Zima świata. Ken Follett. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ken Follett
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Юмористическая проза
Год издания: 0
isbn: 978-83-8215-259-3
Скачать книгу
Jack russell.

      – To moja ulubiona! Mam takie trzy!

      – Co za zbieg okoliczności!

      Liczyła, że Charlie sam zaproponuje, że przyjdzie do niej i pomoże wytresować szczeniaka.

      Eva wyraziła swoje wątpliwości:

      – Naprawdę sądzisz, że Charlie jest dla ciebie odpowiedni?

      – Żartujesz? – zdziwiła się Daisy. – To jedna z najlepszych partii w Buffalo!

      – Mogę się założyć, że z dziećmi też będziesz sobie dobrze radził – zagadnęła Daisy.

      – Bo ja wiem? Trudno to przewidzieć.

      – Lubisz psy, ale postępujesz z nimi zdecydowanie. Jestem pewna, że z dziećmi trzeba tak samo.

      – Nie mam pojęcia. Wybierasz się we wrześniu do college’u? – Charlie zmienił temat.

      – Może pójdę do Oakdale. To dwuletnia szkoła dla dziewcząt. Jeśli nie…

      – Jeśli nie co?

      Daisy chciała powiedzieć: „Jeśli nie wyjdę za mąż”, ale nie dokończyła.

      – Nie wiem. Jeśli coś się nie wydarzy.

      – Na przykład co?

      – Chciałabym zobaczyć Anglię. Ojciec wybrał się kiedyś do Londynu i poznał księcia Walii. A ty masz jakieś plany?

      – Zawsze miało być tak, że przejmę bank ojca, ale teraz nie ma banku. Mama ma trochę forsy od rodziny, zarządzam tym kapitałem, ale poza tym jestem bez przydziału.

      – Powinieneś hodować konie – stwierdziła Daisy. – Na pewno dobrze by ci szło.

      Była dobrą amazonką i kiedyś zdobywała nagrody. Wyobraziła sobie siebie i Charliego, jak jeżdżą po parku na bliźniaczo podobnych siwkach, a dwójka dzieci podąża za nimi na kucykach. Od tej wizji zrobiło jej się cieplej na sercu.

      – Uwielbiam konie – wyznał Charlie.

      – Ja też! Chcę hodować konie wyścigowe.

      Daisy nie musiała udawać entuzjazmu, marzyła o tym, by wyhodować linię rodową championów. Właścicieli koni wyścigowych uważała za sam szczyt międzynarodowej elity.

      – Konie czystej krwi bardzo dużo kosztują – zauważył smętnie Charlie.

      Ona miała pieniędzy pod dostatkiem. Jeśli Charlie ją poślubi, nigdy więcej nie będzie musiał się o nie martwić. Oczywiście nie powiedziała tego, lecz odgadła, że przemknęło mu to przez głowę. Nie przerywała ciszy, pozwalając, by ta myśl zawisła między nimi.

      – Twój ojciec naprawdę kazał pobić tych związkowców? – spytał Charlie po dłuższej chwili.

      – Cóż za dziwny pomysł!

      Daisy nie wiedziała, czy Lev Peshkov tak postąpił, ale to by jej nie zaskoczyło.

      – Aktywiści, którzy przyjechali z Nowego Jorku, by przejąć kierownictwo strajku, wylądowali w szpitalu. – Charlie nie dawał za wygraną. – „Sentinel” podaje, że starli się z miejscowymi szefami związku, ale wszyscy uważają, że odpowiedzialność ponosi twój ojciec.

      – Nigdy nie rozmawiam o polityce – oznajmiła wesoło Daisy. – Kiedy dostałeś pierwszego psa?

      Charlie zaczął snuć rozwlekłe wspomnienia, a Daisy kombinowała, co dalej. Zwabiłam go tutaj, jest rozluźniony, myślała, teraz muszę go pobudzić. Jednak sugestywne głaskanie psa go podenerwowało. Potrzebny jest przypadkowy kontakt fizyczny.

      – Jak mam dalej postępować z Rustym? – zapytała, gdy Charlie zamilkł.

      – Naucz go chodzić przy nodze – odparł szybko.

      – Ale w jaki sposób?

      – Masz psie ciasteczka?

      – Pewnie. – Okna kuchni były otwarte. – Ello, mogłabyś łaskawie przynieść mi paczkę milkbones? – powiedziała głośno, tak aby pokojówka ją usłyszała.

      Charlie złamał ciastko i wziął psa na kolana. Potrzymał ciastko w zamkniętej dłoni, żeby Rusty mógł je wywęszyć, a potem otworzył pięść i pozwolił mu zjeść smakołyk. Wziął drugie w taki sposób, żeby piesek je widział. Następnie wstał i postawił szczeniaka obok swojej stopy. Rusty czujnie śledził wzrokiem jego zamkniętą pięść.

      – Do nogi! – rozkazał Charlie i zrobił kilka kroków.

      Szczeniak podążył za nim.

      – Dobry piesek! – pochwalił go Charlie i dał mu ciastko.

      – Wspaniale! – zachwyciła się Daisy.

      – Po jakimś czasie ciastko przestanie być potrzebne, wystarczy go poklepać. W końcu zacznie tak robić odruchowo.

      – Charlie, jesteś genialny!

      Chłopak pokraśniał z zadowolenia. Zauważyła, że ma ładne brązowe oczy, takie jak pies.

      – Teraz ty spróbuj – powiedział do Daisy.

      Powtórzyła jego czynności i osiągnęła taki sam rezultat.

      – Widzisz? To nie jest trudne.

      Roześmiała się radośnie.

      – Moglibyśmy otworzyć firmę Farquharson i Peshkov, tresura psów.

      – Wspaniały pomysł – odparł Charlie i wydawało się, że naprawdę tak myśli.

      Jak dotąd idzie świetnie, ucieszyła się Daisy.

      Podeszła do stolika i nalała lemoniady do szklanek.

      Stojąc obok niej, Charlie wyznał:

      – Zwykle jestem nieśmiały wobec dziewcząt.

      Coś podobnego, pomyślała, lecz nie odezwała się słowem.

      – Ale z tobą łatwo się rozmawia – dodał. Wyobrażał sobie, że zawdzięcza to szczęśliwemu przypadkowi.

      Podając mu szklankę, oblała go lemoniadą.

      – Och, ale ze mnie niezdara! – wykrzyknęła.

      – Nie szkodzi – uspokoił ją Charlie. Napój zostawił plamę na jego lnianej marynarce i białych bawełnianych spodniach. Charlie wyjął chusteczkę i zaczął się wycierać.

      – Pozwól, ja to zrobię. – Wzięła chustkę z jego dużej dłoni.

      Zbliżyła się do niego i dotknęła klapy marynarki. Charlie znieruchomiał i wiedziała, że czuje zapach jej perfum Jean Naté z nutą lawendy na bazie piżma. Pieszczotliwym ruchem pocierała przód jego bluzy, mimo że wcale nie było tam plamy.

      – Prawie gotowe – oznajmiła, niby to żałując, że musi przestać.

      Przyklękła na jedno kolano, jak gdyby oddawała mu cześć, i ruchami delikatnymi jak muśnięcia skrzydeł motyla zaczęła osuszać mokre plamy na spodniach. Dotykając uda, uniosła głowę i spojrzała na niego oczami pełnymi kuszącej niewinności. Charlie spoglądał na nią z góry jak zahipnotyzowany, z otwartymi ustami, ciężko oddychając.

      IV

      Woody Dewar niecierpliwie oglądał jacht Sprinter, sprawdzając, czy koledzy doprowadzili go do idealnego stanu. Był to regatowy kecz długości szesnastu metrów, długi i smukły jak ostrze noża. Dave Rouzrokh wypożyczył go klubowi Shipmates, do którego należał Woody. Żeglarze wypłynęli na nim na jezioro Erie z synami bezrobotnych mężczyzn z Buffalo, by nauczyć ich podstaw żeglarstwa.