Długa noc w Paryżu. Dov Alfon. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Dov Alfon
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Криминальные боевики
Год издания: 0
isbn: 9788381431842
Скачать книгу
minut. Całe zajście, od przybycia ofiary na miejsce po zorganizowaną ucieczkę porywaczy, w tym sprzątanie dość skuteczne, by zmylić policję, trwało zaledwie sześć minut.

      Pierwszy przerwał ciszę juge d’instruction, do którego wciąż nie docierało, co właśnie zobaczył.

      – Ale jeśli pasażer został zamordowany, a nie porwany, to gdzie jest ciało? – spytał. Podstawowe pytanie każdego prawnika.

      – Wrzucili je do gówna – odparł Léger z taką samą prostotą. Juge d’instruction nie skomentował.

      – Dla nas to w sumie dobrze – stwierdził Chico po hebrajsku.

      Abadi nie odpowiedział. Zaczął się zastanawiać nad problemem języka i tożsamości. „Dla nas to dobrze”. Izraelski funkcjonariusz z pewnością nie miał na myśli „nas” w najbardziej charakterystycznym, reprezentacyjnym znaczeniu tego słowa, jakie zaszczepia się wszystkim Izraelczykom. „My” nie oznaczało tu Państwa Izrael, a już na pewno nie izraelskiego społeczeństwa. Chico nie mówił o rodzinie Meidana ani nawet o „nas” w szerszym kontekście jakiejś solidarności. Chodziło mu tylko o wąską grupę śledczych. A właściwie to tylko o niego samego. „Dla nas to dobrze”.

      – Niby w którym miejscu jest dobrze? – spytał Barak. Abadi też chciał to wiedzieć.

      – Z nagrania jasno wynika, że nie zabili go, bo był Izraelczykiem. Nawet nie wiedzieli, kogo mordują. To nie ma żadnego związku z ostrzeżeniem wywiadu. Prawdopodobnie chcieli załatwić kogoś innego. Dlatego z naszego punktu widzenia to dobrze. Raz-dwa napiszę raport, że to zwykłe zajście o charakterze kryminalnym, wynikające z błędnej identyfikacji ofiary. Nic się nie wydarzyło.

      Nic się nie wydarzyło. Marzenie każdego pracownika organów ścigania.

      – Jak to nic się nie stało? Mamy tu morderstwo rodaka w Paryżu. I skąd wiemy, że to na pewno nie ma związku z ostrzeżeniem? A jeśli zamierzali dopaść innego Izraelczyka? – zaprotestował Abadi.

      – Sam pan słyszał, mniej więcej w tym samym czasie na terminalu wylądowały cztery samoloty. Dlaczego Chińczycy mieliby się interesować akurat naszymi ludźmi i jakie są szanse, że ten gang ma cokolwiek wspólnego z Izraelem? Na moje oko to wygląda na nieudany handel narkotykami, prawdopodobnie z kimś z Maroka. Niedługo po El Al wylądował lot Air Morocco. Nic się nie wydarzyło. Ja mówię Francuzom adieu i lecę do biura pisać raport.

      Léger przyjął pożegnanie gości z nieskrywaną ulgą. Kiedy przedstawiciel izraelskiej policji wyjaśniał swoją nową teorię, rozkojarzony komisarz kiwał tylko głową. Abadi skorzystał z chwili zamieszania, kiedy funkcjonariusze podawali sobie ręce, i odciągnął Baraka na stronę.

      – Muszę pana prosić o jeszcze jedną małą przysługę. Chciałbym jak najszybciej otrzymać listę wszystkich pasażerów z izraelskim paszportem, którzy przybyli do Paryża tamtym samolotem. Na wypadek gdyby sprawcy jednak mieli na celowniku innego obywatela naszego kraju.

      – Nie wolno nam przetrzymywać list pasażerów po zakończeniu lotu – odparł Barak z kamienną twarzą.

      – Wiem – odparł Abadi, nie kryjąc zadowolenia. – Ale nie wolno wam też instalować nieautoryzowanych kamer na zagranicznym lotnisku, a tu proszę.

      Rozdział 18

      Kiedy wszyscy wojskowi już opuścili salę konferencyjną, a sekretarki skończyły zbierać ostatnie tace z jedzeniem i filiżanki po kawie, Oriana popatrzyła na długi, złowieszczo pusty blat.

      Zorro wciąż czekał u szczytu stołu, adiutant Oren stał po jego lewej. Czekali, aż Oriana usiądzie – spodziewali się, że zajmie miejsce po prawej stronie Zorro, twarzą do adiutanta. Wybrała więc krzesło obok Orena. Zorro miał taką minę, jakby zamierzał kazać jej zmienić miejsce, ale się powstrzymał.

      – Generał Rotelmann poprosił, żebym przekazał przeprosiny za niezbyt ciepłe przyjęcie – zaczął. – Nikt nas nie uprzedził i nie wiedzieliśmy, kim pani jest.

      A teraz wam się wydaje, że wiecie, pomyślała Oriana. Przed Zorro leżała żółta teczka z jej nazwiskiem. Zabawne: szef działu pozyskiwania informacji, człowiek kontrolujący jedną z najbardziej zaawansowanych i najkosztowniejszych struktur technologicznych na świecie, próbuje jej zagrozić teczką.

      – Była pani córką Mikeya Talmora – dodał Zorro i otworzył teczkę, jakby chciał sobie odświeżyć pamięć.

      – Wciąż jestem jego córką.

      – Tak, tak, oczywiście. Chodziło mi o… Jest pani córką Mikeya Talmora, niech spoczywa w pokoju.

      Nie odpowiedziała. Co to w ogólne za pseudonim, Zorro? Dobrze, jej ojciec dostał w wojsku ksywkę „Mickey”, ale przynajmniej nazywał się Michael. Szef działu pozyskiwania informacji miał na imię Mosze – sprawdziła to podczas przerwy. Jaki człowiek zamienia imię najważniejszego biblijnego proroka na postać z amerykańskiego serialu?

      – Ogromnie szanuję pracę pani ojca. Był wzorem postępowania dla każdego żołnierza wywiadu – ciągnął Mosze-Zorro, znów używając czasu przeszłego.

      – Bardzo miło mi to słyszeć.

      – I cieszę cię, że kontynuuje pani jego dzieło, że się tak wyrażę.

      Oriana zastanawiała się, dlaczego generał Rotelmann – bez cienia wątpliwości człowiek wybitnie inteligentny – wybrał sobie na zastępcę tak miałkiego gościa. Szef działu pozyskiwania informacji, który nie potrafił nawet prześledzić najbardziej podstawowych danych na jej temat, takich jak nazwisko jej ojca.

      Może szukał kogoś, kto będzie mu się podlizywać. „Podziękujmy naszemu głównodowodzącemu”, „pańska opieka i przywództwo”, „wyrazić wdzięczność”, różne takie bzdety. Czyżby wysokiej rangi dowódcy, dźwigający na swoich barkach olbrzymią odpowiedzialność, po cichu potrzebowali, żeby ktoś im ciągle właził w dupę, choćby to był idiota? Coś jak melodyjka w windzie umilająca drogę na szczyt?

      I czy jej nowy dowódca, tajemniczy pułkownik Zeev Abadi, również oczekiwał od zastępczyni takiego lizusostwa?

      – Dziękuję – powiedziała.

      – A kiedy tylko wypomniała pani adiutantowi złamanie protokołu, wszyscy się przekonaliśmy, że niedaleko pada jabłko od jabłoni – dodał Zorro z uśmiechem. Obaj z Orenem się roześmiali. Odwzajemniła się najszerszym uśmiechem, jaki potrafiła przywołać.

      – I bardzo dobrze, bardzo dobrze – przytaknął Oren. – Wykonywała pani swoją pracę, rozumiem. Pod pewnymi względami nawet się cieszę, że tak pani zareagowała. Na szczęście informacje w kopercie nie były pilne. To tylko kolejne dowody w sprawie morderstwa młodego Izraelczyka na lotnisku Charles’a de Gaulle’a. Okazuje się, że sprawa najprawdopodobniej miała charakter kryminalny.

      – Zamordowano go? W ostatnim raporcie czytałam o porwaniu.

      Oriana zastanawiała się, jakie są szanse na to, że Abadi trafił do Paryża przypadkowo. Bardzo niskie, oceniła.

      Zorro machnął ręką w geście mającym jednocześnie wyrażać pewność siebie i uspokoić Orianę.

      – Przedstawiciel izraelskiej policji właśnie przesłał nam wiadomość. Ofiara nie miała żadnego związku z naszym wywiadem. To nie ma zatem także nic wspólnego z ostrzeżeniem z listy Najważniejszych. Czysty przypadek, dokładnie to sprawdziliśmy.

      Oriana się nie odezwała.

      Zorro wpatrywał się w teczkę, jakby stracił wątek. Cisza przeciągała się przez kilka długich chwil,