Rosa nie uznała tego za obrazę. Lubiła staruszkę i z rozbawieniem i wyrozumiałością słuchała jej deklaracji tradycjonalizmu.
Chucka irytowało, że wszyscy znów zajmują się starszym bratem.
– A ja kim mam zostać, mięsem armatnim?
– Nie bądź wulgarny, Charlesie – upomniała go babcia, do której jak zwykle należało ostatnie słowo.
Tej nocy Woody długo leżał bezsennie w łóżku. Nie mógł się doczekać, kiedy zobaczy swoje zdjęcia w gazecie. Tak samo czuł się w dzieciństwie w wigilię Bożego Narodzenia, gdy radosne oczekiwanie nie pozwalało mu zasnąć.
Myślał o Joanne. Myliła się, uważając, że jest zbyt młody. Pasował do niej. Lubiła go, mieli ze sobą wiele wspólnego i spodobał jej się jego pocałunek. Wciąż wierzył, że może zdobyć serce tej dziewczyny.
W końcu zmorzył go sen, a gdy się obudził, świtało. Włożył szlafrok i zbiegł na dół. Lokaj Joe zawsze wcześnie wychodził z domu, by kupić gazety. Już leżały na stoliku w pokoju śniadaniowym. Rodzice siedzieli przy stole. Ojciec zajadał jajecznicę, a matka piła kawę.
Woody wziął do ręki „Sentinela”. Jego zdjęcie widniało na pierwszej stronie.
Ale nie tego się spodziewał.
Wykorzystano tylko jedną fotografię, ostatnią, która pokazywała strażnika leżącego na ziemi kopanego przez dwóch robotników. Tytuł brzmiał: BURDY W CZASIE PROTESTU METALOWCÓW.
– O nie! – wykrzyknął.
Z niedowierzaniem przeczytał relację prasową. Wynikało z niej, że maszerujący usiłowali wedrzeć się na teren zakładu i zostali odparci przez dzielnych strażników fabrycznych, spośród których kilku doznało drobnych obrażeń. Protest robotników potępili burmistrz, szef policji oraz Lev Peshkov. Na końcu artykułu zacytowano rzecznika związku zawodowego Briana Halla, który zanegował relację i zarzucił strażnikom użycie przemocy.
Woody położył gazetę przed matką.
– Powiedziałem Hoyle’owi, że to strażnicy wszczęli bijatykę, i dałem mu zdjęcia, które o tym świadczyły! – powiedział gniewnie. – Dlaczego zamieścił artykuł zaprzeczający prawdzie?
– Dlatego że jest konserwatystą – odparła.
– Dziennikarze mają pisać prawdę! – oburzył się Woody. – Nie mogą kłamać!
– Owszem, mogą.
– Ale to niesprawiedliwe!
– Witaj w prawdziwym świecie. – Rosa westchnęła.
VI
Greg Peshkov i jego ojciec znajdowali się w holu hotelu Ritz-Carlton w Waszyngtonie, kiedy natknęli się na Dave’a Rouzrokha.
Miał na sobie biały garnitur i słomkowy kapelusz. Spojrzał na nich z nienawiścią. Lev powiedział coś na powitanie, lecz tamten odwrócił się z pogardą i nie odpowiedział.
Greg znał przyczynę takiego zachowania. Dave przez całe lato ponosił straty, bo sieć kin Roseroque Theatres nie dostawała najnowszych przebojów filmowych. Musiał się domyślić, że stoi za tym Lev.
W zeszłym tygodniu zaproponował Dave’owi cztery miliony dolarów, czyli połowę pierwotnej ceny, lecz ten znów odrzucił ofertę. „Cena stale spada”, ostrzegł Lev.
– Ciekawe, co on tu robi? – zastanawiał się Greg.
– Przyjechał, żeby spotkać się z Solem Starrem i zapytać, dlaczego nie dostaje dobrych filmów. – Lev najwyraźniej znał sprawę na wylot.
– I jak postąpi pan Starr?
– Spławi go.
Greg podziwiał ojca, który wszystko wiedział i trzymał rękę na pulsie, mimo że sytuacja wciąż się zmieniała. Zawsze umiał przewidzieć, jak potoczą się sprawy.
Wjechali windą na górę. Greg po raz pierwszy odwiedzał apartament ojca w hotelu. Jego matka, Marga, nigdy tam nie była.
Lev spędzał dużo czasu w Waszyngtonie, gdyż władze ustawicznie ingerowały w biznes filmowy. Ludzie uważający się za moralnych przywódców narodu bardzo ekscytowali się tym, co pokazywano na wielkim ekranie, i wywierali presję na rząd, by ten cenzurował filmy. Lev traktował to jako rodzaj negocjacji – życie postrzegał tak samo – i starał się unikać oficjalnej cenzury, stosując dobrowolnie kodeks obyczajowy. Taką strategię popierał Sol Starr oraz inne grube ryby z Hollywood.
Weszli do eleganckiego salonu, znacznie większego niż mieszkanie w Buffalo, w którym Greg mieszkał z matką i które zawsze uważał za luksusowe. W salonie stały meble na cienkich nóżkach, Greg wyobrażał sobie, że pochodzą z Francji. Był tam także duży fonograf, a w oknach wisiały aksamitne zasłony w głębokim bordowym kolorze.
Na środku pokoju stała żółta jedwabna sofa, a na niej siedziała gwiazda filmowa Gladys Angelus. Chłopak osłupiał na jej widok.
Mówiono, że jest najpiękniejszą kobietą na świecie.
Teraz rozumiał, skąd wzięły się takie opinie. Gladys Angelus promieniowała seksapilem, bił z jej ciemnoniebieskich oczu i skrzyżowanych długich nóg pod obcisłą spódnicą. Wyciągnąwszy dłoń do Grega, uśmiechnęła się karminowymi ustami, a jej krągłe piersi poruszyły się kusząco pod miękkim swetrem.
Wahał się przez chwilę, nim podał jej rękę. Poczuł, że jest nielojalny wobec matki, która nigdy nie wymieniała nazwiska Gladys Angelus. Oznaczało to, że wie, co mówi się o Gladys i Lvie. Miał wrażenie, że zawiera przyjaźń z wrogiem matki. Popłakałaby się, gdyby o tym wiedziała, pomyślał.
Jednak sytuacja go zaskoczyła. Jeśli wiedziałby o spotkaniu, zdążyłby przemyśleć swoją reakcję, przygotowałby się i przećwiczył elegancką odmowę podania ręki. Nie mógł się zmusić, by zachować się niegrzecznie wobec tej oszałamiająco pięknej damy.
Ujął jej rękę, spojrzał w oczy i wyszczerzył zęby. Niektórzy nazywają taką minę uśmiechem topniejącego bałwanka.
Kobieta przytrzymała jego dłoń.
– Bardzo się cieszę, że wreszcie cię poznałam. Ojciec dużo mi o tobie opowiadał, ale nie wspomniał, że taki z ciebie przystojniak!
Było w jej słowach coś nieprzyjemnie zaborczego, jakby należała do rodziny, a nie była dziwką, która przywłaszczyła sobie miejsce matki Grega. Mimo woli padł ofiarą jej czaru.
– Podobają mi się pani filmy – wybąkał.
– Och, dajże spokój, nie musisz tego mówić – odparła. Greg pomyślał, że komplement jednak sprawił jej przyjemność. – Usiądź przy mnie, chcę cię poznać.
Usiadł, jak kazała, nie mógł się powstrzymać. Zapytała, do jakiej szkoły chodzi, a kiedy odpowiadał, zadzwonił telefon. Usłyszał słowa ojca: „Miało być jutro… W razie potrzeby uwiniemy się, zostaw to mnie, wszystko załatwię”.
Lev odłożył słuchawkę i wszedł Gladys w słowo:
– Twój pokój jest nieco dalej na tym samym piętrze – rzekł, podając synowi klucz. – Znajdziesz w nim prezent ode mnie. Czuj się jak u siebie w domu. Do zobaczenia na kolacji o siódmej.
Gladys wyglądała na niemile zaskoczoną. Lev bywał czasem obcesowy i wtedy należało go po prostu słuchać. Greg wziął klucz i wyszedł.
Na korytarzu czekał barczysty mężczyzna w tanim garniturze. Przypominał