Godzina zagubionych słów. Natasza Socha. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Natasza Socha
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Короткие любовные романы
Год издания: 0
isbn: 9788308071953
Скачать книгу
muzyki.

      – Ale każdy ma prawo do swojego zdania.

      – Czyli nie masz nic przeciwko temu wyciu?

      – Nie lubię po prostu takiego kategoryzowania.

      – Przecież tego się nie da słuchać!

      – Ty nie dajesz rady. A to różnica.

      Marianna zazwyczaj w tym momencie prosiła Roberta, żeby włączył jej coś innego w sypialni, by mogła tam pójść, założyć słuchawki i nikomu nie przeszkadzać. Przybierała wtedy minę cierpiętniczą, na której widok Katarzyna natychmiast reagowała agresją, starając się jednak utrzymać nerwy na wodzy.

      Nie wypada przecież wydrzeć się na matkę, w dodatku w sylwestra. Albo zacząć tupać, wrzeszczeć i nie daj Boże kląć. Zamykała więc w takich sytuacjach oczy, próbowała się wyciszyć, a nawet stosowała specjalny oddech ujjayi. Przeczytała gdzieś, że przywraca poczucie spokoju i równowagi. Jej nie przywracał, ale przynajmniej nikogo nie zabiła.

      Spojrzała teraz na telefon.

      Była dwudziesta osiemnaście. Miała siedem nieodebranych połączeń, wszystkie oczywiście od Roberta. I jedną wiadomość: małe serduszko od Marcina. Bez komentarza, bez zbędnych pytań. Napisała do Roberta, że już wraca, na serduszko odpowiedziała takim samym, tylko w czarnym kolorze, i na moment jeszcze przywarła czołem do zimnej szyby.

      – Wszystko w porządku?

      A jednak ktoś ją zauważył.

      Starszy mężczyzna z psem przechodził koło sklepu z butami i najwyraźniej zdziwiła go samotna kobieta, pochlipująca teraz już całkiem głośno. Pies też łypnął na nią z zaciekawieniem. Podszedł nawet nieco bliżej i obwąchał jej nogę.

      Spojrzała na nich mało przytomnie.

      – Skórę nubukową i welurową należy szczotkować gumową lub drucianą szczoteczką. Wszelkie plamy powinno się usuwać miękką tkaniną lub gąbką nasączoną lekkim roztworem mydlanym. Jeśli but jest mocno zabrudzony, czyścimy go miękką gąbeczką nasączoną wodą z solą – powiedziała, patrząc mężczyźnie prosto w oczy, a potem wytarła nos w rękawiczkę, odwróciła się i poszła w stronę swojego mieszkania.

      Pies zaszczekał trzy razy. I naprawdę słychać w tym było zdumienie.

      – Jak w ogóle do tego doszło? Co się stało? Przecież ludzie nie umierają tak nagle! Tak… bez powodu! – Katarzyna patrzyła na lekarza, zupełnie nie rozumiejąc, co do niej mówił. Wchodziła mu w słowo, nie próbowała nawet dać sobie szansy na to, by usłyszeć jego głos. Miała wrażenie, że wszystko wokół niej wiruje, że ściany pochylają się w jej stronę, a podłoga rozjeżdża w różnych kierunkach. Miała wrażenie, że ludzie to zbliżają się, to oddalają, a światła jarzeniówek potwornie rażą w oczy. I że kroplówki stojące przy szpitalnych łóżkach nagle zbiły się w grupkę i patrzą na nią wyczekująco, jakby brały udział w jakimś histerycznym spektaklu. Chciała nawet do nich podejść i krzyknąć, że nie powinny tak się gapić. I żeby się odwaliły.

      W końcu lekarz chwycił ją za ramiona i potrząsnął nią.

      – Był powód, właśnie próbuję to pani wytłumaczyć. Anafilaksja. Silna reakcja alergiczna, która czasem niestety prowadzi do śmierci. Kiedy alergen dostaje się do organizmu, może dojść do reakcji uwalniającej silne mediatory chemiczne oddziałujące przede wszystkim na układ naczyniowy oraz na mięśnie gładkie.

      Katarzyna nagle zachichotała.

      Mediatory chemiczne?

      Mięśnie gładkie?

      Dlaczego lekarze używają takich słów? Dlaczego atakują określeniami, których normalny człowiek nie rozumie? A może to celowe działanie, żeby odwrócić uwagę? Dzięki temu pacjent skupia się na tych dziwnych słowach i nie wpada w histerię.

      Mediatory chemiczne. To jakiś absurd, żeby w ten sposób mówić do ludzi. Równie dobrze mógł gadać po chińsku, i to z dodatkiem szanghajskiego.

      – Co stało się mojej mamie? Dlaczego umarła? – wyszeptała w końcu jakoś tak bezradnie, jakby była małą dziewczynką, która właśnie zgubiła się na wielkim kolorowym jarmarku.

      – Czy pani mama była na coś uczulona?

      – Nie wiem, nie sądzę… – zaplątała się. – Mówi pan o jedzeniu?

      Skinął głową.

      – Zakłada się, że niemal każde białko występujące w produktach żywnościowych może doprowadzić do reakcji anafilaktycznej, zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z uczuleniowcem. Ale najczęściej uczulają orzechy, ryby, owoce morza, ziarna sezamu…

      – Sezam. Tak, możliwe, że była uczulona na sezam. Coś mi świta, ale nie jestem pewna.

      – Z jakiegoś powodu doszło do wstrząsu anafilaktycznego, obrzęku błony śluzowej krtani i zablokowania dróg oddechowych. Podaliśmy adrenalinę, ale niestety – bezradnie rozłożył ręce – było już za późno.

      Katarzyna nie odrywała od niego wzroku. Lekarz chrząknął trochę niepewnie i nerwowo potarł czoło. Najwyraźniej nie potrafił informować pacjentów o śmierci bliskich im osób, nie wiedział, jakich użyć słów i czy należy okazywać współczucie, czy tylko sucho i zwięźle przekazać wiadomość. Spod rozpiętego białego fartucha wystawała mu koszula w kratę. Czarno-zieloną. Katarzyna na moment skupiła się nawet na liczeniu guzików, a potem zaczęła dokładnie studiować buty lekarza. Sportowe, biało-niebieskie, z dziwną, trochę jakby napompowaną podeszwą. Pasowały do jasnych dżinsów z lekko wypchanymi kolanami.

      – Bardzo mi przykro, naprawdę – dodał jeszcze, a potem skinął głową i odszedł, nie odwracając się za siebie.

      Katarzyna stała przez chwilę na korytarzu, wpatrzona w oddalające się plecy lekarza, w jego biało-niebieskie buty i biały fartuch, a potem usiadła na podłodze i nie mogła zrozumieć, dlaczego wokół niej nagle zebrali się ludzie, dlaczego Robert tak prosi, żeby wstała i napiła się wody, i dlaczego wszystko nagle potwornie ją rozbolało.

      Podobno pierwsze objawy anafilaksji pojawiają się w ciągu kilku, kilkunastu minut od chwili zetknięcia z alergenem. Można wtedy poczuć silny niepokój, czasem towarzyszą temu stany lękowe, ucisk i ból głowy. Potem przychodzi szum w uszach, bladość, spadek ciśnienia krwi, przyspieszenie akcji serca i słabe tętno, a także silna duszność, wymioty, ból brzucha i biegunka. Katarzyna miała wrażenie, że przeżywa taki właśnie wstrząs. Tu i teraz. I że za moment umrze, i to będzie bardzo dobre podsumowanie tego, co się przed chwilą wydarzyło.

      Bo jeśli miały z matką inne zdanie niemal na każdy temat, to tylko śmierć mogłaby je w jakimś sensie pogodzić.

      Ciekawe, czy umiałyby normalnie i spokojnie rozmawiać po tej drugiej stronie. Czy świadomość, że już nie trzeba się starać, nie obowiązują żadne zasady, reguły ani normy, cokolwiek by zmieniła? Po śmierci nie nosi się butów, więc odpadłby problem ich czyszczenia. Człowiek pewnie nie odczuwa wtedy głodu, więc koniec z kupowaniem dyni i korzystaniem z jej dobrodziejstw. Nieistotne byłyby również brudne ręce i nieuczesane włosy. Niedomyte szyby i zbyt mało słodka masa do ciasta.

      Czy po śmierci wciąż by się kłóciły?

      Czy nadal próbowałyby postawić na swoim?

      Jeśli śmierć wszystko zrównuje, to chyba automatycznie znikają powody do sprzeczek, przekomarzań i zadrażnień.

      Katarzyna weszła do szpitalnej toalety i odkręciła kurek z zimną wodą. A potem spojrzała w lustro i dotarło do niej, że żadnej kłótni i tak już nie będzie. Bo tylko matka przeszła na drugą stronę i nawet gdyby chciała coś powiedzieć, to Katarzyna i tak już jej nie usłyszy.

      W