– Nie potrzebują panowie ciała, by zrozumieć, że ten człowiek nie żyje – skarcił go Boudin. – Francuski matematyk Urbain Le Verrier odkrył Neptuna, choć nigdy go nie widział. Wystarczyła prosta dedukcja. Mówi pan, że ofiara została zrzucona z dużej wysokości do rury ściekowej do pojemnika wypełnionego środkami chemicznymi. Nie ma potrzeby zawieszać prac oczyszczalni, żeby stwierdzić, jak to się dla niego skończyło. Wystarczy logicznie pomyśleć.
– W takim razie gdzie jest ciało? – chciał wiedzieć Abadi.
– Gdyby to był zwykły ściek, wylądowałoby kilka kilometrów od oczyszczalni. Ale dostawcy toalet chemicznych mają specjalne pozwolenie na opróżnianie zbiorników prosto do oczyszczalni, bo ich odpady zostały już zneutralizowane. A to znaczy, że zwłoki prawdopodobnie są tutaj, w osadniku wstępnym.
– A co to takiego? Chodzi o to? – spytał Abadi, wskazując na ogromną przestrzeń pod nimi.
– Ten budynek najdalej z prawej strony – odparł Boudin, wskazując na konstrukcję wielkości stadionu. – Ścieki przechodzą tam proces oczyszczania przez filtry węglowe. Na szczęście odfiltrowana woda jest przeznaczona do upraw rolnych, więc to wasze ciało nie narobi dużych szkód.
– Ten zbiornik nie jest aż taki duży – stwierdził Léger, ożywiony dawką konkretnych informacji. – Mogę tu wezwać zespół nurków, zlokalizują go w kilka godzin.
Zastępca dyrektora się skrzywił.
– Nie może pan wysłać nurków do osadnika. Znajdują się w nim bardzo silne środki czyszczące. To zagrażałoby ich zdrowiu.
– To proszę spuścić wodę ze zbiornika – zaproponował komisarz.
– Nie ma jak zamknąć oczyszczalni. Obsługuje osiem milionów ludzi!
– To co pan sugeruje? – westchnął zdesperowany Léger.
– Muszą panowie poczekać na następny etap. Woda jest odprowadzana stąd do następnej stacji, tego otwartego jeziora po prawej, kanałem zabezpieczonym wewnątrz gęstymi drucianymi siatkami. Ciało zatrzyma się na pierwszej z nich, uruchomi czujniki, a ja wtedy do panów zadzwonię.
– I kiedy pana zdaniem to się wydarzy? – chciał wiedzieć Abadi.
– W ciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin. Najpóźniej jutro o tej porze. Jeśli tam w ogóle jest jakieś ciało. Ale jeśli coś w waszej historii się nie zgadza, to woda będzie płynąć bez żadnych zakłóceń, a ja nie zadzwonię.
– Podstawowa logika – mruknął Abadi.
– Potrzebujemy ciała – powiedział Léger, gdy szli z powrotem do radiowozu, czekającego na parkingu. – Jego gówno płynące przez rury nie dowodzi, że porwany dalej żyje.
– Niech się pan nie martwi, dostanie pan ciało – pocieszył go Abadi.
Zerknął na komórkę, ale nie było żadnych nowych wiadomości. W Izraelu chyba nikt się szczególnie nie przejął wydarzeniami na paryskim lotnisku. Jako człowiek bardzo ostrożny w kontaktach z prasą, Abadi zazwyczaj cieszył się z ciszy w mediach. Tym razem jednak to milczenie wydało mu się złowrogie.
– Obawiam się jednak, komisarzu, że jeśli wkrótce nie zdobędziemy tych informacji, to będzie więcej zwłok.
Rozdział 20
W Jerozolimie była piętnasta pięćdziesiąt, kiedy do biura premiera napłynęła prośba o komentarz w sprawie raportu przygotowanego na wieczorne pasmo wiadomości.
Niemal wszystkie stacje radiowe były kontrolowane bezpośrednio przez gabinet premiera. Dwa kanały telewizyjne podlegały ścisłej kontroli, a kolejny należał do największego donatora premiera, szwajcarskiego potentata rządzącego kasynami od Stanów po Makau. Programy informacyjne miały swoje strony internetowe i gazety, również poddające się naciskom ze strony biura szefa rady ministrów.
Istniało jednak sporo platform poza wpływami premiera, a reporter proszący o wypowiedź pracował dla jednej z nich.
Dla rzecznika dostatecznie niepokojący był już sam fakt, że materiały tej natury zostały zebrane, przeanalizowane, zweryfikowane i przekazane do redakcji, i nikt z działu wiadomości nie zwrócił się z tym do niego. Ale sam raport stanowił otwarte wypowiedzenie wojny.
Wkrótce pracownicy biura spotkali się ponownie. Czterech doradców przekazywało sobie pytania od reportera. Rzecznik starał się jak najlepiej tłumaczyć je na angielski Amerykaninowi.
– Mają raport z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, z którego wynika, że podczas ostatniej podróży do Genewy premier wywarł nacisk, żeby w drodze powrotnej do Izraela zatrzymać się na oficjalną wizytę w Monte Carlo.
– A dlaczego akurat tam? Chciał zajrzeć do kasyna? Mało prawdopodobne.
– Nie było żadnych podstaw do odwiedzin w Monte Carlo za pieniądze podatników, ale udało się zorganizować jakąś kolację z Żydami, którzy specjalnie na tę okoliczność przyjechali z Francji. Niby że „spotkanie dla kwestarzy”.
– I to jest ta ich historia? Niepotrzebna podróż premiera? Żadna większa gazeta się tym nie zainteresuje.
– Kiedy przyjechali do hotelu w Monte Carlo, żona premiera zażądała, by do ich apartamentu przyjechał główny fryzjer z Alexandre de Paris. W tym samym salonie czesała się księżna Grace.
– Nie. Nie, nie, nie, błagam, nie – stęknął amerykański doradca, kołysząc się na krześle, jakby w modlitwie.
– Izraelska konsul w Monako próbowała ją przekonać, że to wykluczone, ale jak można było się spodziewać, nic nie wskórała. Stylista został więc wezwany i przyjechał z zespołem ośmiorga asystentów. Trzy godziny później zrobił sobie selfie z żoną premiera. Stacja twierdzi, że ma to zdjęcie.
– Błagam, niech mi pan powie, że zapłaciła z własnej kieszeni – powiedział Amerykanin.
– Fryzjer zapytał, gdzie wysłać rachunek, a ona odparła, że nie zajmuje się takimi sprawami i żeby dopisać to do rachunku za pokój.
– Ale mam nadzieję, że hotel odmówił, więc to wszystko sprowadza się do historii jakiegoś goja z salonu fryzur, który nie dostał pieniędzy za usługę.
– Hotel się zgodził. Recepcjonistka uwzględniła koszt fryzjera w rachunku, razem z podatkiem, ale bez napiwku.
– To wyjaśnia, dlaczego zdjęcie trafiło do rąk jakiegoś dziennikarza – stwierdził doradca polityczny z westchnieniem.
– Następnego dnia konsul zauważyła doliczony koszt, bardzo się zdziwiła i spytała premiera, dlaczego rachunek został uwzględniony w opłacie za apartament.
– A premier przeprosił i zapewnił, że to nieporozumienie – podsunął amerykański doradca, próbując przewidzieć dalszy przebieg wydarzeń.
– Premier nakrzyczał na konsul za zawracanie mu głowy problemami, które powinna sama rozwiązywać. Konsul skontaktowała się z Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Uznano, że usługa fryzjerska może zostać dodana do kosztów wyjazdu pod jedyną dostępną kategorią.
– Błagam, niech to będzie jakiś biurokratyczny bełkot.
– „Nieprzewidziane koszty bezpieczeństwa”.
W pokoju zapadła cisza.
– To nie wygląda dobrze – ocenił Amerykanin.
– Nie – zgodził się rzecznik. – Nowa fryzura żony premiera kosztowała