NIECH STANIE SIĘ ŚWIATŁOŚĆ. Ken Follett. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ken Follett
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Историческая литература
Год издания: 0
isbn: 978-83-8215-227-2
Скачать книгу
Dwa roczniaki, które może oddać hrabiemu.

      – Jeśli je oddam, w przyszłym roku nie będę miał żadnych roczniaków – bronił się Gaston.

      Ragna poczuła zawroty głowy, jak zawsze, gdy próbowała rozeznać się w chłopskich kłótniach.

      – Milczcie wszyscy – uciszyła ich. – Na razie ustaliliśmy, że Bernard wypasał na pastwisku Gastona… o tym, czy słusznie, zdecydujemy później. I dlatego Gaston uważa, słusznie albo i nie, że jest zbyt biedny, by w tym roku zapłacić dzierżawę. A teraz, Gastonie, czy to prawda, że jesteś winien cielaka Bernardowi? Odpowiedz „tak” lub „nie”.

      – Tak.

      – Więc dlaczego mu go nie dałeś?

      – Dam, pani. Po prostu teraz nie mogę.

      – Spłaty nie można odkładać w nieskończoność – odezwał się z oburzeniem Gerbert.

      Ragna słuchała cierpliwie wyjaśnień Gastona o tym, dlaczego zadłużył się u Bernarda i co sprawiło, że nie mógł spłacić długu. Po drodze wyszły na jaw inne, mniej istotne, rzeczy: wzajemne obrażanie siebie i swoich żon, dyskusje o tym, co i jakim tonem powiedziano. Ragna słuchała cierpliwie. Ci ludzie potrzebowali dać upust złości. W końcu jednak zabrała głos.

      – Dość już usłyszałam – stwierdziła. – Oto moja decyzja. Po pierwsze, Gaston jest winien mojemu ojcu dwa roczne cielaki. Żadnych wymówek. Źle zrobił, że odmówił ich wydania. Nie zostanie ukarany za swój występek, ponieważ został sprowokowany. Ale dług musi spłacić.

      Jej decyzja spotkała się z różnymi reakcjami. Niektórzy mruczeli z niezadowoleniem, inni kiwali głowami. Twarz Gastona przypominała maskę zranionej niewinności.

      – Po drugie, Bernard jest odpowiedzialny za śmierć dwóch cielaków Gastona. Niezapłacony dług Gastona nie tłumaczy występku Bernarda. Tak więc Bernard jest mu winien dwa cielaki, ale Gaston już wcześniej był winien jednego cielaka Bernardowi, zatem musi oddać tylko jednego cielaka.

      Teraz to Bernard wyglądał na zaskoczonego. Ragna była surowsza, niż się tego spodziewano. Nikt jednak nie protestował, jej decyzje były zgodne z prawem.

      – Uważam też, że ten konflikt został niepotrzebnie zaogniony i winę za to ponosi Gerbert.

      – Mogę zabrać głos, pani? – spytał oburzony starszy wioski.

      – Nie – odparła Ragna. – Miałeś swoją szansę. Teraz moja kolej. Milcz.

      Gerbert zamilkł.

      – Gerbert jest starszym wioski – ciągnęła – i już dawno temu powinien był rozsądzić ten spór. Przypuszczam, że nie zrobił tego za namową swojej żony, Renée, która chciała, by opowiedział się po stronie jej brata, Bernarda.

      Renée wyglądała na zmieszaną.

      – Ponieważ wszystko to jest po części winą Gerberta, to on odda cielaka. Wiem, że go ma… widziałam na podwórzu. Zrzeknie się go na rzecz Bernarda, a ten odda go Gastonowi. Tak oto długi zostaną spłacone, a winni ukarani.

      Od razu wiedziała, że mieszkańcom wioski spodobał się taki werdykt. Zadbała o to, by przestrzegano prawa, lecz zrobiła to w bardzo sprytny sposób. Zobaczyła, że ludzie patrzą na siebie i kiwają głowami. Niektórzy się uśmiechali, nikt jednak nie oponował.

      – A teraz – wstała z krzesła – możecie mnie poczęstować kubkiem waszego słynnego cydru. Gaston i Bernard mogą napić się razem i zapomnieć o urazach.

      Zrobiło się gwarno, wszyscy bowiem zaczęli rozmawiać o tym, co się wydarzyło. Ojciec Louis podszedł do Ragny.

      – Debora była jedną z sędziów w Izraelu – powiedział. – Stąd twój przydomek.

      – Otóż to.

      – Była jedyną kobietą sędzią.

      – Do tej pory tak.

      – Dobrze się spisałaś. – Pokiwał głową.

      W końcu zrobiłam na nim wrażenie, pomyślała Ragna.

      Wypili cydr i opuścili wioskę. W drodze powrotnej do Cherbourga rozpytywała księdza o Guillaume’a.

      – Jest wysoki – odparł.

      To może okazać się pomocne, przyszło jej do głowy.

      – Co go złości?

      Spojrzenie Louisa zdradzało, że przejrzał przemyślność jej pytania.

      – Niewiele – odrzekł. – Guillaume jest oazą spokoju. Może się zdenerwować, gdy służący okazuje bezmyślność: jeśli jedzenie jest niedobre, siodło luźno przypięte, a pościel w łożu pomięta.

      Wygląda na kogoś przesadnie skrupulatnego, pomyślała Ragna.

      – W Orleanie mówi się o nim wyłącznie w samych superlatywach – ciągnął ksiądz. Orlean był główną siedzibą francuskiego dworu. – Jego wuj, król, bardzo go lubi.

      – Czy Guillaume jest ambitny?

      – Nie bardziej niż każdy szlachetnie urodzony młodzieniec.

      Była to ostrożna odpowiedź, więc Guillaume był albo przesadnie ambitny, albo wręcz przeciwnie.

      – Co go interesuje? Polowania? Hodowla koni? Muzyka? – dopytywała się dalej.

      – Miłuje piękne rzeczy. Kolekcjonuje dekorowane emalią brosze i bogato zdobione końcówki pasów. Ma dobry smak. Nie zadałaś mi jednak pytania, które spodziewałbym się usłyszeć od każdej młodej panny.

      – Czyli?

      – Czy jest przystojny.

      – Ach… w tej materii sama muszę zdecydować.

      Kiedy wjeżdżali do Cherbourga, zauważyła, że wiatr się zmienił.

      – Wasz statek wypłynie wieczorem – zwróciła się do Aldreda. – Za godzinę zacznie się przypływ, ale lepiej będzie, jeśli zawczasu wejdziecie na pokład.

      Wrócili do zamku, skąd Aldred zabrał swoją skrzynkę z księgami. Louis i Ragna towarzyszyli mu, kiedy prowadził Dyzmę na nabrzeże.

      – Miło było panienkę poznać, lady Ragno – powiedział Aldred. – Gdybym wiedział, że istnieją takie kobiety jak panienka, być może nie zostałbym mnichem.

      Była to pierwsza zalotna uwaga, jaką uczynił wobec niej, i wiedziała, że po prostu chciał być miły.

      – Dziękuję za komplement – odparła. – Ale i tak zostalibyście mnichem.

      Uśmiechnął się smutno, najwyraźniej rozumiejąc, co miała na myśli.

      Pomyślała z żalem, że prawdopodobnie nigdy więcej go nie zobaczy.

      Wraz z przypływem do przystani zbliżał się statek. Wyglądał jak angielska łódź rybacka. Załoga zwinęła żagiel i statek dryfował w stronę brzegu.

      Aldred i jego kuc weszli na pokład łodzi, której załoga odwiązywała cumy i podnosiła kamień kotwiczny. Tymczasem ludzie uwijający się na angielskim statku robili coś dokładnie odwrotnego.

      Mnich pomachał do Ragny i Louisa i jego łódź powoli zaczęła odbijać od brzegu. W tym samym czasie ze statku zeszła na ląd niewielka grupa załogantów. Ragna przyglądała się im z ciekawością. Mieli długie wąsy, lecz nie nosili bród, co zdradzało, że są Anglikami.

      Jej uwagę przykuł najwyższy z nich. Na oko czterdziestoletni, miał gęstą czuprynę jasnych włosów. Targaną wiatrem niebieską opończę przytrzymywała na szerokich ramionach wymyślna srebrna