– Może pan na chwilę usiądzie? Podać coś zimnego do picia?
Bardzo uprzejmie, ale najwyraźniej nikt nie miał pojęcia, co mi jest.
„To na nic” – pomyślałem, więc dałem za wygraną i wyszedłem na ulicę. Mimo pięknej pogody było ciemno. „Oho, kiepsko to wygląda” – stwierdziłem w duchu. Poszedłem do szpitala w pobliżu mojego biura, ale nie umiałem wytłumaczyć, co właściwie się stało.
– Chyba pilnie potrzebuję pomocy – powiedziałem. – Przed chwilą wysiadłem z metra i…
Wyjaśniłem wszystko najdokładniej, jak potrafiłem, ale nie mogli mnie od razu zbadać. Zadzwoniłem do biura:
– Marnie się czuję. Trochę się spóźnię – uprzedziłem.
Przeczekałem w szpitalu trzy godziny. Przez cały ten czas nikt ni cholery mną się nie zajął! Miałem coraz płytszy oddech i coraz bardziej przyćmiony wzrok… Byłem bliski obłędu, więc zadzwoniłem do dyrekcji metra, żeby czegoś się dowiedzieć. Przecież nie bez powodu zebrali na peronie tych wszystkich ludzi, którzy źle się czuli. Zastanawiałem się, co się z nimi potem stało. Ale nie udało mi się dodzwonić.
O 11.00 do szpitala dotarła wiadomość, że to sarin. Lekarze wreszcie raczyli mną się zająć! Zrozumieli, o co chodzi. Natychmiast zrobiono mi transfuzję i przyjęto mnie na oddział. Byłem u nich pierwszą ofiarą sarinu, więc nagle ich zafascynowałem. Zebrali się wokół mnie i zaczęli obmacywać, szukając objawów i gadając ze sobą.
– Widzicie, tak działa sarin.
Spędziłem u nich trzy dni.
Byłem taki wykończony, że smacznie spałem, ale przeżyłem potem trzy ciężkie miesiące. Jak tylko próbowałem coś zrobić, zaraz dopadało mnie zmęczenie. Miałem oczy do niczego, zamazany obraz i maleńkie pole widzenia. Moja praca często wymaga prowadzenia samochodu, a ja po zapadnięciu zmroku nic nie widziałem. Zwykle widzę dobrze, a wtedy nie rozróżniałem nawet znaków drogowych. A bez czytania z komputera nie mogę załatwiać interesów.
W dodatku chyba trochę wtedy zbzikowałem. Serio. Wmawiałem wszystkim:
– Coś tam czyha. Zobaczycie, stanie się coś dziwnego.
Kupowałem w sklepach turystycznych sprzęt ułatwiający przetrwanie w trudnych warunkach (śmiech). Kiedy doszedłem do siebie, nie rozumiałem, jak mogłem być taki głupi… ale wtedy traktowałem to ze śmiertelną powagą. Tylko po co właściwie mi był nóż myśliwski?
O dziwo, nie czuję żadnego gniewu. Oczywiście na myśl o tych, którzy umarli, ogarnia mnie gniew. Najbardziej zasmuca mnie myśl o śmierci peronowych, którzy wynieśli z wagonu sarin. Gdyby nie oni, może i ja bym umarł. Ale nie czuję żadnej osobistej nienawiści ani żalu do zbrodniarzy. Wspominam to raczej jak wypadek. Może spodziewał się pan innej odpowiedzi?
W każdym razie nie mogłem ścierpieć tego, jak dziennikarze wypowiadali się o sekcie Ōmu. Nie chcę nawet tego czytać ani oglądać. Tak, można powiedzieć, że stałem się przez to jeszcze bardziej nieufny wobec mediów. Najkrócej mówiąc, wszyscy uwielbiają skandale. Lubią narzekać: „O, jaka szkoda”. Przestałem nawet czytać czasopisma.
Tokijska kolej podziemna
Linia Marunouchi (kierunek: Ogikubo)
Pociąg A777
Ken’ichi Hirose i Kōichi Kitamura podłożyli sarin w pociągu linii Marunouchi jadącym na zachód, w stronę Ogikubo.
Urodzony w Tokio w 1964 roku Hirose miał wtedy trzydzieści lat. Po ukończeniu liceum Waseda, które przygotowuje kandydatów na studia na prestiżowym uniwersytecie Waseda, studiował na tamtejszym wydziale inżynieryjnym i zrobił na nim dyplom z fizyki stosowanej jako prymus w stuosobowej grupie. Jest idealnym typem wzorowego studenta. W 1989 roku zrobił doktorat, ale odrzucił liczne propozycje pracy i wstąpił do sekty Ōmu, złożywszy stosowne śluby.
W sekcie był ważnym członkiem brygady chemicznej, podporządkowanej ministerstwu nauki i techniki. Podobnie jak jego wspólnik zbrodni Masato Yokoyama, Hirose odegrał kluczową rolę w tajnych pracach nad projektem pistoletu automatycznego. Ten wysoki młodzieniec o poważnym wyglądzie sprawia zarazem bardzo chłopięce wrażenie jak na trzydziestodwulatka. W sądzie starannie dobiera słowa, mówiąc cicho i do rzeczy.
Rankiem osiemnastego marca Hideo Murai – przełożony Hirosego w ministerstwie nauki i techniki – kazał mu podłożyć sarin w metrze.
– Byłem niezmiernie zdziwiony – zeznał w sądzie Hirose. – Wzdrygałem się na myśl o ofiarach. Ale zdawałem sobie sprawę, że myślę tak, bo nie jestem dość biegły w świętej nauce.
Przerażony powagą swojej misji, czuł silny „instynktowny opór”, lecz przywiązanie do nauki Ōmu wzięło górę. Hirose teraz wprawdzie uznaje swój błąd, ale twierdzi, że nie miał ani możliwości, ani woli złamania rozkazu otrzymanego z góry, czyli – jak sam uściśla – od Shōkō Asahary.
Hirosemu kazano wsiąść na stacji Ikebukuro do drugiego wagonu pociągu linii Marunouchi jadącego na zachód, w stronę Ogikubo. Na stacji Ochanomizu miał przekłuć dwie paczki sarinu, a potem wsiąść w czekające przed wyjściem z metra auto, które prowadził Kitamura. Pociąg nosił numer A777. Yasuo Hayashi – „starszy brat” Hirosego – przekazał mu szczegółowe wskazówki. Hirose po dwudziestu dniach szkolenia w wiosce Kamikuishiki wreszcie dźgnął parasolem z taką siłą, że zgiął jego czubek.
O 6.00 dwudziestego marca Hirose i Kitamura opuścili ajid sekty Ōmu w dzielnicy Shibuya w zachodniej części centrum Tokio i pojechali samochodem na stację Yotsuya. Hirose wsiadł tam do pociągu linii Marunouchi jadącego na zachód w stronę Shinjuku, po czym przesiadł się w pociąg linii Saikyō jadący na północ do Ikebukuro. W kiosku na stacji kupił gazetę brukową o sporcie i zawinął w nią torby z sarinem. Potem zaczekał przy środkowych drzwiach drugiego wagonu, aż nadejdzie pora, by wsiąść do wyznaczonego pociągu linii Marunouchi. Gdy jednak przyszedł czas na to, żeby wypuścić sarin z torby, gazeta tak głośno zaszeleściła, że zwróciło to uwagę stojącej nieopodal uczennicy (przynajmniej tak się zdawało Hirosemu).
Nie mogąc znieść narastającego napięcia, Hirose wysiadł z pociągu na stacji Myōgadani albo Kōrakuen i stanął na peronie. Przytłoczony okropnością otrzymanego rozkazu, bardzo pragnął wyjść ze stacji, nie wykonawszy go. Przyznał, że „zazdrościł ludziom, którzy mogli sobie stamtąd zwyczajnie pójść”. Z perspektywy czasu widzi, że była to przełomowa chwila, kiedy jeszcze wszystko mogło się potoczyć zupełnie inaczej. Gdyby po prostu wyszedł na ulicę, nie zburzyłby życia setkom osób…
Zacisnął jednak zęby i przezwyciężył wątpliwości. „To zbawienie – ni mniej, ni więcej” – powiedział sobie. Ważne było tylko wykonanie zadania, a zresztą równocześnie z Hirosem mieli to zrobić inni sekciarze. Nie mógł ich zawieść. Wsiadł z powrotem do pociągu, lecz nie do drugiego, a do trzeciego wagonu, żeby zrobić unik przed dociekliwą uczennicą. Kiedy pociąg zbliżał się do stacji Ochanomizu, Hirose wyjął z torby worek z sarinem i dyskretnie upuścił go na podłogę. Rozwinęła się przy tym gazeta, odsłaniając plastikowy worek, ale Hirose nie miał czasu tym się przejmować. Dla dodania sobie odwagi powtórzył szeptem mantrę Ōmu, a gdy na stacji Ochanomizu drzwi wagonu się otworzyły, odegnał wszelkie myśli i dźgnął worek czubkiem parasola.
Zanim Hirose wsiadł do samochodu, w którym czekał na niego Kitamura, obmył czubek parasola wodą z butelki i wrzucił parasol do bagażnika. Mimo że zachował najdalej posuniętą ostrożność, wkrótce zaczął zdradzać niewątpliwe objawy zatrucia sarinem. Nie mógł wyraźnie mówić i z trudem oddychał.