywaniem, zaszyfrowywaniem i nadawaniem ściśle tajnych komunikatów.
Komunikat otrzymany tego wieczoru brzmiał: „Model prosi o pilne spotkanie”.
„Model” był pseudonimem Clovisa Francisa, jednego z najwartościowszych agentów Amanu i Mossadu w Libanie. Ten zadbany Libańczyk pochodzący z bogatej, ustosunkowanej chrześcijańskiej rodziny służył wiernie Izraelowi od dziesiątków lat. Pierwsze zaszyfrowane wiadomości wysyłał jeszcze w latach czterdziestych XX wieku – używał do tego celu gołębi pocztowych. Dzięki aparatowi fotograficznemu zainstalowanemu w drzwiach samochodu dostarczył izraelskiemu wywiadowi jakieś sto tysięcy fotografii, odwiedziwszy przez lata niemal każdy zakątek kraju. Co jakiś czas płynął do Izraela na pokładzie okrętu podwodnego lub jednostki marynarki wojennej, żeby spotkać się z oficerami wywiadu najwyższego szczebla. Nigdy nie prosił o zapłatę. Dlaczego więc oddał się działalności szpiegowskiej? Jak twierdził: „Wierzyłem w przymierze libańsko-izraelskie, a później zacząłem uważać palestyńskie działania w Libanie za wielkie niebezpieczeństwo dla mojego kraju”.
Trzy dni po jego prośbie o spotkanie do brzegu nieopodal Tyru na południu Libanu podpłynął pod osłoną nocy ponton. Model wsiadł do niego i został przewieziony do kutra rakietowego, który następnie zawinął do Hajfy. Szefowie Jednostki 504 czekali już tam na to, co ma do powiedzenia418. Model ich nie zawiódł. Przekazał im domowe adresy czterech czołowych działaczy OWP w Bejrucie: Muhammada Joussufa al-Najjara, szefa wywiadu OWP, który uczestniczył w planowaniu i zatwierdzaniu operacji w Monachium,