– W takim razie sprzedaj mi swoje kina – zaproponował Lev.
Greg był zaskoczony. Propozycja padła znienacka.
– Dam ci dobrą cenę – dodał Lev.
Dave pokręcił głową.
– Miło jest mieć kina – odparł. – To mi sprawia przyjemność.
– Osiem milionów dolarów – rzucił Lev.
Greg był rozbawiony. Czyżbym usłyszał, jak ojciec oferuje facetowi osiem milionów dolarów? – pomyślał.
– To rzeczywiście dobra cena – przyznał Dave. – Ale nie sprzedam moich kin.
– Nikt inny nie da ci tyle – stwierdził Lev ze zniecierpliwieniem.
– Wiem. – Dave miał dość tego maglowania. Dopił drinka. – Miło było was widzieć – rzekł, po czym wszedł do sali jadalnej.
Lev spoglądał za nim z odrazą.
– „Nie wszyscy są opętani żądzą forsy” – powiedział, cytując rozmówcę. – Pradziadek Dave’a przybył tu z Persji sto lat temu, miał tylko łachy na grzbiecie i sześć dywanów. On nie odrzuciłby oferty wartej osiem milionów dolców.
– Nie wiedziałem, że tyle masz – mruknął Greg.
– Bo nie mam, w każdym razie nie w gotówce. Od tego są banki.
– A więc wziąłbyś kredyt, żeby mu zapłacić?
Lev uniósł palec wskazujący.
– Nigdy nie wydawaj swojej forsy, jeśli możesz wydać czyjąś.
Do klubu wszedł Gus Dewar, rosły mężczyzna z dużą głową. Miał około czterdziestu pięciu lat, jego jasnobrązowe włosy poprzetykane były srebrnymi pasemkami. Powitał ich ze swobodną grzecznością, uścisnął im dłonie i zaproponował drinka. Greg zorientował się natychmiast, że Gus i Lev za sobą nie przepadają. Obawiał się, że z tego powodu Gus odmówi mu wyświadczenia przysługi, o którą zamierzał go prosić. Może powinien zrezygnować.
Gus był grubą rybą, senatorem, podobnie jak jego ojciec. Greg uważał, że dynastie są obce amerykańskiemu stylowi. Gus pomógł Franklinowi Rooseveltowi zostać gubernatorem Nowego Jorku, a następnie prezydentem kraju. Teraz zasiadał we wpływowej senackiej komisji stosunków międzynarodowych.
Jego synowie, Woody i Chuck, chodzili z Gregiem do szkoły. Woody był inteligentny, a Chuck miał talent do sportu.
– Czy prezydent polecił ci doprowadzić do zakończenia strajku w mojej fabryce, senatorze?
Gus się uśmiechnął.
– Nie, na razie nie.
Lev odwrócił się do syna.
– Kiedy poprzednio w odlewni doszło do strajku, dwadzieścia lat temu, prezydent Wilson przysłał tu Gusa. Kazał mu nakłonić mnie, bym dał ludziom podwyżkę.
– Dzięki mnie zaoszczędziłeś pieniądze – przypomniał Gus. – Domagali się dolara podwyżki, a zgodzili się na połowę.
– Dokładnie o pięćdziesiąt centów więcej, niż zamierzałem im dać.
Gus uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
– Zjemy lunch?
Weszli do jadalni i złożyli zamówienie.
– Prezydent był rad, że dotarłeś na przyjęcie w Białym Domu – zaczął Gus.
– Zapewne niepotrzebnie zabierałem Gladys – odrzekł Lev. – Pani Roosevelt potraktowała ją dosyć ozięble. Coś mi mówi, że nie przepada za gwiazdami filmowymi.
Nie przepada za gwiazdami, które sypiają z żonatymi facetami, pomyślał Greg, lecz milczał.
Gus gawędził z Lvem, a Greg zamierzał skorzystać z okazji i poprosić go o przysługę. Chciał któregoś lata popracować w Waszyngtonie, nawiązać kontakty i poznać mechanizmy władzy. Ojciec mógł załatwić mu jakiś staż, ale zapewne przy republikanach, którzy nie kierowali państwem. Greg wolał pracować w biurze wpływowego i szanowanego senatora Dewara, przyjaciela i współpracownika samego prezydenta.
Nie rozumiał, dlaczego tak bardzo się denerwuje. W najgorszym razie Dewar po prostu odmówi.
Po zjedzeniu deseru Gus przeszedł do rzeczy:
– Prezydent polecił mi, żebym pomówił z tobą o Lidze Wolności.
Greg słyszał o tej prawicowej organizacji występującej przeciwko polityce Nowego Ładu.
Lev zapalił papierosa i wydmuchnął dym.
– Musimy się wystrzegać pełzającego socjalizmu – rzekł.
– Dzięki Nowemu Ładowi uratowaliśmy się przed koszmarem, który dręczy Niemcy.
– Liga Wolności to nie nazizm.
– Czyżby? Ci ludzie opracowali plan zbrojnego powstania w celu obalenia prezydenta. Planu nie da się zrealizować, przynajmniej na razie, ale to o czymś świadczy.
– Uważam, że mam prawo do swoich opinii.
– W takim razie wspierasz niewłaściwych ludzi. Liga nie ma nic wspólnego z wolnością.
– Nie pleć mi tu o wolności – żachnął się Lev. – Kiedy miałem dwanaście lat, policjanci w Sankt Petersburgu wychłostali mnie za to, że moja mama strajkowała.
Greg nie wiedział, dlaczego ojciec o tym wspomina. Brutalność carskiego reżimu wydawała się argumentem za socjalizmem, a nie przeciwko niemu.
– Roosevelt wie, że przekazujesz pieniądze na Ligę, i chce, żebyś przestał – powiedział Gus.
– Skąd prezydent może wiedzieć, komu daję forsę?
– Od FBI, oni obserwują takich ludzi.
– Żyjemy w państwie policyjnym! A ty podobno jesteś liberałem.
Chłopak zauważył, że argumentacja ojca nie jest logiczna – starał się zbić Gusa z tropu i nie przeszkadzało mu, że czasem przeczy sam sobie.
Jednak senator zachował spokój.
– Zależy mi na tym, aby sprawą nie zajęła się policja.
Lev się uśmiechnął.
– Czy prezydent wie, że sprzątnąłem ci narzeczoną?
Tego nie wiedział nawet Greg, ale musiała to być prawda, gdyż ojciec zdołał wreszcie wytrącić rozmówcę z równowagi. Senator odwrócił głowę i poczerwieniał. Punkt dla nas, pomyślał Greg.
– Gus był zaręczony z Olgą w tysiąc dziewięćset piętnastym roku – wyjaśnił Lev synowi. – Potem ona zmieniła zdanie i wyszła za mnie.
– Wszyscy byliśmy wtedy bardzo młodzi – zauważył Gus, który odzyskał panowanie nad sobą.
– Bardzo szybko wybiłeś sobie Olgę z głowy – dodał Lev.
Gus zmierzył go chłodnym spojrzeniem.
– Podobnie jak ty.
Greg zauważył, że ojciec jest zakłopotany. Cios senatora sięgnął celu.
Na chwilę zapadła krępująca cisza.
– Obaj walczyliśmy na wojnie, ty i ja. Byłem w batalionie karabinów maszynowych ze szkolnym kolegą Chuckiem Dixonem. Na moich oczach pocisk rozerwał go na strzępy we francuskim miasteczku Château-Thierry. – Gus mówił gawędziarskim tonem, lecz Greg