– Nie musisz nic mówić, Juanie – uśmiechnął się kwaśno Aleksander. – Znowu jeden z tych jego złych dni, co? Mogłem się domyślić. Nie widać ani jednego lokaja. Czy on w ogóle wychodził z pokoju?
– Nie za mojej bytności tutaj – odrzekł Juan. – Biedny Carlos.
– Wiesz, czuję się trochę znużony, jak to słyszę. Biedny Carlos, biedny Carlos. Jest cesarskim wnukiem i królewskim synem. Dlaczego nie zachowuje się, jak przystoi jego pozycji? Wiem, wiem, nie musisz mówić: czasami jest chory, a ponadto ma nieszczęsny charakter – dostatecznie często tego doświadczaliśmy. Ale on nie chce panować nad sobą, tylko po prostu daje upust tym swoim napadom niedorzecznej wściekłości...
– Czy chciałbyś się z nim zamienić? – zapytał grzecznie Juan.
– Per Baccho16 nie! Absolutnie nie. Ale też nigdy nie chciałem być kimś innym niż sobą, a ty?
– Ja tak – odpowiedział Juan. – Niejeden raz.
Aleksander Farnese potrząsnął głową.
– Ale dlaczego? Przecież i ty jesteś cesarskim potomkiem. Przystojny z ciebie diabełek i całkiem silny jak na swój wiek, i świat stoi otworem przed tobą – na co miałbyś się uskarżać?
– Na nic – odpowiedział Juan. – Nigdy nie miałem się na co uskarżać. Ani wtedy, gdy w Leganés z innymi chłopakami z wioski bawiłem się w „Maurów i chrześcijan”, ani oczywiście teraz.
– To dlaczego chciałeś być kimś innym, i kim chciałeś być?
– Kiedyś w starym kościele klasztornym siedział za mną stary człowiek, mnich. Miał najszczęśliwszą twarz, jaką kiedykolwiek widziałem – tak szczęśliwą, że myślałem, że jest Bogiem. Byłem wtedy bardzo mały – dodał szybko Juan.
– Teraz też nie jesteś zbyt duży – rzekł Aleksander, śmiejąc się.
– Nie sądzę, żebym kiedyś wyrósł tak duży jak ty, siostrzeńcu Herkulesie – wyszczerzył się Juan. – W każdym razie wtedy po raz pierwszy czułem, że chcę być kimś innym. Chciałem być nim lub takim, jak on.
– Nigdy bym nie przypuszczał, że chciałbyś być zakonnikiem!
– Nie chcę być zakonnikiem. Nie sądzę, żebym wówczas chciał być zakonnikiem. Myślałem jednak, że cudownie jest być takim, jak ów starzec. On nie był Bogiem, ale wydaje mi się, że był bardzo blisko Boga. Trudno mi to dokładnie wyjaśnić. Ale już następnego dnia chciałem być kimś innym. W Valladolid szła parada i jeden człowiek jechał zupełnie sam, ubrany w purpurę i tkaninę ze złota, na białym koniu. Miał jasne włosy i jasną brodę, i od razu wiedziałem, że to musi być książę; nie mógł to być nikt inny. Wszyscy wiwatowali i witali go okrzykami. O jak bardzo chciałem nim być!
Aleksandra to ubawiło.
– Kto to był? Jasne włosy i jasna broda – nie chcesz chyba powiedzieć, że to był król, co?
– Wówczas był księciem Asturii – przytaknął Juan. – Teraz jest królem.
Aleksander uniósł brwi.
– Czy on zna tę historię?
– Nie, a dlaczego?
– Nie, nic. Lecz ja na twoim miejscu bym mu tego nie opowiedział, a nawet nikomu innemu.
– Nie rozumiem.
– Wuju, wuju, ale z ciebie dzieciak – odrzekł Aleksander. – Czy słyszałeś kiedykolwiek o takim królu, który by chciał, żeby ktoś inny był na jego miejscu?
– Lecz ja nie chciałem być na jego miejscu – wykrzyknął Juan. – Chciałem być nim zamiast sobą. Z wyjątkiem...
– Tak?
– Z wyjątkiem tego, że bardziej lubię konie czarne niż białe.
– Wuju, dzieciak z ciebie – powtórzył Aleksander. – I to wielki dzieciak. Więc chciałeś być starym mnichem i młodym księciem.
– Tak, a trochę później chciałem być don Luizem Quixadą. Nadal sądzę, że musi być cudownie być don Luizem. Na razie tyle, z wyjątkiem, że raz chciałem być bykiem...
– Co takiego? Dlaczego właśnie bykiem?
– O, to było na koridzie w Villandrando, niedaleko Villagarcíi. Był tam wspaniały byk, czarny – ale stracił okazję. Widziałem, jak pikador na początku zabierał się za niego, on zaś pozostawał bierny. Pomyślałem więc, że chciałbym być tym bykiem. Dopiero bym pokazał temu pikadorowi... A kiedyś chciałem być orłem. Będąc orłem, ma się dużą przewagę. Zawsze się wie, gdzie jest nieprzyjaciel, on nie może cię nigdy zaskoczyć. Więc gdybym był orłem...
– Twój kłopot polega na tym, że masz za dużą wyobraźnię.
– Gdybym był orłem – nastawał dalej Juan – mógłbym wyśledzić, co się dzieje w obozie lub fortecy każdego wroga, no nie?
– Rzeczywiście – odparł sucho Aleksander. – Ale nie mógłbyś o tym donieść.
Juan przytaknął skwapliwie.
– No właśnie. Pomyślałem więc: „Gdyby tak jakiś mały człowieczek leciał, siedząc na orle...”.
– To niemożliwe, wujku. Musiałbyś użyć z tuzin orłów, żeby udźwignąć człowieka, lecz one raczej nie trzymałyby się razem, prawda? Gdy byłem mały, chodziliśmy w góry na polowania. Były tam sępy, równie duże albo większe niż dowolny orzeł, jakiego kiedykolwiek widziałem. Mogły udźwignąć nowo narodzone jagnię, ale nic więcej. Nie mogłyby unieść człowieka, nawet gdyby był tak lekki, jak książę Carlos.
– On ważył się w zeszłym tygodniu – powiedział Juan. – Trzydzieści pięć kilo, w wieku piętnastu lat.
– Przypuszczam, że nie chciałbyś nim być.
– Jest bardzo nieszczęśliwą osobą – rzekł Juan marszcząc brwi. – A dzisiaj jest dla niego bardzo niepomyślny dzień. Chciałbym, żeby już wyszedł. Trąby odezwą się lada moment.
– Jeśli zabrzmią, będzie to tylko znaczyło, że procesja minęła Bramę Visagra. Królewski marsz musi być powolny, szczególnie gdy kraj otrzymuje nową królową i zwłaszcza gdy jest ona tak piękna, jak Elżbieta Francuska.
– Izabela Hiszpańska – rzekł szorstko Juan.
Aleksander odrzucił głowę do tyłu i zaśmiał się.
– Oto Hiszpanie! Królowa nie może być jeszcze na razie bardzo hiszpańska, nie uważasz? Prawdę mówiąc, bardzo jestem ciekaw, na ile ona w ogóle stanie się hiszpańska. Nie zapominaj, że została wychowana w nienawiści do Hiszpanii i wszystkiego, co ona reprezentuje.
– Mamy obecnie pokój – odrzekł Juan.
– Na razie tak, ale królowa ma czternaście lat i przez całe jej życie, z przerwami, oba kraje były najzagorzalszymi wrogami, nie wspominając już, co się działo, zanim się urodziła. No cóż, twój ojciec sprzymierzył się z książętami protestanckimi, żeby zwalczać Franciszka I, króla Francji.
– A Franciszek? – zareagował Juan zapalczywie. – On jeszcze mniej przebierał, nie uważasz? Zawarł sojusz z sułtanem. To niewybaczalne!
Książę Aleksander Farnese skwitował protestantów i Turków wymownym włoskim wzruszeniem ramion.
–