– Proszę ze mną – rozkazał Cranmer, biorąc Dave’a pod rękę. – Wy także.
– Nie może mnie pan aresztować – sprzeciwił się Dave.
– Owszem, mogę – odparł Cranmer. – I zamierzam przekazać pana w ręce funkcjonariusza policji.
– Chcesz się ubrać? – zapytał Greg Jacky.
Zdecydowanie pokręciła głową. Domyślił się, że zgodnie z planem ma wystąpić w szlafroku.
Wziął ją pod rękę i poszli za Cranmerem i Dave’em korytarzem do windy. W holu czekał policjant. Greg przypuszczał, że zarówno on, jak i detektyw hotelowy biorą udział w spisku.
– Usłyszałem krzyk w pokoju i zastałem tam tego starszego mężczyznę – tłumaczył Cranmer. – Ta dziewczyna twierdzi, że próbował ją zgwałcić. Chłopak jest świadkiem.
Dave patrzył na nich, jakby myślał, że całe to wydarzenie to zły sen. Gregowi zrobiło się go żal. Został w okrutny sposób osaczony. Lev okazał się bardziej bezlitosny, niż jego syn sobie wyobrażał. Po trosze podziwiał ojca, a po trosze wątpił, czy taka bezwzględność naprawdę jest konieczna.
Gliniarz zatrzasnął kajdanki na rękach Dave’a.
– No dobrze, w drogę.
– Ale dokąd? – zapytał Dave.
– Na posterunek – odparł policjant.
– Wszyscy musimy tam iść? – chciał wiedzieć Greg.
– Owszem.
– Nie bój się, synku – rzekł cicho Cranmer do Grega. – Dobrze się spisałeś. Pójdziemy na posterunek i złożymy zeznania, a potem będziesz mógł ją sobie rżnąć aż do świąt Bożego Narodzenia.
Policjant odprowadził Dave’a do drzwi, reszta podążyła za nimi.
Kiedy znaleźli się na dworze, błysnął flesz aparatu fotograficznego.
VII
Woody Dewar odebrał egzemplarz Studiów nad histerią Freuda przysłany pocztą przez księgarza z Nowego Jorku. Wieczorem w dniu balu w jachtklubie, stanowiącym szczytowy punkt letniego sezonu towarzyskiego w Buffalo, owinął go ładnie w brązowy papier i przewiązał wstążką.
– Czekoladki dla jakiejś szczęściary? – zainteresowała się matka, mijając go w holu. Miała tylko jedno oko, ale widziała nim wszystko.
– Książka dla Joanne Rouzrokh.
– Nie będzie jej na balu.
– Wiem.
Matka zatrzymała się i spojrzała na niego.
– Ty myślisz o niej poważnie – stwierdziła po chwili.
– Tak, ale ona uważa, że jestem za młody.
– Zapewne w grę wchodzi duma. Koleżanki by ją wypytywały, dlaczego nie znalazła sobie chłopaka w swoim wieku. Dziewczęta są pod tym względem okrutne.
– Nie zamierzam się poddawać. Poczekam, aż wydorośleję.
Matka się uśmiechnęła.
– Nie wątpię, że potrafisz ją rozbawić.
– Owszem, to mój najmocniejszy atut.
– No cóż, ja też długo czekałam na twojego ojca.
– Naprawdę?
– Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia i tęskniłam przez długie lata. Musiałam patrzeć, jak zakochuje się w tej bezmyślnej krowie Oldze Vyalovej, która na niego nie zasługiwała, ale miała dwoje oczu. Bogu dzięki, że zaliczył ją szofer. – Mama Woody’ego nie przebierała w słowach, szczególnie gdy w pobliżu nie było babci. Nabrała złych nawyków przez lata spędzone na pracy w gazetach. – A potem poszedł na wojnę. Musiałam pojechać za nim do Francji i dopiero tam przyparłam go do muru.
Woody słyszał, że w jej głosie nostalgia miesza się z bólem.
– Dotarło do taty, że jesteś odpowiednią dla niego dziewczyną?
– W końcu dotarło.
– Może i ze mną tak będzie.
Matka go ucałowała.
– Powodzenia, synku.
Dom Rouzrokhów stał półtora kilometra dalej i Woody poszedł pieszo. Tego wieczoru nikt z rodziny nie wybierze się na bal. Nazwisko Dave’a krzyczało z pierwszych stron wszystkich gazet po tajemniczym incydencie w hotelu Ritz-Carlton w Waszyngtonie. Typowy nagłówek brzmiał:
MAGNAT PRZEMYSŁU ROZRYWKOWEGO
OSKARŻONY PRZEZ GWIAZDKĘ FILMOWĄ
Woody ostatnio nauczył się nie ufać gazetom, jednak naiwni ludzie mówili, że skoro policja aresztowała Dave’a, to musi coś w tym być.
Od tamtej pory nikt z rodziny Rouzrokhów nie pojawił się na żadnej imprezie towarzyskiej.
Przed domem zatrzymał Woody’ego uzbrojony strażnik.
– Rodzina nie przyjmuje odwiedzin – rzucił szorstko.
Woody domyślił się, że musiał odprawić wielu dziennikarzy, więc wybaczył mu niegrzeczność. Przypomniał sobie imię pokojówki Rouzrokhów.
– Niech panna Estella przekaże Joanne, że Woody Dewar ma dla niej książkę.
– Możesz zostawić ją mnie – odrzekł strażnik, wyciągając rękę.
Woody ani myślał tego robić.
– Nie, dziękuję.
Mężczyzna spojrzał na niego z irytacją, ale zaprowadził go do drzwi i nacisnął dzwonek. Otworzyła Estella.
– O, pan Woody, proszę wejść. Joanne się ucieszy!
Woody posłał strażnikowi triumfalne spojrzenie i wszedł.
Służąca wprowadziła go do pustego salonu i zaproponowała mleko i ciastka, jakby wciąż był dzieckiem. Grzecznie odmówił. Po minucie zjawiła się Joanne. Miała ściągniętą twarz, a jej oliwkowa skóra przybrała blady odcień. Mimo to uśmiechnęła się do niego ciepło i usiadła, by porozmawiać.
Ucieszyła się z książki.
– Teraz zamiast pleść trzy po trzy o panu Freudzie, będę musiała przeczytać jego dzieło. Masz na mnie dobry wpływ.
– Wolałbym mieć zły.
Joanne nie skomentowała tej uwagi.
– Nie idziesz na bal?
– Mam bilet, ale skoro ty się nie wybierasz, nic tam po mnie. Może pójdziemy do kina?
– Nie, naprawdę dziękuję.
– Albo na kolację do jakiegoś cichego lokalu? Pojechalibyśmy autobusem, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
– Och, Woody, nie mam nic przeciwko autobusom, ale jesteś dla mnie za młody. Poza tym lato prawie się kończy. Niedługo wrócisz do szkoły, a ja wyjeżdżam do Vassar.
– Pewnie będziesz się tam umawiała na randki.
– Taką mam nadzieję!
Woody wstał.
– No cóż, trudno, złożę śluby czystości i pójdę do klasztoru. Nie odwiedzaj mnie, proszę, bo swoim widokiem będziesz rozpraszała braci.
Parsknęła śmiechem.
– Dziękuję, że oderwałeś moje myśli od