– Znakomita dama, spokrewniona z najlepszymi rodami we Włoszech. Również z papieżem.
– I ze mną – przytaknął Aleksander. – Najniebezpieczniejsza kobieta w Europie. Ma tak dobre uszy, że słyszy, jak trawa rośnie; tak bystre oczy, że widzi, co się dzieje w buduarze Elżbiety Angielskiej oraz ile pieniędzy jest w każdym z osobna pałacu w Hiszpanii. Nos ma tak długi, że wywącha wczesne objawy skandalu za siedmioma granicami. Wykorzystuje astrologów, magików i czarnoksiężników.
– Nie!
– O tak, i jest wśród nich ów człowiek: Michel Nostradamus, który kilka lat temu opublikował całą książkę przyszłych zdarzeń. Posłuchaj, uspokój się. Nie chcę powiedzieć, że droga Katarzyna wysłała razem z córką kilku swoich ulubionych czarodziejów, chociaż nie wykluczałbym, że siedzi teraz z kilkoma z nich, oglądając królewski pochód w kryształowej magicznej kuli lub czymś podobnym...
– Dajmy jej spokój – rzekł Juan wyzywająco. – To król doprowadził do tego małżeństwa i jest to jego wielkie zwycięstwo polityczne. Don Luiz mówi, że położyło kres tej głupiej wojnie z Francją. I ma rację; od rana ludzie na ulicach krzyczą: „Niech żyje Izabela, Królowa Pokoju”.
– Mam nadzieję, że będzie z nią szczęśliwszy, niż był z królową angielską. Aleksander był tego ranka bardziej włoski niż zazwyczaj. Zaczął nawet nucić jakąś florencką piosenkę.
– Przestań – powiedział Juan. – Jeszcze cię Carlos usłyszy.
– Nie przez te grube drzwi, Il mio cuore17... W każdym razie uważa się ją za bardzo ładną, czego nie można było powiedzieć o Marii d’Inglaterra18. Niech to będzie dla nas dobry omen, dobrze? To angielskie małżeństwo nie było specjalnym sukcesem... Słuchaj, nie musisz bronić przede mną króla; wiem, że to nie jego wina, nikt nie byłby w stanie obrócić tego w sukces. Co to musi być za okropny kraj, z wszechobecną mgłą przez większą część roku i ludźmi pijącymi piwo zamiast wina...
– Don Luiz mówi, że ten ich ostatni król, który długo rządził, miał zwyczaj zabijania swych królowych, gdy z nimi zrywał – dodał Juan. – Może dlatego Bóg zdecydował, że krajem tym będą rządzić królowe.
Aleksander potrząsnął głową.
– Ty faktycznie masz w głowie najbardziej nieprawdopodobne rzeczy. Gdybym był tobą, nie usiłowałbym dumać, co Bóg chce uczynić, a czego nie chce. Pozostaw to Kościołowi. – Zaczął się śmiać. – Chociaż, coś w tym jest: specyficzny rodzaj sprawiedliwości.
– Otóż to. – Juan był wyraźnie zadowolony. – Jest jeszcze jedna rzecz. Ten człowiek, Henryk VIII, rozwiódł się ze swoją pierwszą żoną, bo chciał mieć syna. Lecz miał tylko jednego, mimo wielu żon, a potem krajem tym, nie licząc kilku lat, rządziły kobiety. To jest właśnie sprawiedliwość i dlatego...
Urwał, bo ciężkie drzwi prowadzące do komnat księcia Carlosa gwałtownie się otwarły i pojawił się w nich, potykając się, lokaj w bladozielonej liberii. Ktoś od wewnątrz trzasnął za nim drzwiami tak gwałtownie, że uderzyły go one z całą siłą w plecy. Mężczyzna nieomalże upadł, lecz odzyskał równowagę i popędził przez pokój, znikając w drzwiach po przeciwnej stronie.
Obaj młodzieńcy spojrzeli po sobie. Obydwaj widzieli dużą ciętą ranę na prawym policzku mężczyzny. Przez cały pokój ciągnęła się cienka strużka krwi.
– Biedny Carlos – powiedział sarkastycznie Aleksander. – Znowu polowanie na lokaja.
Dobre pół minuty minęło, zanim Juan zdołał powiedzieć cokolwiek. Aleksander ciągnął dalej gniewnie:
– Mamma mia, dobrze rozumiem, że król mógł być w szoku, gdy zobaczył znowu swego kochanego synka po wszystkich tych latach spędzonych we Flandrii. Oczywiście, otrzymywał raporty, ale nie sądzę, żeby miano w nich odwagę pisać mu, jak jest źle.
– Wiesz, że on potrafi być dobry i wielkoduszny.
Włoch ponownie wzruszył ramionami.
– Myślę, że każdy bywa w łagodniejszym nastroju. Jestem pewien, że można to odnieść również do Heroda i Nerona. Nie dalej jak w zeszłym tygodniu Carlos wyrzuciłby przez okno swego krawca, gdyby don García go nie powstrzymał. Cielo19! Juanie, ty byś bronił każdego. Stąd u ciebie on jest zawsze w swoim najlepszym wcieleniu – ja nie wiem, dlaczego?
– Ja też nie wiem – przyznał Juan. – Wiem jednak, że dzisiaj na pewno nie jest w swym najlepszym wydaniu. Ty też to wiesz.
– Zatem nie skończył z tym jeszcze, co?
– Wątpię, czy kiedykolwiek to zrobi, Aleksandrze. Wąt-pię też, czy ty byś to zrobił, gdybyś był na jego miejscu, to znaczy gdybyś miał jego charakter.
– Rodzina królewska ma swój bagaż korzyści i kłopotów. Nie dostajesz rózgą będąc chłopcem – czego byś nie zrobił, dostajesz najlepsze kąski, najlepsze konie i najlepszych nauczycieli. Natomiast musisz ożenić się z sojuszem zamiast z kobietą, a czasem też musisz się wyrzec kobiety, którą kochasz lub myślisz, że kochasz – ze względu na jakąś rację stanu.
– Wiem, ale może trudniej jest wyrzec się kobiety tylko po to, żeby własny ojciec mógł ją poślubić.
– Naprawdę nie sądzę, żeby Carlos wiedział cokolwiek o miłości.
– Ma portret królowej. Ten, który mu przesłano, gdy był z nią zaręczony. Widziałem, jak go całował niczym oszalały.
– Czy widział, że patrzysz na niego? Dobra, niedobrze jest wchodzić w to wszystko. Ale założę się, że cała ta sprawa to pomysł królowej Katarzyny.
– Co, u licha, masz na myśli?
– To do niej podobne: najpierw sprzyjać zaręczynom swej córki z Carlosem, po czym, gdy umiera królowa angielska Maria, sugerować królowi Filipowi, żeby sam ożenił się z Elżbietą. Ona ma wszędzie szpiegów. Zna dobrze charakter Carlosa. Cóż może być dla niej bardziej pożądanego niż wrogość między królem a królewskim dziedzicem?
Juan potrząsnął głową. Nie po raz pierwszy – po czterech miesiącach pobytu na dworze – spotykał się z tego typu myśleniem. Nie mógł jednak się z nim zgodzić. Ostatnio bardzo wiele się nauczył, i to w dużym stopniu – bez żadnego wysiłku. Ale takie myśli były niczym węgorze lub węże, i był pewien, że bardzo by się nie podobały don Luizowi.
– O, trąbki – powiedział Aleksander. – Słyszysz je? Przeszli Bramę Visagra. Co robisz?
– Wchodzę tam – odpowiedział Juan. – Carlos musi się przygotować...
– Nie możesz tego robić. – Aleksander był przerażony. – Wiesz równie dobrze jak ja, że on nie znosi, gdy ktoś mu się wtrąca. Potnie cię, jak tego nieszczęsnego lo- kaja.
– Może i tak – rzekł Juan łagodnie. – Ale muszę powiedzieć o trąbach. Jeżeli ciągle jest wściekły, to mógł ich nie słyszeć, mnie jednak usłyszy.
Ruszył do przodu, lecz drzwi otworzyły się, zanim do nich dotarł, i wszedł książę Carlos.
Zarówno Juan, jak i Aleksander ukłonili się tej niepozornej, podobnej do dziecka, postaci.
Również Carlos ubrany był na czarno. Duża biała kreza dokoła szyi kontrastowała z jego ziemistą cerą, ale przynajmniej do pewnego stopnia